czwartek, 31 grudnia 2015

77. Minione sny

Dzień jak co dzień. Wstaję rano, wracam do świata żywych, a potem... właśnie, co potem? Było zawsze tyle tego, że w locie nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie gdzie znikam. Teraz choć nawet jeśli mogłabym się tym wszystkim zająć, nie mam sił. Jestem zmęczona. Odplątałam tą sieć na tyle, że potrafię sobie odpowiedzieć na pytania, dlaczego tak się dzieje, jednak głośno mówić o tym nie umiem. Nawet nie muszę otwierać ust, bo przecież to i tak nieistotne. Jak zwykle, zresztą. 
Długo przed tym uciekałam. Miałam pojęcie o tym, czekałam na moment, aż usłyszę to, co już wiem. Jednak moment nie nadszedł. Więc uciekałam nadal. Nawet była droga, która by mi na to pozwoliła, abym mogła odetchnąć, mogło się wszystko zmienić, ale choć chciałam już stawiać tam kroki, ona zniknęła. Teraz... co ja muszę zrobić, aby to się zmieniło? Jestem zmęczona tym wszystkim. Ile jeszcze muszę przetrzymać, aby być traktowaną choć trochę tak samo, bardziej fair, tak jak ja to robię? Wiecznie tylko mam się skupiać na tej zimnej skale, która myśli, że jak stoi na środku, jest w centrum i nic innego ją nie obchodzi, bo to wiecznie chodzi o nią, o niej trzeba rozmawiać, co się u niej dzieje, co ona czuje. Bo nic dookoła nie posiada uczuć, nie posiada problemów, nie posiada pomocy, bycia obok i wsparcia. Nawet jeśli już się wspomni, niewinnymi słowami krzycząc "pomocy", prosi się o wszystko. W końcu to skała, więc trzeba zrozumieć, że tak jest. Bo choć tyle razy próbowało się do niej dotrzeć, w końcu to tylko skała. Wielka skała. 
Myślałam, że to ja robiąc krok do przodu, robię dwa do tyłu, ale może jednak odczuwam te kroki kogoś innego? Nie wiem jakim sposobem, jak to możliwe. Nie chcę już więcej ja się dopasowywać pod kogoś. Mam tego dość. Od kiedy to mi są ustalane warunki, kiedy i co mam mówić, bo ktoś nie chce rozumieć najprostszych moich słów? Workiem też nie jestem, aby móc się na mnie wyżywać. Mam dość tego, że nie są brane pod uwagę moje odczucia, których nawet nie mam prawa [!] mieć. Bo nie chodziło o mnie, cała reszta gówno się liczy. Jakoś dla każdego innego to wszystko się liczy, ale dlaczego nie liczy się dla tej jednej osoby? Do czego to doszło? 
Odkąd mi wyszeptano, że wierzę w cuda, starałam się, dostrzec, czy choć trochę może to mieć swój byt. Jednak z każdym dniem, szczególnie dzisiejszym zanim wstało słońce, uświadomiłam sobie, że ten szept miał rację. Że to wszystko czym żyłam ostatnio jest jednym wielkim cudem, a ja cały miesiąc przez dążenie na ślepo straciłam ten czas. Cały miesiąc. Dziś za to na nowo widzę kogoś, mniejszą skałę, która choć przez tą skałę była obrzucana błotem, rozumiem dlaczego wszystko inne dookoła ceni sobie tą mniejszą skałę. I nie wyobrażam sobie tego, jeśli nie miało by być przy mnie tego ciepła dającego przez duszę choć niespokrewnioną to niczym siostra. 
Boli mnie utrata tej jednej osoby, gdzie przez prawie pół roku byłam szczęśliwa. Gdzie jesteś? Mój wyimaginowany przyjacielu, który myślałam, że istniejesz naprawdę, gdzie choć widzę te same oczy, to jednak spojrzenie inne. Ty byś nigdy mnie tak nie potraktował, byłeś niczym koreański bohater z dramy, którą tak uwielbiam oglądać. A teraz Ciebie zastąpił ten zimny drań, który się zadomowił i nie chce oddać Ci miejsca. Powoli przestaję na Ciebie czekać. Jeśli nie istniejesz, to muszę dać Ci umrzeć, abym mogła widzieć rzeczywistość taką, jaką jest. Nie chcę już wierzyć i widzieć tych dawno minionych słów.
Nowy Rok, tak? Mam nadzieję, że w nowym nie będę musiała znosić tego więcej, że Wielka skała się obudzi zanim będzie za późno i zamieni się w coś, co w końcu da radość innym, że ja zamiast czegoś szukać na ślepo i wierzyć w coś, co nigdy miejsca mieć nie będzie, nie będę musiała tego robić, bo będę szczęśliwa. I życzę każdemu właśnie, aby ich życie było szczęśliwe, proste, bez takich akcji, które są absurdalne. Aby szczęście po prostu płynęło po prostej linii, co innego urozmaicało życie niż sytuacje, które poupadają nas na zdrowiu, szczególnie psychicznym. 


 Bądź dla bliskich szczęściem, a nie cierniem.

piątek, 25 grudnia 2015

76.

Uwielbiam ten czas. Przyjemna atmosfera, wszyscy szczęśliwi i wiem, że warto było bawić się w to wszystko, aby zobaczyć ten uśmiech na twarzy. Czuję z jednej strony spokój, szczęście, że mogłam sprawić radość. Ale nie potrafię być spokojna. Jestem rozdarta. Choć wiem czego szukam, choć wiem jak było, choć wiem jak to wszystko wygląda - jestem zagubiona. Cały czas myślę i widzę na coś szanse, a z jednej strony przeciwieństwo tego. Cały czas mówię sobie, że jestem twarda i będę się trzymać postanowień. Gdybym miała skądś siły na to wszystko. Walczyć z tym, bo nie mogę się poddać. Bo wtedy wszystko szlak trafi. Mogłoby być pięknie, owszem. I ja bym tego chciała aby tak było, aby to było tak jak mi sny dyktują. Ale nie mogę tym razem uciekać do ich świata. Tu jednak wszystko wygląda inaczej. Również na nowo włączyłam sobie dramy i tak jakoś oglądam. Szukając czegoś nowego, jednak znalazłam jedną z tych lepszych dram (emergency couple - woman and man) i jakoś wróciły mi te wspomnienia co czułam oglądając to. Gdzieś w tym wszystkim widzę znaną mi bardzo osobę, ale dzisiaj obcą. Czy aż tak się zmieniłaś, moja droga? 
Kiedyś nienawidziłam tego okresu i zrzędziłam co roku. Jednak za jakiś czas, za to kilkanaście lat zabraknie mi tego, więc może obejrzę jeszcze jeden odcinek, a potem spędzę czas, abym nie żałowała, że nie wykorzystałam chwil, które kiedyś uciekną. 


Nie skreślaj dobra.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

75. Tysiąc innych myśli

Wieczór. Siedzę popijając herbatę i próbuję się skupić, ale nie mogę. Cóż, jak zwykle. Myślę o jednym, to znikąd pojawia się tysiąc innych myśli. Zaczynam w tym tonąc, szukając sensu. Każdą myśl oddzielam, próbuję odpowiedzieć sobie na pytania, staram się wiedzieć co temu wszystkiemu towarzyszy. I z tym wszystkim jestem pozostawiona sobie sama. 
Odezwała się też jakaś dziwna tęsknota. I kiedy tak sobie patrzę, że jest wieczór... gdzie te wszystkie dawne spacery, gdzie chodziło, nie patrząc jaka pogoda, jaka pora? Gdzie te mile spędzone wieczory, gdzie mogło się wszystko i nic, a wiedziało się, że się jest szczęśliwym? Tęsknie za wieloma rzeczami. Wiele dostrzegam teraz, wiele doceniam. Jednak tym co jest teraz, a co było kiedyś jest wielka różnica. Zaczynam odczuwać porażkę, przegraną i to nie jedną. Chciałabym już skończyć z tymi stanami. Serio.

A tak to mam możliwość zrobienia czegoś dobrego/miłego/fajnego, także jakoś tę moc czuję. Fajne uczucie. Uwielbiam zimę, uwielbiam grudzień. Dawno temu czułam tą magię, która jest teraz w powietrzu. Czekam tylko jeszcze za śniegiem. Czas najwyższy ruszyć pewne rzeczy, ale powtarzam to sobie od dwóch miesięcy. Stoją cały czas nienaruszone. Na wiele rzeczy brak mi tej motywacji, co niedawno. Melancholijny nastroju odejdź. .-.


Wymagaj od ludzi tego, co jestem wstanie sam im dać.

niedziela, 6 grudnia 2015

74. Zwykle

Zwykle nie wiem jak zacząć i teraz również mam ten problem. Zwykle wiem co się wokół mnie dzieje, jednak nie tym razem. Zwykle potrafię panować nad swoim własnym bałaganem, ale nawet nie wiem, kiedy mnie to przerosło. Zwykle jestem silna, lecz teraz bez pomocy uginają mi się kolana z bezsilności. 
Nienawidzę uczucia ugaszonej nadziei, oglądania tych wyschniętych źródeł szczęścia, znikającego lasu. Znów pustka? Może. Choć nie wyobrażam sobie abym już tylko miała widzieć ciemność, przeraża mnie to, co teraz widzę. Nie chcę na to patrzeć i czuć jak emocje szaleją. Niekonieczne te pozytywne. Cóż można rzec, w tym wszystkim nie istniałam. Chciałabym powrócić do stanu sprzed tylu wydarzeń, być tą osobą, która jeszcze nie tak dawno pisała pierwsze posty. Jeśli o tym tak myślę - dużo się wydarzyło. Żeby wytrwać to, muszę w tym wszystkim znaleźć neutralność, obojętność. Taaak...
Jednak w tym całym nieładzie, jest coś, czego nie umiem nazwać, ale za to daje mi ciepło, którego mi brakuje. Zauważam to, że mogę być sobą i nie jestem sama, wiele i to naprawdę wiele ludzi jest wokół mnie. Dziękuję! 


A tak to cóż. Muszę odpocząć, bym swą wędrówkę dalej rozpoczęła, aby szukać tego, co nada mi sens.  






