sobota, 26 listopada 2016

146. Krok na przód

Mam dni, kiedy Cię poszukuję.
***
Przyszła, przypomniała o sobie, że już niedługo będzie jej czas królowania. Pokazała swoje piękno, szczególnie nocą, czyniąc ją jaśniejszą. Pozwoliła, by wszystko trwało tylko chwilę. A mowa o zimie. ;) Napadało mojego kochanego śniegu, chwilę się nim nacieszyłam i nie mogę się doczekać aż będzie się trzymał dłużej.
Schodzę z dawki, póki co nie czuję się gorzej, jeśli za każdym razem tak będzie, może nadejdzie czas wolności od sterydów. Ciężko jest walczyć z ich objawami ubocznymi. Dzisiaj zrobiłam kolejny krok na przód.
Łatwo jest również z czegoś, co miało się za wadę, zrobić swoim atutem. Czuję, że jest lepiej i te zmiany, które zaszły. Wewnętrznie jak i zewnętrznie. Zdecydowanie wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Nie trzeba wiele, by mieć wiele.

piątek, 25 listopada 2016

145. Trochę jak Pustka

Trzymaj mnie za rękę i nie puszczaj. Tak jest łatwiej pokonać przeszkodę.
***
Dookoła otacza mnie ciemność. W jednej chwili nie widzę horyzontu przede mną, mgła wszystko zasłania. To trochę tak jakby pomimo znanej drogi odkrywać ją na nowo. W końcu nie widzę i nie wiem co jest przede mną, choć nie raz już ją pokonywałam. Trochę jak moja Pustka. Tylko, że tam już zaglądam, kiedy chcę pobyć sama, odpocząć od codziennego hałasu. Za bardzo już znam tamtejsze zakamarki, nie gubię się tak jak kiedyś, a klucz, którego zawsze szukałam zawsze mam przywieszony na szyi. Gdy o tym wspominam, widzę straszną różnicę między niepewną, zagubioną duszyczką jaką kiedyś byłam, a teraz. Nie minęło wcale tak dużo czasu. Dużo się zmieniło.
Jeśli też mowa o ścieżkach, nie zawsze udaje się iść tą, którą chcemy. Cokolwiek na nas czeka na końcu, nie dajemy rady pokonać przeszkód, ale jeśli nie tak, to można iść inną. Dłuższą, dookoła, ale łatwiejszą. A i tak przybliży cel, małymi krokami osiągnie się nawet więcej. Nigdy nie będzie na teraz zaraz, już ma być, bo tak. I ja niedawno zeszłam z takiej prostej drogi dla takiej dłuższej. Gdyby może nie częsty zły stan zdrowotny przez męczenie organizmu w czasie szkoły, może byłoby inaczej, albo gdybym wcześniej odkryła co chcę robić. Nie uważam jednak, by czas był stracony. Przez ten rok choć wydaje się, że wiele nie zrobiłam, to ruszyłam do przodu. Przede wszystkim zregenerowałam siły. A ze strony miastenicznej - za dnia nie odczuwam objawów. Żadnych. O bardzo późnej porze słabsze mięśnie okolicy ust, mało odczuwalne za to. Schodzę po dłuższym czasie po raz kolejny z dawki i zobaczymy czy dobry stan się utrzyma. Tylko raz zeszłam poniżej 10mg encortonu. Ciekawa jestem czy teraz uda się znowu, by z cholerstwa zejść na dobre. Mam dość każdego objawu ubocznego ich przyjmowania.
Żyj.