 "Forgetting all the hurt inside you learned to hide so well
Pretending someone else can come and save me from myself"


Najważniejsze to znaleźć w sobie siłę mogącą przeciwstawić się wszystkim przeciwnościom losu. 

piątek, 20 listopada 2015

73. Stabilność

Kolejna deszczowa noc. Kolejne przewracanie się z boku na bok. Co zamknę oczy, słyszę myśli wypowiadane przez tysiąc głosów. Znowu myślę o tym jak by to zrobić aby przespać tą jesień, albo zniknąć. Jesienno depresjo pospiesz się i odejdź! Ja chcę już swoją zimę. 
Co każdą noc, część mnie, która nie może spać, błąka się gdzieś poza domem. Pewnie znowu to będzie las, może znowu to będzie obserwacja bliskich mi ludzi. Kto wie co to będzie tą nocą.
Można by ostrożnie zacząć mówić, że odzyskuję swoją stabilność. Im mniej się martwię, tym bardziej wierzę. Jednak moje oczy nadal nie widzą postępów, co je bardzo boli, choć może nie aż tak bardzo one to czują, co miejsce lokujące emocje. Boję się ufać. Więcej rzeczy narosło mi do przemyśleń i zaskoczyłam samą siebie, tym co jest grane. Ale mój Atrybut Mądrości (hehe) tego czego ja nie wiem zbytnio, wie lepiej i ostudza mnie, mówi, że wierzę w cuda, a ja wiedząc, że wtedy staje się moim głosem rozsądku, faktycznie widzę jak jest. Bo może nie szukałabym daleko wiedząc, że szczęście jest blisko, ale przerabiałam już to. Wtedy było inaczej, niż jest teraz. A teraz nie byłoby lepiej, przecież prawda? Choć kto wie może... ale ja tym razem serio chcę jak już to szczęścia i myśleć poważniej, nie chcę dotknąć dna i znowu odpychać ludzi, którzy się martwią. Chciałabym wierzyć i usłyszeć, że byłoby inaczej. Ale cisza moim towarzyszem w tym kierunku.
Zastanawiam się co blokuje ludzi, że nie chcą poruszać pewnych tematów, choć aż ich korci, aby tylko wypowiedzieć o tym chociażby słowo. Przecież nikt za to nam w pysk nie da.  A wiadomo, jeśli ktoś chce szczerze pogadać, na spokojnie, bo widzi pewne rzeczy i zamiast stwierdzać po swojemu, woli mieć pewność osoby dotyczącej tego czy owego, to może być tylko lepiej. Nauczmy się rozmawiać. Czy o szczęściu czy problemach. Gdzieś czytałam, że spędzimy miliony chwil w szczęściu, ale tysiące w problemach i smutkach i najważniejsze to móc rozmawiać i pomagać w tym drugim. Wtedy o pierwsze nie będzie trzeba się martwić. 
Nie wiem czemu też zastygłam. Ostatnio przypomniałam sobie o mojej przyszłości, jaką chciałam budować. Na samą myśl usiedzieć nie mogłam, w lutym jak się obudziłam, tak mi z dnia na dzień coraz bardziej torba puszczała od ciężkości książek, gdzie na niepotrzebnych lekcjach przerabiałam to, co było mi potrzebne. Byłam tym tak pochłonięta, że zamiast wsparcia, abym w krótkim czasie opanowała tyle materiału i osiągnęła cel, słyszałam słowa, że przeginam, bo innej osobie nie zależało tak jak mi, bo miała inne priorytety. Wiem, że zapatrzenie się w swój cel nie patrząc na coś innego jest czymś raczej mało dobrym. Ale sama nigdy nie słyszałam wtedy słów "odpocznij, choć na spacer, w dupie miejmy pogodę" albo po prostu cokolwiek. Rozumiałabym gdybym odmawiała spotkań, rozmów i tłumaczyła się nauką. Ale tak nie było. A przecież nie jestem tylko ja od tego, aby panować nad wszystkim i tylko abym ja wychodziła z propozycją. Zwłaszcza, że niedawno jeszcze miałam tego nauczkę. I choć nie tak dawno temu moje oczy aż zrobiły się szkliste od łez wzruszenia, że to się w końcu ma zmienić, wzdycham, że za szybko zaczęłam się cieszyć, bo mam wrażenie jakby to były po prostu słowa, a nie czyny. A jedno bez drugiego działać nie będzie. A moje słowa już nie trafią, czasami mam wrażenie, że mogłabym się zamknąć i było by tak samo. W uszach rozbrzmiewają mi te słowa, szkoda, że narazie to tylko słowa. 
Teraz też chcę w końcu nadal próbować, wiem, że jeśli bardzo będę chciała, na nowo będę miała ten zapał, na nowo będę czuła szczęście myśląc o tym, jak chcę widzieć przyszłość. A przypomniały mi o tym lisy, które wiem, że będę kiedyś je widziała codziennie w swoim domu. ( LINK )  :3



* za tydzień dowiemy się na jakiego egzaminatora trafię,
* motywacje do nauki mam, ale ręka do książek nie sięga, help,
* męczy mnie błotnista jesień,
* mam pojebaną sytuację, help2,
* mycie włosów z kotem na plecach ^^
* cydr mi płacze w lodówce,
* chce przygarnąć lisa z rossmanna


Jeśli Ci na czymś zależy, nie kryj tego, a pokaż i walcz o to.

piątek, 13 listopada 2015

72. Rozplątywana sieć

Obiecałam sobie, że będę próbować odnaleźć w tym życiu drogę powrotną.
Mam nadzieję, że jest sposób, aby mi się to udało. Nie czuję się dobrze, nie czuję aby było, tak jak bym tego chciała. Choć wystarczy wypowiedzieć kilka prostych słów, nie umiem. Dopiero uczę się, aby to co ciśnie mi się na usta, usłyszał odbiorca. Mnie tak łatwo uspokoić, ale i tak czuję niepokój, który rośnie z każdym dniem. Nie wiem dlaczego potrzebuję zapewnień, że na pewno jest dobrze. Tak jakbym przestała ufać temu światu, że istnieje dobro. Jakbym była karmiona kłamstwem, bym wierzyła, że nic nie ma do ukrycia. Coraz częściej siadam i rozplątuję sieć, aby wiedzieć co czuję. Chciałabym móc je nazwać jakoś inaczej niż totalnym bałaganem

Chcę przestać oczekiwać, chcę działać. Co mnie trzyma? 
Nie chcę też czuć w tym tłumie obojętności, poczucia że ktoś od kogoś jest gorszy. I nie wiem jak z tym walczyć, czy to akurat moja walka... 
Odkryłam, że cząstki siebie zostawiłam w duszach innych, miejscach.
Odkryłam też, że utknęłam pomiędzy jednym a drugim, z czego wiem, że to jedno straciłam. Chciałabym wiele, za wieloma tęsknie, a jeszcze więcej chcę tworzyć. 
Co dalej? Przestaję wiedzieć. Lepsze jutro, tak? Przestaję w to wierzyć i tego oczekiwać.



 Nie uciekaj od tego co daje Ci siłę i wiarę.

sobota, 31 października 2015

71. Nijako

Czuję się nijako. Nie potrafię skupić się na wielu rzeczach, wieczne przemyślenia. Chciałabym wiedzieć co to jest spokój od tego bałaganu. Nie wiem czy znowu coś mi się tylko przewidziało, czy każdy dzień mnie utwierdza w jednym, ale bardzo mi się to nie podoba. Nie jest to ani trochę miłe, ani pozytywne. Choć niedawno czułam się jeszcze inaczej, od jakiegoś czasu najchętniej bym tylko kryła się przed światem. Nie wiem już w końcu w czym rzecz. 
Przestaję wiedzieć cokolwiek. 

Jeśli słyszysz ode mnie ciszę, dlaczego sam jej nie przerwiesz i nie zaczniesz mówić? 

czwartek, 29 października 2015

70. Wiatr ostatnio uwielbia milczeć

Jeszcze nie tak dawno miałam nastrój aby pisać tu codziennie, ale co to by były za słowa? Znowu o tym samym, jak boli mnie życie, a właściwie zachowanie ludzi? Że zawiodłam będąc uczciwą, dobrą i po prostu bo chciałam być przyjaciółką? Bo chciałam naprawić? Bo mi zależało? Ale co mi po tych słowach jak wiatr i tak nawet i tym razem nie dostarczy słów do odbiorcy, nawet jeśli stoję obok. Przez to wszystko sen gdzieś odchodził, znowu musiałam oglądać przykrą rzeczywistość. W tym wszystkim jednak jest choć trochę ciepła, które pozwoliło mi odetchnąć, ból tak jakby trochę zelżał. Czułam się doceniona, że jestem potrzebna, robiąc to samo, usłyszę słowa "dziękuję", a nie te, które ranią. Nie muszę słyszeć słów, aby wiedzieć, że są wypowiadane jeszcze gorsze, tylko po to aby stworzyć obraz mnie, której nie jestem. Lata przeszłości mnie tego nauczyły. Czuję, że przestaję nad wszystkim panować i coraz bardziej nie potrafię tego kryć. 
Nie chce mi się wierzyć tylko w to, że zaufałam sobie, że widzę gdzieś ukryte dobro. Nie mam czego szukać w tej duszy. Bo przecież nie stałoby się to po raz kolejny. Jak ufać? Skąd wiem, że jutro, nawet trwające kolejne dwa lata nie stanie się tak samo? Boję się ufać ludziom. Boję się ufać na tyle sobie, bo nigdy nie wiem, kiedy się tak pomylę. Ja się tylko pytam - za co? Ale wiatr ostatnio uwielbia milczeć. 

Nie jest tak źle jak się wydaje. W wielu oczach nie widzę już czegoś obcego. Nie jedno ramię posługuje się, aby pomóc mi wstać, aby pozwolić zakryć mi twarz, kiedy nie chcę oglądać tego świata. Stąd nie tracę nadziei, stąd wiem, że jakoś wytrzymam, jakoś wytrwam. Chcę z dala od fałszywości. 
 Ostatnio tez zaczęłam uciekać we wspomnienia. I powiem, że tęsknie, za tym szczęściem, o którym wiedziałam tylko ja. W dalszym ciągu szukam dlaczego to źródło wyschło i kto wie... może lada dzień poznam odpowiedź. Na samą myśl się zaczynam stresować. A co w tym wszystkim jest najgorsze? Że usłyszę pewne słowa i dla mnie sprawy nie ma. Bo nie umiem inaczej, bo po prostu mi zależy.
Byłam na Tetconie. Wrażenia? Średnio. Prelekcje świetne, mogłam nawet posłuchać o grach, szczególnie o aionie ^^ a nie sądziłam wcale, że usłyszę dobre zdanie xD o spoilerach się również miło słuchało, patrzyłam na świetne cosplay i występy, kabaret zostanie mi długo w pamięci, ogólnie pozytywni ludzie. Jednak czegoś mi brakowało, nie każda prelekcja jednak mnie zadowoliła, a atmosfera... jednak szukam czegoś innego. Teraz szykuję się na pyrkon, na koncerty, na spotkania, na szukanie źródła szczęścia. Jedno źródło już odkryłam i cieszę się, że istnieje.  


Tylko szczerością i będąc dobrym zyskujemy.

czwartek, 22 października 2015

69. Obcy las

Szukałam innej drogi, ale i nawet tą nie potrafię kroczyć. Zgubiłam się, jestem w jakimś lesie. Kocham lasy i ich szum, tylko dlaczego w tym czuję się tak obco? Chciałabym wrócić na swoją drogę, czuć się tak jak wtedy, wiedzieć, że jest dobrze. A się do cholery sypie coś, o czym bym w życiu nie pomyślała i z powodu jeszcze bardziej absurdalnego. Meh. Za to czuję, że coś się przybliża, otwierają się inne drzwi, inne możliwości. Może nie jestem jeszcze na to gotowa, bo nie mogę znieść tego, że tam gdzie lokują się emocje, coś się dzieje niepokojącego. Nie chcę nigdy więcej tego odczuwać. Zamierzam iść do przodu, nawet jeśli się zgubiłam. Coraz lepiej mi idzie i nie pozwolę już się cofnąć. Nie pozwolę znowu dotknąć dna, bo ktoś mnie na niego ciągnie. W końcu te wartości, które cenię nie musi cenić ta osoba, bo ceni za to je ktoś inny. Nie muszę niczego wymagać, oczekiwać, ba nawet prosić. Wiem tylko, że jak stanie się to, co podejrzewam, nigdy nie kiwnę już chociażby palcem, bo będę się bała powtórki z tego, że zawiodłam tym, że po raz kolejny chciałam dobrze. Brzydzę się kłamstwem, nieszczerością, hipokryzją, dwulicowością. I nigdy do tego nie uciekałam, więc gdzie popełniłam błąd? Chwilą zapomnienia, gdzie obie strony miały układ? Bo ja potrafię, aby poszło to w zapomnienie i jednak zastanowić się, że nie może to mieć wpływu na coś, co jest jedną z najpiękniejszych rzeczy na tym świecie? Bo nigdy nie chciałam kończyć, a naprawiać? W sumie dzięki temu uświadomiłam sobie jedno i utwierdziło mnie w tym, że jednak chcę działać. Że czekam na moment w dalszym ciągu. Ale już chyba za dużo powiedziałam. Ten kto ma usłyszeć słowa, które będę chciała przekazać, usłyszy je. I w tym wszystkim jedna osoba miała jednak rację i czuję się przez to głupio. Bo mogłam już wtedy usłuchać, ale wolałam zawierzyć sobie. Bo przecież to trzeba się kierować tym, co my sami uważamy, że będzie dla nas najlepsze. Przecież tak to idzie, prawda? 
A tak generalnie wybieram się na Tetcon, jak tam pójdę to do tej pory nie wiem, przez wiele rzeczy kostur był ostatnią rzeczą o jakiej myślałam, nie pamiętam dnia, kiedy się wyspałam, mam bliżej nieokreślony kolor włosów i tylko powiem tyle, że boli mnie to wszystko. Cholernie. Tracę przez to wiarę w ludzi. 
Czy czegoś żałuję? Tak, tego, że zaufałam na tyle, że teraz cierpię, bo się tak kurwa nie robi. Tyle w temacie. 


Nigdy nic nie było na teraz, więc nie oczekujmy, że kiedykolwiek będzie.

wtorek, 13 października 2015

68. Czy to wszystko wina tej pory za oknem?

 Meh. Czuję się jakbym nad sobą nie miała kontroli. Uczę się swoich odruchów, tego jak co odbieram na nowo. Nie czuję w tym wszystkim obojętności, a potężną emocjonalną burzę wewnątrz siebie. Walczę z tym, aby nie powiedzieć coś głupiego, aby być szczerą. Choć tak bardzo chcę się uśmiechnąć, nie mogę wydobyć go ze środka. Co się zmieniło? Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie. Bo nic się nie zmieniło, a jednak ja widzę, że jest inaczej. Więc coś jednak. Prawda? Za bardzo zaufałam swoim demonom, za bardzo pozwoliłam im przejąć władzę nad sobą. A teraz to, co one popsuły za moim pozwoleniem muszę naprawić. Powiedz mi, czy to wszystko wina tej pory za oknem? 
Wiesz co mój drogi? Choć wiesz co by mnie uspokoiło, nic z tym nie robisz, albo bije od Ciebie ciszą, albo udajesz, że nie wiesz. Ale nie jestem na to zła, choć mi trochę przykro. Nadal uważam, że wszystko można naprawić, że słowa mają wielką moc. Do smutnej osoby powiedz coś wesołego, powiedz, że sobie poradzi, że jest wielka, że walczy z przeciwnością losu. Zobaczysz, że spojrzenie ożyje, uśmiech się pojawi. Bo wiesz, naprawdę nie trzeba wiele, małe rzeczy czasami bardziej cieszą. A jeśli poświęcisz czas na rozmowę, dowiesz się co jest przyczyną, może będziesz wstanie pomóc. Teraz wiesz w czym rzecz? To chodź dalej, poszukamy kolejnych odpowiedzi, mój towarzyszu.  
Pytasz co mnie martwi? Jest wiele rzeczy, ale nie umiem ich nazwać. Same przyziemne sprawy, choć jest jedna, która nie pozwala mi działać. I nie jest zależna tylko ode mnie. Nadal mnie martwi, że cały dzień to dla innych właśnie taka pora trwająca krótko. Bo przez to muszę czekać. Bo przez to moje myśli zajmują się tym czym nie mam. Ale muszę być wyrozumiała, nie mogę się uzależniać od czasu innych. 
Odpocznijmy trochę, połóż się obok mnie na trawie, popatrz w gwiazdy. Chcę usłyszeć o Twojej walce, o Twoich emocjach, o Twoim życiu. Pomyślmy dlaczego powstała ta przepaść. Nic nie mówiąc, nigdy nie będę wiedziała. Nie mogę się domyślać, nie mogę kierować się tym, że znam Cię na tyle, że wiem, że nie muszę pytać. Człowieka uczymy się całe życie. Nawet jeśli zdam banalne pytanie, odpowiedz. Ja przecież uczę się teraz siebie na nowo, bo przestałam panować nad tym, bo wierzyłam w to, że przecież wiem najlepiej. A teraz mów. Nie chcę słyszeć tej ciszy tym razem. 





Czasami warto spytać się tej drugiej osoby "co tam u ciebie?", od tak po prostu, bez powodu.

czwartek, 8 października 2015

67. Wszystko znowu powoli wraca

Cześć. Po raz drugi. Pytasz mnie czy coś się zmieniło? Emocje gdzieś odeszły, nawet nie czuję tego charakterystycznego bicia serca, które mi każdego dnia towarzyszyło. Wszystko znowu powoli wraca na swoją drogę, ale ja już nie chcę nią kroczyć, przynajmniej teraz. Chcę na chwilę zboczyć z tej głównej, pójść w tą nieistotną dróżkę, która pojawiła się nagle i odchodzi w bok. I chcę odetchnąć. Bo coraz bardziej niepokoję się tym, że coś odchodzi. Bo moja ścieżka, którą sobie wyznaczyłam jest teraz dla mnie niemożliwa do przejścia. Bo patrząc w lustro widzę ten chłód w oczach, jak spojrzę w te oczy - również to samo. Ale nie mówmy już o tym. 
Ostatnio polubiłam patrzeć na zachodzące słońce. Wiesz dlaczego? Bo wtedy dzień ogarnia ciemność, a wszystko wokół zapada w sen. Nie słychać odgłosów obowiązków, braku czasu, nikt się nie spieszy. I ta cisza, którą tylko wtedy usłyszysz. Przez to codzienne szaleństwo, goniąc dzień nikt nie zauważa takich rzeczy, jakie zauważy się podczas zbliżającego się wieczoru. Dopiero wtedy się odczuwa brak kogoś towarzystwa, rozmów, beztroski, spotkań, odpoczynku. Bo żebyśmy my coś osiągnęli, musimy z tego wszystkiego rezygnować. I nie zauważamy coraz bardziej jak to się oddala. Pomimo, że dzień trwa tylko 24 godziny i wydaje się to tak mało, ale jakby na to spojrzeć z innej strony, to my sami większość czasu marnujemy na nic. Jeśli ktoś poprosi o spotkanie, zajmie nam ono tylko godzinkę czy dwie, a jednak odmawiamy, bo czujemy się tak jakby cały dzień byśmy na to poświęcali. A po prawdzie nadal mamy cały dzień. Tak jakbyśmy tylko od południa do wieczora mieli swoje 24 godziny. A co zresztą dnia? Bo to i tamto, ale przecież nie musi to tak wyglądać. I bardzo bym chciała, aby to się zmieniło.
Wiesz o czym ostatnio śnię? O tym, że jest dobrze i w moim głosie nie słychać chęci poddania się. Chciałabym, aby nie wyglądało to wszystko tak, nie robiły się te supły. Jakaś część mnie wierzy, że ten dzień nadejdzie i nie będzie to wyglądało tak jak wtedy, kiedy bardzo mi zależało i się starałam, na tyle, że zgubiłam swoją dumę i godność. Bo zależało mi tylko na wymianie paru słów wyjaśnień. A jednak nawet wtedy ludzie potrafią zachowywać się jak mięczaki i wolą zamiast wyjaśnień - zrobić kolejny supeł. Meh...


Znowu mam kolejny cel i jak narazie się tego trzymam. Praca nad kosturem wstrzymana, bo muszę zorientować się co mam dalej robić. Ale nie powiem - samo rzeźbienie zrobiło mi wiele frajdy. Nie mam czasu nad siedzeniem i pisaniem swojej powieści. Nawet nie mam w sumie gdzie pisać, bo nie wiem kiedy będę mogła usiąść przed swoim własnym komputerem. Szukam codziennie pewnych elementów do stroju, ale chyba muszę się wybrać w teren. No i ten... jakoś wszystko tak leci. 



Zanim odmówisz, dowiedz jaką wartość to miało dla drugiej osoby, że się zgodzisz.

poniedziałek, 5 października 2015

66. W sumie to nic takiego

Cześć. Pytasz co u mnie? Niby jest dobrze, ale wcale tego nie odczuwam. Można by rzec, że właściwie teraz jest źle. Nie, spokojnie, w sumie to nic takiego. Chcę rozprostować skrzydła, ale nie mogę. Czuję się jak w klatce. Jak na dno ciągną mnie ręce porażki. I nie mogę przeboleć tego, że choć unikałam przywiązywania swoich celów i radości do ludzi, to dopuściłam do tego. I w sumie to tak boli. Nie zwracaj na tą łzę uwagi, wypłynęła bardziej ze złości niż smutku. Bo jeśli dąży się do czegoś i tylko Ty masz na to wpływ - wiesz, że tylko Ty zawodzisz. Ale jeśli już coś zależy od drugiego człowieka i oczekiwania przerosły możliwości - to nie możesz już nic z tym zrobić, bo nie masz takiego na to wpływu. I powoli przestaję wiedzieć co w środku mnie się dzieje. Ale wiem, że coś zaczyna umierać. I nie mogę znaleźć wsparcia, choć tak bardzo go potrzebuję. Nie mogę znaleźć oparcia, aby odpocząć. Zamiast tego jeden wielki zawód. Nie chcesz tego czuć. A naprawdę wystarczy niewiele aby tego uniknąć, jedno słowo, jeden odebrany telefon, czyjeś ramię.
Ustawiasz się tak, jak możesz, na najbardziej możliwy scenariusz. A jednak wychodzi wszystko nie tak, przed Tobą jest najgorszy scenariusz. I musisz to przełknąć, nie masz wyboru. A jedna emocja wzbudza drugą. I tak jest teraz. Choć czegoś oczekuję, mogę o tym zapomnieć. Przyzwyczaiłam się do tego, że jestem kimś nieistotnym. Nawet w moich bezpiecznych ścianach. Jedyne na co nie mogę sobie pozwolić to poddanie się. Jakoś to wytrzymam. 
Lepiej mów co u Ciebie. Opowiedz mi o swoich celach, jak widzisz świat, jakie są Twoje marzenia. Lubię tego słuchać. Marzenia budują nas. Dzięki temu zapominam o swoim bałaganie. Może gdzieś w Twoich słowach znajdę odpowiedź na to, jak ja mam postąpić, może zasiejesz we mnie chęć działania, jaka jeszcze była zanim nadeszła ta smutna pora, która przedstawiła swój plan. 

Bo się trochę zgubiłam i nie wiem jak ruszyć. Tu ciemność i tam ciemność. Chciałabym przeczekać, ale za długo czekałam na cokolwiek. A te słowa coraz głośniej rozbrzmiewają mi w uszach.  A jeszcze bardziej chciałabym móc zamknąć oczy, uśmiechnąć się i czuć spokój. 


Nie komplikujmy sobie niczego, budujmy świat tak, aby był prosty i dobry. 
Szablon mi szlak trafił.

środa, 30 września 2015

65. Puste korytarze

Brak komputera. Nie wiem co tym razem poszło, nie wiem kiedy będę mogła usiąść i normalnie pisać.


Wiele rzeczy nie chcę zrozumieć, na wiele muszę się przygotować, dużo ruszyć. A stoję w miejscu. Dlaczego? Odpowiedź choć znam, nie dociera. Nie chce jej, nie chcę rozumieć. Chce żyć w tym świecie, w którym było mi dobrze. W mojej rzeczywistości, która zapierała dech w piersi. Gdzie wszystko było piękne, proste, nieskomplikowane. To co było w zasięgu ręki, zniknęło, znów te same puste korytarze, miejsce mi tak znane, a tak obce. 
A te oczy? Gdzie to ciepło? Czemu wieje z nich taki chłód? Skąd ta napięta atmosfera, która usta sama zamyka? Nie chcę tego. Nie chcę tych zmian.
Nie dam rady.



Ale nadal żyję, błądzę, szukam części siebie krążące po otchłani. Ale żyję. 


A teraz właśnie idę zaparzyć herbaty i w między czasie rzeźbić kostur, póki serwery aiona nie są online. 







warto posłuchać




Walcz do końca, ponoć tylko wtedy cały trud zostaje nagrodzony.


wtorek, 22 września 2015

64. Brak sił

  Właśnie mamy godzinę 2 w nocy. Powinnam była już dawno leżeć pod ciepłą kołderką i śnić swoje dziwne sny. Ale siedzę tutaj i piszę. Mam chwilę odetchnienia, ale nie uważam, że to dobrze. Choć uwielbiam te chwile, kiedy za oknem widać cichą, ciemną ulicę. Żadnego samochodu, żadnego szmeru, po prostu błoga cisza. Mogę milczeć godzinami, nikt do mnie nie ma o nic pretensji. Jedyne co uważam za wielką wadę tej chwili to przemyślenia narastające w głowie. A mam teraz go jeszcze narazie dużo. Mam ochotę krzyczeć, wołać, biec ile sił w nogach z dala od tego wszystkiego, ale to niemożliwe. Złapało mnie. I tym razem mówię serio - nie mam sił z tym walczyć. Moje "teraz" się oddala, coraz jest mniej widoczne, a ja poddaję się słowom "może kiedyś". Gdzieś to, co mnie pchało do realizacji również zniknęło. A wystarczyła tylko jedna chwila. I cóż... żyję narazie z dnia na dzień. Po prostu. 


Przyjrzyj się moim oczom. Co widzisz? No właśnie.

sobota, 12 września 2015

63. Daj mi znak

 Zapominając o bólu, który nauczyłaś się tak dobrze ukrywać
Udając, że przyjdzie ktoś inny i ocali mnie przed samym sobą
Nie mogę być taki, jak Ty

Linkin Park - Leave Out All The Rest


Wzięło mnie na nastrój gdzie jednocześnie chcę być z kimś, jednocześnie chcąc pobyć sama ze sobą. Wzięło mnie na słuchanie piosenek, które w swoich słowach, nutach skrywają moją tajemnicę. Gdzie mogę znaleźć zapomnienie od tej źle wpływającej na mnie jesiennej pory, choć powoli z utęsknieniem na nią czekałam. I choć siedzę w swoim ulubionym kącie, którym jest mój pokój, dzisiaj tego miejsca nienawidzę. Nienawidzę tej ciemności mnie otaczającej i lampki, która ten mrok zabija. Nienawidzę tego wszystkiego co się tutaj znajduje. Chcę się stąd wyrwać, ale dzisiaj to niemożliwe. Czuję się jak więzień. Siedzę i tęsknie za tym co choć było kiedyś nieistotne, dzisiaj jest ode mnie oddalone. I dopiero tego brak odczułam. Zaczynają mnie męczyć wyrzuty sumienia, bo może ja to wszystko zepsułam? W jakiś sposób się czuję się winna. Szukam tego co mogłam zrobić, ale nic nie znajduje. Gubię się. Choć bardzo bym chciała zapomnieć i skończyć z tym to nie umiem. Łudzę się nadzieją, że może nie skończy się to cierpieniem i zrozumieniem tego po raz kolejny. Bo przecież zrozumiem i za tym razem? Tylko, że ja nie chcę żeby skończyło się to tak. Nie chcę rozumieć. Tym razem nie chcę uciekać do snów, szukać ukojenia, bo to one stworzyły kogoś, kogo tak naprawdę nie ma. 


Martwe gwiazdy lśnią, rozjaśniają niebo, nie mogę złapać tchu, moje mury zamykają się, mijają dni, daj mi znak, wróć na koniec, pasterzu przeklętych.
Breaking Benjamin - Give Me A Sign


Pozostało mi zmierzyć się z tym demonem, przestać się jego bać. Co ma być to będzie. Mam nadzieję, że nie urzeczywistnią się moje koszmary, że będzie po prostu dobrze. Chciałabym aby szczęście się tak urzeczywistniało, aby było można je dotknąć. Chciałabym tyle słów wypowiedzieć, ale wolę je przemilczeć. Kiedyś trafią tam gdzie powinny. Po prostu.


Warto rozmawiać niż wierzyć w coś co się nie wydarzyło.

poniedziałek, 7 września 2015

62. Jesienny powiew

 Stawiam powoli, niepewne kroki. Jestem zmęczona, ale idę dalej, póki słońce nie zniknie się za horyzontem. Czy odnalazłam to, czego szukam? Nadal nie. A doszło do całej listy jeszcze więcej. Zastanawia mnie dlaczego nie tyle co ja zbudowałam ten mur wobec wszystkich, ale dlaczego... inni zbudowali go wobec mnie? Między tymi murami jest różnica, że ja swój postawiłam niechcący i chcę go zniszczyć i szukam pomocy, aby znaleźć na to siły, a ten drugi mur, innych jest postawiony z powodu mi nieznanego, a jak już to przykrego, bo po głowie chodzą mi różne pomysły. Choć jest we mnie determinacja, nie wiem jak ruszyć. Blokuje mnie to. Bo nawet jeśli usunę sama swój mur, widzę ten drugi i nie zniszczę go. To przez to jakie wrażenie daję swoim częstym milczeniem, czy czym? Pytania, pytania, pytania.... 
  Też po raz kolejny udałam się wędrówką we wspomnienia. I różnica między tym co było kiedyś a co jest teraz jest bardzo wyraźnie zarysowana. Szczerze, trochę to boli, że taki kierunek nabrały sprawy. Że coś co w zasadzie nie było daleko, teraz jest i widzę w tych samych oczach nie ciepło, a nieznany chłód, obojętność. I czego to jest wina? Oczy bardzo dużo mówią, stąd lubię w nie patrzeć. Ale za cholerę nie lubię odnajdywać w nich to co potrafi zranić, zrobić przykrość. Meh...
 I przyszedł okres, kiedy nadszedł czas na opatulanie się w ciepłe swetry, parzenie sobie herbat na wietrzne wieczory. W tym roku wyjątkowo szybko nadeszła ta pora. Oby nie odebrała nikomu optymizmu.  Ja cóż, mogę już chyba powiedzieć, że od mojego marzenia jestem oddalona o rok, ale to nie oznacza, że w tym roku nic nie zrobię, bo mam kolejny plan i będę bardzo ciężko pracować, aby w następnym roku nie zobaczyć rozczarowującego wyniku. Mogłam wymyślić cokolwiek, iść w każdym innym, łatwiejszym kierunku, ale wiem, że po każdym innym nie będę mogła robić tego co chcę przez paręnaście lat. Za późno się obudziłam, bym była sama zaskoczona tym, że fartem mi się udało. I narazie porzucam tworzenie mojego pierwszego projektu cosplay. Nie stać mnie na piankę w chwili obecnej, na Tetcon nie zdążę, także mam sporo czasu na inny konwent. Za to w tym tygodniu mam nadzieję zacząć bawić się nad kosturem, szkice są, lista zakupów także. ^^
I zacznę tworzyć potiony jak chciałam. Chciałabym tworzyć też gemy, ale to też dość kosztowna jak dla mnie zabawa, więc poczekam. Gdyby moje dłonie za mocno nie ogrzewały modeliny, bym też robiła mnóstwo ładnych z niej rzeczy, ale akurat to nie dla mnie. Właśnie, dobra strona tego, że są chłodne dni, które lubię - moje dłonie będą w miarę normalne, chociaż za dnia z nimi nigdy nie jest aż tak źle. 
I po raz kolejny tęsknię za Grunwaldem. Tamta rzeczywistość była inna. W tym sensie inna, że to co wyżej napisałam, ten jeden mur nie istniał. Ten jeden... 






Nie niszcz pustym słowem tego, co może Cię uskrzydlić.

piątek, 4 września 2015

61. Wędrówka za odpowiedziami

 Zadaję sobie po raz któryś te same pytania, ale odpowiedzi nadal nie słyszę. Ani nie wydobywają się one z moich ust, ani gdzieś z zewnątrz. Wyruszam po raz kolejny na przygodę, za szukaniem odpowiedzi, które gdzieś tam są. Przeczesuję teren, wykrzykuję głośno to co mnie dręczy, ale nadal ta cisza. Idę jednak nadal, nie poddam się, znajdę chociażby odpowiedź na jedno pytanie. Chociaż to jedno. 
  Nie żyjemy długo, młodość raz dwa nam przemija, w Korei Południowej to w ogóle ludzie życia osobistego nie mają, bo praca. Chcemy czerpać z życia jak najwięcej i aby nam dobrze żyło się w przyszłości. Ok, więc dlaczego w takim razie i tak zwracamy uwagę na nieistotne rzeczy, które w przyszłości mają dla nas żadne, nieistotne znaczenie? Chcemy łapać życie chwilami, mieć wspaniałe wspomnienia, więc dlaczego sobie to blokujemy, kręcimy nosem, nie postępujemy tak w praktyce, tak jak sobie to ułożyliśmy? Dlaczego jeśli widzimy coś obok nas, co mogłoby pozwolić nam żyć, być szczęśliwym, szufladkujemy to, kręcimy nosem i pozwalamy szczęściu się ulotnić? Dlaczego skazujemy to na porażkę, skoro nie spróbowaliśmy? Ludzie to naprawdę paskudne istoty. Jesteśmy hipokrytami, oszukujemy siebie samych, choć mówimy jedno, potrafimy nasze przekonania wykrzykiwać, radzić innym, ale sami tego nie stosujemy. Zachowujemy się jak rozkapryszone, rozpuszczone bachory, które wybrzydzają. Serio.
   Ile już sobie dróg tak zamykamy, stawiamy coś, czego potem sami nie potrafimy przejść, zostaje to za nami, ale czy oznacza to, że to pokonaliśmy? Nie, ciągnie się za nami i albo jesteśmy tego świadomi albo nie. 
  Wyznaczamy sobie cele, chcemy bardzo je osiągnąć, ale wystarczy jedno potknięcie, aby poszło w niepamięć, aby zastanawiać się czy warto, przestajemy dążyć, co jeszcze nie tak dawno było dla nas bardzo ważne.
  Czuję się zmęczona tą podróżą, a pytań cały czas przybywa. 
 Dlaczego chcemy zawsze być lepsi od drugich? Jeśli byliśmy zawsze to my gorsi od innych i nam to okazywali, nie lubili nas zbytnio czy byliśmy dosłownie kozłami ofiarnymi, gdzie wszystkie obelgi, przykrości i złości były kierowane na nas, kiedy to mija, postępujemy podobnie? Oceniamy kto jest gorszy, kto lepszy, w jakim towarzystwie chcemy się obracać i sami dopuszczamy się tego, co nasi agresorzy? Dlaczego tak jest, zamiast w innych widzieć dobro, nie oceniać, jeśli widzimy kogoś słabszego, gorszego nie pomożemy mu? Przecież my sami tacy byliśmy, właściwie zawsze już będziemy. Nieważne co zrobimy, w oczach innych, tych agresorów, będziemy nikim, nie udowodnimy im, że się mylili, bo pamiętają. Z przeszłością trzeba się pogodzić, nigdy jej nie wymażemy. Dla nich, dla osób, które były tego świadkiem, nawet nam bliskie osoby, też pamiętają nasz ten okres, a najbardziej my pamiętamy. Cokolwiek zrobimy, nie zmieni to niczego. A postępując jak oni, szufladkując kategoriami kto lepszy, gorszy, przedstawiamy siebie w kiepskim świetle, a wszystko po to, aby czuć się lepiej emocjonalnie. A gdzie dawanie przykładu, pomoc innym? Może my z tego wyszliśmy, ale możemy pomóc innym, widząc czy słysząc historię podobnej do naszej.
Dlaczego tak ciężko jest coś naprawić, jeśli się coś schrzaniło i się o tym wie? Nie zmierzamy do tego, aby było lepiej, a  dajemy aby czas to naprawił? Nawet nie zauważamy, kiedy czas posprząta wszystko i zapominamy o tym, twierdzimy, że minęło już go tyle, że nie warto tego ruszać. Ale przecież te zastygłe sprawy nie uległy przeterminowania. Też ciężko nam się przyznać do czegoś, choć cenimy sobie szczerość, tak ciężko nam powiedzieć "przepraszam", wysłać uśmiech, który dla kogoś znaczy dużo więcej, szukamy usprawiedliwień... ale na nic nam one.
  Tak, zdecydowanie plugawe z nas istoty, które choć ponoć są najbardziej inteligentne, w wielu sprawach nie można już o nas tego powiedzieć, a winni jesteśmy sobie sami. Nie będziemy nigdy samowystarczalni, potrzebujemy często pomocy innych, chociażby tylko aby nas popchnąć do przodu, odnaleźć to, co zgubiliśmy po drodze. Nie jesteśmy mangozjebami, gwiazdeczkami, metalami, niepełnosprawnymi, gotami, szefami, ważnymi osobistościami, gorszymi, lepszymi, samdodajcokolwiekinnego... jesteśmy do cholery ludźmi. WSZYSCY.
  Z każdym krokiem pytań mi przybywa. Tak bardzo bym chciała usiąść, odpocząć i szukać z kimś odpowiedzi, porozmawiać, szukać tego, co niezrozumiałe, aby nie zauważać, kiedy czas przeleciał mi między palcami. Poczuć spokój, szczęście, którego nadal szukam, dzielić podobne z innymi, czy to pasje czy pogląd, czy zdanie. Ale narazie to samotna wędrówka. Może ktoś kroczy podobną ścieżką, która gdzieś jest skrzyżowana z moją? Zależy to od tego co jutro przyniesie. 


* miesiąc na ukończenie uzbrojenia do cosplay, jeśli chcę mieć go przygotowany do Tetconu.
* kolejna część Wiedźmina skończona, muszę lecieć do księgarni i cieszę się, że mam w końcu czas na książki.
* do końca przyszłego tygodnia dopiero będę wiedziała czy fartem udało mi się, czy faktycznie za późno obudziłam się, co chcę robić w życiu.
* wszystkie objawy minęły, czuję się jakbym mogła góry podnosić!
* 2 GB w telefonie to jednak za mało.
* Jaskier właśnie siedzi mi na plecach. 








Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie.

środa, 2 września 2015

60. Mur

  Czasami zaskakuje mnie to, jak emocje mogą nami miotać. Jeszcze wczoraj, pomimo tylu miłych, wspaniałych i wesołych chwil, coś we mnie było, co nie dawało spokoju. Coś jakby rzuciło na mnie lasso i ciągnęło mnie w swoją stronę, sprawiając tym, że psychicznie czułam się źle. Miałam ochotę się poddać z tyloma rzeczami, nawet z tym momencie dla mnie najważniejszą. Teraz w tym momencie jest mi od tego strasznie daleko. Jeszcze wczoraj myślałam, że dotarło do mnie, w jakim błędzie byłam, na co ja liczyłam myśląc, że pewnie rzeczy są mi dane. Zastanawiałam się, w czym tkwi problem, że zawsze to zatacza koło. Wszystko, co mi mówiło, że tak nie jest było iluzją, plugawym kłamstwem, w które ja tak głęboko wierzyłam, że i ja mogę. Bałam się tak panicznie ujrzeć urzeczywistnienie się mojego koszmaru, który potrafił mnie nawiedzać nie tylko w snach. A gdyby to się stało, rozwaliłoby to mój mur, który tak budowałam i na nowo zbierała cząstki siebie, które nawet nie wiedziałabym czy mam na to siły. I czy chcę to robić, aby na nowo nie doznać utracenia wszystkiego
  Myliłam się, tak bardzo się myliłam... może nadal w tym wszystkim tkwi jakiś problem, ale to co napisałam powyżej, poszło gdzieś wszystko na bok, bo dzisiaj coś otworzyło mi oczy. I musiałam przede wszystkim sama do tego dojść, zrozumieć. 
  Nie od dziś jestem obserwatorem i zauważam pewne rzeczy. Kiedyś interesowałam się psychologią, właściwie nadal, chociaż już nie z takim zapałem i też pozwala mi to zobaczyć pewnie rzeczy. I to co ja zobaczyłam, wzbudziło we mnie taką złość, że miałam ochotę wszystkim miotać i wypowiedzieć zdecydowanie tego, czego nie powinnam. Ale potrafię panować nad swoimi emocjami. Przede wszystkim, narazie są to tylko moje spostrzeżenia i póki nie znajdę potwierdzenia tego, mogę tylko dalej snuć. Na dzień dzisiejszy jestem o wiele spokojniejsza niż wczoraj. Między mną wczorajszą a dzisiejszą jest wielka przepaść. Tak samo jak między mną kiedyś, a teraźniejszą. Jedynie co mnie łączy z moją starą osobą, to jedynie, że przeważnie w większym gronie potrafię się ani słowem nie odezwać. Na osobności, bądź malutkim gronie, to potrafię ja najwięcej nawijać. A jeśli każdego bardzo dobrze znam z osobna, zamieniłam więcej słów, w większym gronie jest rozmowa o czymś, o czym mogę nawijać i powiedzieć coś od siebie, niż tylko słuchać, to zmienia już całkowicie postać rzeczy. Od każdej bliskiej osoby jeszcze nigdy nie słyszałam, abym była cicha, skryta... w większym gronie to co innego, ale uważam, że to nie jest moja jakaś cecha, a raczej problem, przez który borykam się przez przeszłość. Byłam kiedyś bardzo głośnym dzieckiem. Muszę przede wszystkim coś z tym zrobić i zwrócić się o pomoc, aby mi ludzie z tym pomogli, a także pomogli odzyskać moją pewność siebie, którą utraciłam dawno temu. Nienawidzę za to, zakładania z góry, oceniania po okładce, stwierdzać czegoś bez podstaw. I dziwi mnie to, że niektórzy ludzie nadal tak robią. Przeraża wręcz. Ja poznałam tylu wspaniałych ludzi, ale gdybym tak stwierdzała jak powyżej, to pewnie dzisiaj byliby mi obcy. 
  Muszę zastanowić się nad wieloma sprawami, przemyśleć niejedną kwestię i mam nadzieję tylko, że mnie to nie zgubi. Meh... nie zawsze wszystko jest takie jak sobie ubzduramy, a ja cały czas na tym się łapię. To wydaje się bardzo niesprawiedliwe, że choć się staramy - i tak nic nie mamy, a inni nawet palcem nie kiwną, a mają wszystko, tak jak sobie to ułożyli. Ja właściwie wiele nie chcę, wiem jakie mam cele, co chcę robić, co lubię robić. Chciałabym bardzo, aby i inni wiedzieli jaka jestem naprawdę, a nie kryjąca się za tym cholernym murem, którego nie umiem rozwalić. Kolejny cel? Nie. To jest cel, który w pojedynkę staje się powoli dla mnie nie do osiągnięcia. Czy wiem co mam robić? Owszem. Ale czy to robię? Chęci to jednak nie wszystko. 
  I wróciłam do swojej normalności. Na szczęście przed jazdami. Znowu ubzdurał mi się kolejny cosplay i widzę zastosowanie swojej ulubionej gotyckiej sukienki niż tylko jakaś sesja. To właściwie mam w planach dwa nowe projekty, a co tam, że w ogóle nie skończyłam pierwszego, a drugi jest tylko narazie paroma screenshotami i szkicami. Jutro dowiem się też bardzo ważnej rzeczy i będę wiedziała co mam robić dalej. 
  A teraz sięgnę po książkę, mojego ulubionego tymbarka, włączę coś do słuchania, a w między czasie przerzucę swoje przemyślenia na notes, kiedy od tak znienacka mnie jakieś napadnie. :v 


Zamiast stwierdzać coś faktami bez podstaw, sam zrób własne dochodzenie czy masz rację, potem dalej stwierdzaj. 

niedziela, 30 sierpnia 2015

59. Odnaleźć drogę do szczęścia

  Po czym rozpoznać mnie, że jestem na większej dawce? Po twarzy. A będę musiała chyba się przełamać i dla własnego dobra wejść na jeszcze większą.;_; Powieka mi już tak nie opada, po wzięciu tabletek widzę lepiej, chociaż jak patrzę na coś co jest po mojej lewej stronie to widzę gorzej. Przed wzięciem tabletek za to moje oczy mają problem abym widziała tylko jeden obraz. Wręcz nienawidzę, kiedy mam problem z oczami. Mogę mieć naprawdę z czymkolwiek innym, nawet mogę dniami milczeć, ale źle znoszę oczy. Na szczęście jest coraz lepiej i nie przykuwa mnie do łóżka ani nie siada na psychikę.  Ile razy już tak było, że miastenia było wytłumaczeniem, że czegoś nie mogę? Z góry wiem, że niektórych rzeczy mi nie wolno, ale niektórych nawet nie spróbowałam, a tak wnioskuję. Może coś z tych rzeczy uczyni mnie na tyle szczęśliwą, że objawy mi przeminą? Nie mówię, że jestem smutnym jak ten świat człowiekiem, bo tak nie jest, nic nie wpływa tak na mnie, aby uśmiech schodził mi z twarzy (jak już to mam humory, gdzie lepiej nie podchodzić, ale przeszło, przez co inni mogą odetchnąć z ulgą), jednakże coś jednak dobrze ukrytego siedzi i nie daje mi spokoju. Albo jestem wytrzymała albo głupia, że potrafię to znosić. Nie umiem tego nazwać i nie potrafię powiedzieć o tym wprost, tylko dlatego, że się boję. A przede wszystkim boję się tego, że potoczy się tak jak nie ma i powtórzę swoją historię. 
  Meh, a czego jeszcze bardziej nie lubię, to tego, że w tym wszystkim nie zależy to tylko ode mnie. Tak patrząc na losy, jakie toczą się u innych... próbują, udaje im się i wydaje się to tak, jakby to wszystko było łatwe. Coś jest, ale szybko na to miejsce wskakuje co innego, radzą sobie i nie dają po sobie poznać, że potrzebują bliskości. 
  I choć może dla innych ludzi nie jestem hipokrytką, to dla samej siebie - owszem. Wiecznie siebie oszukuje, wmawiam sobie coś, a dobrze wiem, że jest inaczej. Chciałabym z tym skończyć, a przede wszystkim z tym, że nie potrafię pokazać jaka jestem naprawdę. Podejdziesz do mnie, pogadasz, spędzisz ze mną więcej czasu w mniejszym, malutkim gronie, albo na osobności - odkrywasz, że jestem kimś innym niż zapyziałą nieśmiałą niemową w większym gronie. Zaczyna mnie to osobiście męczyć, bo widzę u moich znajomych moje zachowanie, ale mało kto ma o tym pojęcie - a to tylko dlatego, że jeśli ten mur się zbuduje, nie potrafię go rozwalić. Potem jest coraz gorzej, bo widzę, że inni zaczynają prowadzić rozmowę między sobą, nie rzucą już spojrzenia na mnie, bo przecież nie uczestniczę w rozmowie, co powoduje, że mur staje się wyższy i grubszy. Potem niby byłam przy rozmowie, ale tak po prawdzie gdzieś w jakimś nieistotnym miejscu, gdzie stoczyłam walkę z głupim murem, gdzie i tak przegrałam. A odchodząc czuję się z tym wszystkim źle. Podziwiam ludzi, którzy mają z tym łatwo, albo wyszli z tego problemu. Natknęłam się ostatnio na "czyjąś przeszłość", która uderzająco jest podobna do mojej. Nie znam szczegółów, ale byłam nie tyle co w lekkim szoku, ale czułam złość do tych ludzi, którzy potrafili dokonywać takich złośliwości. A w szoku, bo bym w życiu nie pomyślała, że tą osobę to spotkało, bo znam ją z tej drugiej strony, która potrafi tyle uśmiechu ze sobą nieść. I nie jest to ktoś zamknięty w sobie, kto ukrywa swoja osobowość. Chcę brać z tej osoby przykład, zaczęłam ją jeszcze bardziej podziwiać. Ja również mam swoje grono, które mnie zna tak po prawdzie jaka jestem, przez co przechodziłam itp., ale otaczam się też ludźmi, którzy nie maja o tym zielonego pojęcia. Nie wiem czy znajdę sił na tyle, aby w pojedynkę z tym walczyć. 
  Wiem tylko tyle, że aby objawy mi przeszły na bardzo dłuuuugi czas muszę odnaleźć drogę do szczęścia, gdzie nie będzie coś mnie martwiło, nie musiała staczać walk, znosiła swoje własne oszustwa i nie umiała być sobą taką jaką jestem na prawdę. Wyglądem, ani chorobą się nie przejmuję, bo to pierwsze zależy tylko od tego drugiego, a jeśli będzie dobrze i doznam tego, czego pragnę, wiem, że będzie tylko dobrze ani pierwsze ani drugie w zasadzie nie będzie istotne. Zwłaszcza, że pamiętajcie wszech i wobec, ludzie - wygląd przemija i tak wszyscy będziemy starzy i pomarszczeni, a na samym końcu nasze ciało będzie gnić w ziemi na jakimś cmentarzysku. :v 
 A teraz czas, aby nabrać pozytywnej energii, by potem ją rozsyłać dalej. :3


Doceniajmy to co przeminęło i to co może przyjść, zanim nam to ucieknie.

czwartek, 20 sierpnia 2015

58. Parę kartek wstecz

  Ogłaszam, iż powieka wraca do normalności, co za tym idzie i moje spojrzenie i moja widoczność! Dzisiaj pierwszy raz na wykładach, nie męczyłam się patrząc przed siebie na wyświetlany materiał o wszystkim co związane jest z przepisem ruchu. Od razu i na duchu czuję się lepiej i nie boję się już tak, że na jazdy będę miała problemy z powieką. Jednak za tym idzie, że dalej unikam % jak ognia, póki nie będę miała świadomości, że na nowo będę sobie mogła pozwolić. A cydr w lodówce czeka. :v 
 Też w końcu zaczynam odhaczać jedno z rzeczy, za które miałam się wziąć. I chcę dodać do tego nieco więcej ćwiczeń, bo przeraża mnie mój brak kondycji... właściwie odkąd się zaczęły z tym takie moje problemy? Nie powiedziałabym, że od razu odkąd zachorowałam. Wtedy owszem, tak jak dostałam roczne zwolnienie, dostawałam je już z każdym kolejnym rokiem. I na początku od razu nie miałam takich problemów jak mam teraz. Moja w tym wina, że nie zadbałam o to, ale też muszę spojrzeć na to, że jednak mam w tym swoje ograniczenia, które muszę znać. Kiedyś, kiedyś miałam właściwie najlepsze wyniki w bieganiu, jogging to coś co ubóstwiam do dnia dzisiejszego. Koszykówka... jak była na wfie, to banan z twarzy nie schodził, bieganie z jednego kosza do drugiego, rzut... byłam bardzo dobrą obrończynią. Teraz gdybym nawet może nie miała miastenii, wątpię, że nadal nią bym była, bo mój wzrost nie pozwalałby mi obronić przed długimi rękoma osoby za mną. :v Ale teraz biegać mi właściwie nie wolno, grać w koszykówkę zbytnio też nie... pytanie co ja właściwie mogę? Jak pytałam to usłyszałam, że nic, jedynie tam coś dla siebie, małego, coś co nie męczy. No spoko, ale mnie to nie zadowala, takie nic to po prostu nic. Bo mam taką grupę, bo mam takie problemy i koniec. I cokolwiek wprowadzające moje mięśnie w wysiłek jest zaprzeczeniem dla choroby. I zaczynając od początku, kiedy wszystko się zaczynało, to nie mogłam wiele robić, bo miałam wiele problemów. Jak zaczęły ustawać, nadal aby nie wróciły, nic robić nie mogłam. Przez leki moje ciało się baardzo zmieniło, bo kiedyś kiedyś, nawet jak się urodziłam, mało brakowało, a bym była w inkubatorze przez moją niską wagę. A urodziłam się podajże dwa tygodnie przed planowanym porodem. I zawsze byłam chudym dzieckiem, nie ma ani jednego zdjęcia gdzie jestem małą pulchną kluską, jak moje siostry czy kuzynki. Przed zachorowaniem było można oglądać moje żebra i je liczyć. A odkąd zachorowałam, cokolwiek zrobię, ważę tyle samo, wyglądam tak samo, jedynie twarz co chwila albo nabiera jeszcze więcej, albo mniej. Raz było tak, że słyszałam, że moja twarz pozbawiona pulchności wygląda na wychudzoną. Było tak raz, bo miałam okres niebrania jakiejkolwiek tabletki, ale szybko minęło. Chciałabym bardzo wrócić do dawnej sylwetki, której powoli nie pamiętam. Czekam na moment, aż usłyszę "możesz całkowicie zejść z encortonu", choroba nie wraca przez długi czas, ja zapominam o takim czymś jak tabletki, a mogę biegać, czy coś wysiłkowego robić ile zechcę. Wierzę, że takie dni na mnie czekają, bo ponoć spotyka to miasteników. Każdy miastenik inaczej ją odbywa, dostaje swoją własną listę występujących objawów, czy też uboczne przez tabletki. Każdy przez co innego dostaje objawy, ale właściwie zdrowy człowiek nie zrozumie tego, co ja dzięki tej chorobie. Na co dzień osoba zdrowa nie zmaga się z własnymi siłami, ciałem, aby na przykład powieka była na swoim miejscu, po otwarciu oka. Nie odczuwa się słabnących sił z byle powodu, nie czuje się zmęczenia z powodu przejścia szybszym krokiem krótkiego odcinka (coraz częściej odczuwam i mnie to niepokoi, czuję przy tym narastający ból w łydkach i czuję się tak jakbym nie mogła zginać powoli kolan, jak stoję to poboli i staję z jednej na drugą nogę co chwila i szybko przechodzi). A wracając do kondycji, przez długi czas w gimnazjum próbowałam coś robić dla siebie. Jeśli za cel obrałam sobie brzuszki -  przez dwa tygodnie jechałam dziennie po 200 brzuszków  rano i 200 wieczorem. Efekt był, ale potem jakoś miałam objawy i musiałam przestać. Utrzymywały się tak długo, że nie mogłam wrócić do robienia brzuszków i się skończyło, inne ćwiczenia również, bo jak nic nie robiłam, to musiałam "odpoczywać", czego właściwie nie znoszę. Potem w moim pokoju nie było warunków też na ćwiczenia i poszło w niepamięć, właśnie też dlatego, że w gimnazjum co chwila miałam okres, że miesiącami mnie w szkole nie było. Potem, kiedy się uspokoiło, wróciłam do ćwiczeń, a potem znowu mój organizm dał mi we znaki, że mój dzienny tryb dzienny jaki się zaczął jak poszłam do technikum również jest wykańczający. Potem widziałam podwójnie. Teraz po przebudzeniu, albo jak powieka zaczęła mi opadać, wiele razy miałam zdwojony obraz, ale ułożyłam kąt widzenia inaczej i przeszło, albo musiałam się powiedzmy "obudzić".  Ale już przeszło.
  Także od trzech dni na nowo próbuję nabrać kondycji, a czy mi miastenia pozwoli, zobaczymy. Też pod koniec sierpnia powinna przyjść w końcu oczekiwana przesyłka i będę częściej spędzać czas w ogrodzie, albo za ogrodem. Szczerze, to nie mogę się doczekać, bo długo zabierałam się za strzelanie, ale zawsze coś, albo za drogo. 
I nawet nie zauważyłam, że choć odkładałam na samym końcu elementy do cosplay, w tym miesiącu przyszło praktycznie wszystko co było niezbędne, jedyne to czeka jeszcze pianka do kupna i tworzenia elementów uzbrojenia. Za cholerę nie wiem jak się za to zabrać. I nie kontynuuję narazie tworzenia mojej powieści fantasy, bo coś mnie trafia za każdym razem, kiedy coś piszę, a ja nawet tego nie widzę. :v Powinnam dostać jakąś nagrodę, że mam cierpliwość do takiego śmiecia jakim stał się mój komputer. Serio. Nikomu nie życzę spalenia się któregoś sektora na dysku, gdzie macie WSZYSTKO i od tak po prostu, nie macie do tego dostępu. Decydujecie się pożegnać z plikami, zdjęciami aby odzyskać sprawność dysku. A po tym wszystkim okazuje się, że coś się tak rozwaliło, że któryś kB w wolnym miejscu jest uszkodzone i jak coś na nim się znajdzie - koniec. Żyję na dysku 20 GB, nowy już czeka, aż podłącze, ale czekam aż moje dane przerzucę na niego i będę mogła odetchnąć wiedząc, że moje wolne miejsce to nie jest poniżej 1 GB. 
Czas mnie goni, jeszcze gdzieś muszę wepchnąć czas na zszycie na nowo rękawów w gieźle i pozbyć się tego wycięcia, które wygląda okropnie. I na wiele innych czynności, które zaczynam przekładać. .-. 


  Nie bój stawiać się pewnych kroków, które prowadzą do szczęścia. 


 

piątek, 14 sierpnia 2015

57. Tak jak zostal zeszyt otwarty...

 Mija dzień za dniem, szybko wszystko wiruje, przestaję orientować się co się wokół mnie dzieje. Tak jak zeszyt został otwarty, tak nadal jest, to co miało zostać zapisane, leży nietknięte. Jedyne co robi to zbiera kurz i zapomnienie. W głowie tworzę te wszystkie piękne historie, ale na co mi to? I tak nie zostaną urzeczywistnione, nie posiadam takiej mocy. Oczywiście, mogę spróbować, ale wystarczy, że spojrzę na parę faktów, które mnie oddala od wszystkiego. I nie mam na to wpływu. 
I chciałabym wrócić do swojej "normalności". 
Jestem w trakcie robienia wielu rzeczy, jeśli znajdę czas aby pisać tutaj długie posty, to pewnie przy jakiejś bezsennej, miłej nocy albo kiedy to szaleństwo się skończy.

Teraz chcę odpocząć od wszystkiego, szkoda tylko, że nie odpoczywam gdzieś na drugim końcu Polski czy świata. 

sobota, 8 sierpnia 2015

56.

Po prostu się nie poddam. Po prostu będę silna. Po prostu wytrzymam wszystkie przeciwności losu.







 Do tej pory pamiętam ten jeden Twój uśmiech i zrobię wszystko, aby go na nowo ujrzeć.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

55. Nienajgorzej

  Choć jeszcze przedwczoraj czułam się dobrze, tak od dwóch dni powieka mi minimalnie opada. Powody znam dlaczego tak się dzieje i mam nadzieję, że szybko przeminie. Czyli jednak i tak nie mogę przez to zejść z tabletek, muszę jeszcze poczekać. Byłam na jarmarku, słońce waliło po oczach, co oczywiście przy moim problemie z okiem doszło do powiększenia drugiego oka, przez co moje mniejsze było jeszcze mniejsze. Zdarzenie takie samo jak z XX lecia bractwa, tyle, że mi oko nie łzawiło. Nie, nie wygląda to za dobrze i czuję w okolicach oczu, że to jest męczące. Ja do tego muszę się przyzwyczaić w końcu, że tak mam, a ludzie muszą to zrozumieć i nie zwracać na to uwagi. Tak z życia miastenika. Tak, to mi nic nie dolega, dopiero pójdę do lekarza z kostką i martwi mnie jedynie to, że jeśli za długo mam nogę w kostce zgiętą to zaczyna boleć. I o dziwo, niedawno druga noga bolała mnie też przy tych okolicach. Czy nie widząc tych schodów pode mną, ucierpiała nie tylko jedna noga? :v A może oszczędzając tamtą i męcząc bardziej tą drugą, sobie ja coś niechcący zrobiłam? W czwartek (?) obym się tego dowiedziała. Tak to na szczęście ze spokojem, mogę powiedzieć, że nic mi nie jest. Każdy miastenik ma swoją osobistą specyfikę, każdy ma inne objawy, mniej albo więcej, jakieś objawy uboczne przez leki, mniej czy też więcej... ktoś może mieć tylko problem z oczami, a są osoby, które mają utrudnione oddychanie. Inni biorą mniej tabletek, inni więcej. Inni chorują od młodych lat, inni w starszym wieku. Inni sobie radzą, drudzy nie. I tylko miastenik drugiego miastenika zrozumie, albo ktoś o podobnych problemach. Moim największym chyba problemem nie jest sama miastenia w sobie. Nienawidzę w niej tylko, kiedy mnie zmusza do leżenia w łóżku i nic poza tym, nie jestem do tego przyzwyczajona, bo cały czas jestem w ruchu. Bardziej odczuwam, że moje objawy uboczne przez leki mi przeszkadzają i ludzie źle to nieco odbierają. A mianowicie to, że np. dłonie mi się pocą przeważnie cały czas. Ja do tego przywykłam, nie leje się z nich woda, albo nie jest aż tak źle. No chyba, że coś sprawia, że moje dłonie robią się cieplejsze. I nie tylko na rękach mam ten problem, ale nie mam na to wpływu, choć bardzo bym chciała. Też zaczęło mi przeszkadzać więcej niż tylko to.... i oby postawiony przeze mnie cel, nie uleciał gdzieś daleko w zapomnienie. Ostatnio zrobiłam sobie powiedzmy taką listę i chciałabym na każdym punkcie postawić ten haczyk i podołać temu. Zobaczymy. 
  Też od czwartku miałam właściwie być gdzie indziej i inaczej spędzić te dni, a miałam być na Woodzie... taaak... cóż, plany poszły się walić, najważniejszą kwestię szlak trafiło. Chciałam chociażby zobaczyć na live, ale byłam zajęta i wyleciało mi z głowy. :/ Koncert Eluveitie nadrobię w grudniu, a Within Temptation... kiedy będzie grała bliżej i mogę rzucić się na przedsprzedaż biletów. Oby Sharon zagrała w następnym roku gdzieś bliżej mnie. Teraz będzie grała jakoś przed moimi urodzinami, ale za daleko i bilet trochę sporo kosztuje. Także, jeszcze to nadrobię, choć wiem, że tamtego klimatu samymi koncertami nie nadrobię. Ale za rok już jadę i tym razem na pewno, nawet jeśli będę musiała jechać ze spontana. A takie bywają najlepsze! 
 A tak to właściwie wszystko leci w swoim rytmie bez jakichś właściwie zmian. Trochę ta monotonność zaczyna mi dawać o sobie znać. Szkoda tylko, że nie jestem wystarczająca silna, aby się przemóc. Po ostatnim razie naprawdę boję się temu podołać. Nie chcę na nowo siebie zbierać i układać. Nie chcę słyszeć czegoś, co może zaboleć. Nie wiem dlaczego widzę czarne scenariusze, jeśli chcę urzeczywistnić, to co w mojej wyobraźni jest tak piękne. Jestem beznadziejna. Tak właściwie jest poprzez doświadczenie jakie zdobyłam. Z jednej strony się nie dziwię, ale z drugiej za to bardzo. Tyk tyk tyk...
Prawdopodobnie przez cały tydzień nie znajdę czasu żeby odetchnąć, a już niedługo to już w ogóle. 
I na nowo mam wzbudzoną nadzieję! :D 

Gdyby Twoje oczy, albo uśmiech choć trochę rozświetliły mi drogę, nie bałabym się nią kroczyć. 


niedziela, 26 lipca 2015

54. Demony

  Na dzisiaj mam dość zabijania demonów, w grze jak i w sobie. To jest bardzo wykańczające zmagać się z upiorami wewnątrz siebie i ledwo dawać sobie z nimi radę. Chciałabym się poddać tylko po to, aby w końcu poczuć ulgę. Ale nie zrobię tego, bo zaszłam już tak daleko i nie chcę aby to co mnie przybliża do końca drogi, nagle straciło jakikolwiek sens. Ale ta droga, którą zmierzam bardzo wpływa na mnie. Znowu moje myśli nabrały innego kierunku i do wielu spraw podchodzę inaczej. Po drodze gdzieś też wyprałam z siebie jakiekolwiek emocje. Moje oczy potrafią jedynie zdradzić co w danym momencie czuję. 
I chciałabym bardzo aby przestał mnie boleć brzuch, kiedy moje myśli płyną w tym jednym kierunku! 
Dzisiaj chciałam się zająć szyciem sukienki, ale przesuwam znowu to na kolejny dzień. Oczywiście nie wiem jak to możliwe, że nawet jeśli trzymam się tej linii, to wyjeżdżam? :v Irytuje mnie jaki efekt jest końcowy, choć się nie rzuca w oczy, ale polubiłam nawet szycie. O dziwo. Chciałabym szyć tak ładnie jak moje koleżanki. Też przydałoby się zainwestować w maszynę, bo znowu wpadłam na pomysł zrobienia kolejnego cosplay, a ręczne szycie zajęłoby mi dużo czasu. Właściwie już kiedyś kiedyś chciałam zrobić, ale nie miałam środków, a teraz droga otwarta i wystarczy tylko chcieć. Będzie dużo szycia i malowania skomplikowanych wzorów i będę musiała ćwiczyć rękę, aby jakoś to wyglądało. Może w końcu nabiorę tej umiejętności jaką jest estetyka w palcach. Za miesiąc będę bawiła się w wycinanie różnych elementów na to, co teraz robię i jestem ciekawa ile nerwów na tym stracę. 
I o ja cię, ja żyję! Darowano mi życie, pomimo tego, że przyniosłam kotka do domu. Właściwie pewnie domyślali się, że jak nie teraz to później, ale nikt by nie chciał słuchać takiego monologu o tym, jak bardzo moja mama nie chce mieć kota w domu. Nie mogłam nawet powiedzieć ani jednego słowa. Nie lubię jak ktoś coś pisze, mówi, radzi niewiemcokolwiek wypisuje, ale druga osoba nie odpowie na te słowa choćby jednym zdaniem i nawet nie zauważamy, kiedy zostaliśmy zlani i prowadzimy ze sobą monolog. Bo po co brać pod uwagę czyjeś słowa? Na cholerę człowieku się produkujesz i wysilasz, aby coś powiedzieć, zwłaszcza, że ktoś Cię o to prosi! Widzimy tylko tą minę i słowa ani trochę nie nawiązujące do naszych. Taaak, cudowne uczucie. Na wiele rzeczy reaguję obojętnie, albo pod wpływem emocji, ale naprawdę aż na ustach ciśnie mi się mnóstwo niemiłych słów, kiedy doświadczam czegoś takiego. Nie wiem jak inni to znoszą. 
I schodzę z dawki leków, co na dniach będzie widać po mojej twarzy zapewne. Czy biorę więcej czy mniej - zawsze moja twarz jest najlepszym tego informatorem. Nigdy nie zapomnę tego jak w szpitalnej łazience widząc twarz w lustrze się przeraziłam - dlaczego tak spuchła? A wtedy brałam duużą dawkę. Teraz jest zdecydowanie lepiej, ale chciałabym w końcu zejść z tabletek, zapomnieć o chorobie tak jak teraz (nie dokuczają mi żadne objawy!) i aby nigdy nie wróciła, znaczy nie dawała o sobie znać. Może w moim przypadku takie coś jest możliwe, ale poprzedni tryb życia mi na to nie pozwalał. Teraz jest inaczej. Nie zmieniło się jednak w tym wszystkim, że żyję nadzieją. Jak jedną uciszę, narasta kolejna. Boję się tego, że każda inna będzie bardziej bolesna od drugiej, że to co budzi we mnie tyle pozytywnej energii, stanie się tylko wspomnieniem. Jak pisałam wyżej jestem zmęczona zmaganiami się z demonami w swojej duszy. Jestem tak słaba tylko dlatego, że nie mam odwagi zrobić kroku na przód. Jest sposób jakbym mogła nabrać tego, czego mi brakuje, ale co jeśli zostanie mi to odmówione? Nie chcę aby czas tak leciał i leciał, bo jak pisałam wcześniej, może mnie to zgubić. Nie chcę, aby ten nieograniczony czas, jednak powoli mi się kończył. 
O mało też nie straciłam swojej pracy, jaką jest tworzenie mojego świata do powieści, ale na szczęście dane odzyskałam. Jeśli kot mnie za dnia nie wykończy i szycie, to jutro prawdopodobnie w końcu skończę. 
W tym momencie nie ma nic bardziej uroczego od malutkiego kotka, który się na nas wdrapuje, aby połazić po klawiaturze i polować na kursor jeżdżący po ekranie, by następnie spojrzeć się na nas z pytaniem gdzie ona jest. :3 
Też nie mogę wybudzić się z Grunwaldu. Nie mogę się doczekać, kiedy za rok znowu pojadę. Tamten tydzień zdecydowanie był za krótki. Wystarczy, że włączę znajomą melodię, która mi tam towarzyszyła i znów widzę to wszystko swoimi oczyma i odpływam. 
 I tak sobie myślę... że skoro stało się, to chciałabym w końcu móc kochać. Może wtedy nie byłabym takim wulkanem emocji jakim jestem, kiedy nie jestem milczącym obserwatorem. 


Przeszłość zostaw za sobą, skup się na tym, co teraz jest najważniejsze.


 

poniedziałek, 20 lipca 2015

53. Tyk tyk

 Walcz. Jeśli walczysz, wygrywasz albo przegrywasz. Jeśli nie walczysz, przegrywasz. 

  Wróciłam do rzeczywistości i średnio mi się tu podoba, Nie wiem co tutaj robię, bym najchętniej cały czas spała. Tęsknie za tym wszystkim co działo się przez ten cały tydzień. Nie potrafię opisać słowami, to trzeba przeżyć. Gdyby cała impreza potrwałaby jeszcze dłużej, zostałabym. Były chwile, które uskrzydlały, te mniejsze i większe. Przyniosłam ze sobą dobre wspomnienia i szczęście. Nie mogę powiedzieć, że wróciłam cała i zdrowa, bo trzeciego dnia sobie kostkę skręciłam. Ale i ona nie zepsuła mi wyjazdu. Też nie potrafię opisać uczucia jakie mi towarzyszyło słuchając blackheart na Grunwaldzie. I nadszedł czas na odświeżenie playlisty i znalezienia reszty, której mogłam posłuchać. Teraz muszę się obudzić z tej magii. Ruszyć to i owo i wyjść naprzeciw, nie kryć się w cieniu. 
  Był moment też taki, że zastanawiałam się czy ta jedna rzecz, która się narodziła we mnie... ma sens. Dużo wątpliwości we mnie narosło, kiedy tak obserwowałam to wszystko, ale mojej uwadze coś umknęło, coś co uspokoiło i sprawiło, że może nie jest tak jak myślę. Ale jednak i tak jest cień, który  może sprawić aby było. Tak jak czasu nie liczyłam i go nie było, teraz zaczął się naliczać. Słyszę to nieznośne tykanie zegara. Jestem gdzieś daleko w tyle, ale mogę wszystko nadrobić. Kiedy mi na czymś zależy, śmigam jak burza i na nic nie patrzę. Nie jest to dążenie do celu, zaślepienie tym, jednak jakiś motorek motywacji jest, który jest w świadomości. 
Kupiłam kolejne elementy do mojego cosplay i teraz za nimi czekam. Ruszę w końcu strzelanie z łuku, bo za długo z tym zwlekam, teraz jeszcze mam czas, aby się tym zająć i także aby zapisać się na kurs prawka. 
 Tak, czas ruszyć to wszystko. Pytanie tylko czy na najważniejszą rzecz w tym wszystkim znajdę siły, aby o to zawalczyć.  



Twój uśmiech ma wielką moc.

sobota, 11 lipca 2015

52. Ludzka (nie)tolerancja

  Wczorajszy dzień pełen wrażeń, miłych i śmiesznych chwil. W tym wszystkim brakowało mi tylko ogniska i dobrej kiełbaski, ale pogoda i tak by na to nie pozwoliła. Dzisiaj mam dzień, który jakby nie patrzeć będzie wyzwaniem czy ze wszystkim zmieszczę się w niecały dzień. W dodatku doszło do tego cerowanie dziur, bo jakoś igła nie chciała ze mną współgrać. Jak zajmie mi to krócej niż zawsze, będę zadowolona. Zastanawia mnie co znowu kieruje ludźmi, że podejmują takie decyzje, takie życie prowadzą, sięgają po coś, czego by kijem nie dotknęli. Jak to się dzieje, że wystarczy chwila, aby nagle zmienić zdanie, całe swoje nastawienie? A najbardziej rozwala mnie, że robimy coś, aby się innym, mało znaczącym dla nas ludzi, się przypodobać. Nie zrobimy czegoś dla siebie, tylko zawsze kątem oka patrzymy co inni myślą na ten temat. Tego nie należy robić, bo nie wypada, tego też nie, bo to złe, tego będziesz żałować, a jeszcze najlepiej co sobie sąsiedzi pomyślą. Załamuję ręce, kiedy to ostatnie słyszę u siebie w domu. Tak samo niedawno przeglądając co się dzieje na świecie, natrafiłam na post dziewczyny, gdzie nie została przyjęta do pracy nie ze względu na to, że ma tatuaż, gdzie się to spotyka najczęściej, a dlatego, że miała kolor włosów uznawany za nieschludny. Naprawdę? Nawet o włosy ludzie muszą się czepiać, bo komuś się nie podoba niebieski kolor na głowie? Bo zostało ustalone, że skoro rosną nam naturalne odcienie czerni, blondu, brązów i rudych, to tylko te są akceptowane wśród społeczeństwa, a jeśli kogoś nudzi właśnie rutyna, codzienność, to co jest wszędzie... to już co? Może lepiej w ogóle się nie farbujmy, bo przecież ktoś mając blond włosy, farbnie się na czarno też wygląda nieschludnie, bo to się rzuca w oczy, nieważne na jaki kolor, każdy ma odrosty potem i to też ładnie nie wygląda, to naprawdę jaka to różnica? Bo między blondem, a niebieskim kolorem jest spora różnica? A między blondem a czernią już nie? Albo jeszcze między innymi kolorami? Dlaczego po prostu nie uszanujemy tego, nawet jeśli nam przeszkadza, to jest kogoś życie, nie nasze, nie nasza sprawa, jeśli się dobrze tak czuje to proszę, niech ma. Mi osobiście nie podobają się te wszystkie dyskotekowe dziunie farbowane na czarno z ciemną(?), pomarańczową skórą i różowymi usteczkami. Ale nie dyskryminuje od razu, bo tak wygląda zewnętrznie, bo mi się to nie podoba i nie zamierzam na to patrzeć. Bo to nie moja sprawa jak ta osoba chce wyglądać,a może twierdzi, że tak jej ładnie i tak się dobrze czuje. Ja bym sama zrobiła fioletowe włosy, ale nie czuję potrzeby. Tak samo co innym to da, że ktoś się nad kimś znęca z jakiegoś powodu... czuje się nie wiem, spełniony tym, czuje się lepiej? Dobrze by było, gdybyśmy tak się zastanowili i przestali szufladkować ludzi ze względu na zainteresowania, kolor włosów, zajęcie, zdobienie ciała, styl ubierania, czy co tam jeszcze. Serio.
To nie jest jedna taka sprawa, która mnie nurtuje od jakiegoś czasu, tego nazbierało się mnóstwo, ale większość to moje osobiste przemyślenia, z którymi tutaj się raczej nie podzielę. 
Jedyne co napiszę, to za cholerę nie lubię jak tylko ktoś nam każe skupiać uwagę tylko na swojej osobie, a jeśli chcemy coś od nas rzucić, jakiś temat, pogadać tez o swoim, czy cokolwiek to nie, pogadać nie możemy, bo gówno tą osobę to obchodzi. To po cholerę z nami gada, jak chce prowadzić monolog o sobie i żebyśmy my też taki monolog o tej osobie prowadzili. Potem rozmowy nie ma, a jest "gównoburza".
Także idę zrobić co mam, bo się nie zorientuje, kiedy dzień mi ucieknie. 

Wyobraź sobie, że jesteś wstanie spełnić moje życzenie wypowiedziane do spadającej gwiazdy...