poniedziałek, 21 listopada 2016

144. Uzewnętrznienie

Na pewne rzeczy decyduję się tylko wtedy, kiedy widzę pewność w Twoich oczach.
***
Więc nadszedł czas. Niedługo zawalę się robotą, zużyję masę cienkopisów, zapiszę wiele kartek, a tabletki na ból głowy będą zawsze gdzieś obok. Widząc masę materiału przekładam o kolejny rok poprawkę wyniku matury z biologii. Czeka mnie pracowity rok. Gdybym miała na nowo pisać tylko podstawę, pewnie bym zdążyła do maja, ale tak się już nie da. Samą nauką też się tylko nie zajmę, zostałam przekonana, że mogę zrobić coś w rodzaju dopełnienia tego, czym chcę się zająć. W dodatku gdzie zajęcia nie są tylko w teorii. Jestem zła o to, że zajęłam się rok temu rzeczami, które oddaliły mnie od spełnienia. Inaczej - nie dawałam powoli rady psychicznie, a pytania "czemu" stawały się retoryczne. W porównaniu z naiwną mną z tamtego czasu, a teraz jest różnica. Gdyby nie to wszystko, teraz w maju bym na nowo podeszła do matury. A przez to wszystko nie zajęłam się tym, a musiałam odpocząć psychicznie, nabrać sił, wyjść z miastenicznych objawów, których nie wolno mi lekceważyć. Przełożyłam to na potrzebę pomocy innym, którzy i tak to odrzucali.  Wiele razy prosiłam, by mieć pod uwagę i mój stan zdrowotny, kiedy wiedziałam, że miastenia nie puszcza i może być gorzej. I wiele razy było to ignorowane. Minął rok, kiedy wyszłam z tego. Sporo czasu. Cóż.
Wróciłam do oglądania jednej rzeczy, która wznawia we mnie chęć do walki i trzymania się swoich wartości jak i drogi. Dużo osób się śmieje, że mam wytatuowane na nadgarstku "chiński znaczek". Ale nie, zrobiłam go ze świadomością i ma dla mnie mega znaczenie. A to co oglądam mi to jakoś wszystko przypomniało. Jakoś na wiele rzeczy mam ochotę. Mam chęć dążenia do tego, czego chcę, chęć walki.
Taka naszła mnie rozkmina, że po co się uzewnętrzniam. Tutaj. Po co? Inni to robią na youtubie, na swoich profilu na fejsie, czy własnym fp, niektórzy tylko w realu, a ja robię to tutaj, na blogu. Robię to odkąd pamiętam. Raz, że pewnie przyzwyczajenie, ale i czuję się lepiej. Dzięki temu umiem się otwierać na ludzi. Swoich osobistych rzeczy nie umieszczam, wiele zachowuję dla siebie, bo z prywatnej strony nie chcę się otwierać na jakimś blogu. Przede wszystkim bloga traktuje jako karta historii choroby + co w danym czasie mi towarzyszy. Jakie emocje, problemy. Albo jak to wszystko wyglądało z chorobą u boku. Pod wieloma słowami chowam dla siebie więcej. Są takimi jakby kluczem. Na miastenię mało choruje mężczyzn, młodych osób. Przeważnie to kobiety w podeszłym wieku, gdzie wizja starości bywa przerażająca, kiedy objawy zabierają możliwość chociażby wyjścia spod kołdry. Osoba, która przez całe życie była zdrowa bardzo źle to znosi. Chcesz unieść rękę, ale nie możesz. Własne ciało nie pozwala. Jesteś pół rośliną i nie masz na to wpływu. Jak być dobrych myśli, kiedy czujesz niemoc? I twraz, kiedy nigdy z tym problemu nie było? A negatywne emocje odbierają całkowicie zdrowie. Objawy gorzej trzymają i dochodzą choroby psychiczne. Niechęć do życia, depresja. Meh.
Nie każdy psychicznie jest twardy. O to naprawdę ciężko zapracować. Ja jakoś zawsze trzymam się pozytywów, ciężko mnie złamać, ale też gdybym teraz zachorowała - nie wiem czy bym sobie poradziła. Też nie chcę dać się chorobie. Przełamuję bariery, chcę normalnie funkcjonować. Nie chcę być słabym ogniwem, któremu trzeba pomagać, a być samodzielna w tym, w czym mogę. I dzięki temu tak jest. Chorując od 14 roku życia jakoś się przyzwyczaiłam. Ale nie miałam normalnego życia jakie zawsze chciałam. Byłam jak każda nastka w tym wieku i miałam nastkowe marzenia. Choroba mi to zabrała. Musiałam dojrzeć wcześniej, z wielu rzeczy zrezygnować, tak jak ja, tak otoczenie musiało się do tego dostosować by te zmiany łatwo się wprowadziło. No właśnie nie. Ciężko o to było, w szkole szczególnie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam w nikim wsparcia poza rodziną. Wtedy to było troszkę za mało. Choć lubiłam chodzić do szkoły, od czasu choroby był to dla mnie koszmar. I wspomnienia już ze mną na zawsze zostaną. Ani trochę wesołe nie są. Potem myślałam, że choć mam jedną osobę, która nie zwraca na to uwagi. Układająca klocki. Podziwiałam ją za inne podejście, dojrzalsze, nie zwracają uwagi na to, co inni. Znająca moją historię, która wie o mojej chorobie i o mnie tyle, że nic tego nie popsuje, a w zamian ma ode mnie to samo i wiele innych rzeczy. Szkoda, że to wszystko tak się potoczyło. Taka ogromna zmiana... W tym wszystkim przykre jest to, że ludzie unikają słowa "przepraszam". Tej szczerości, przyznania się do błędu. Przecież to nic nie kosztuje... Ale cóż. Ponoć wszystko przychodzi z czasem. Z czasem widzimy to co było niezauważalne. Z czasem też nabieramy pewnych umiejętności. Przez ten czas ja dostrzegłam wiele rzeczy, nauczyłam się wiele, inaczej spostrzegam świat. I czuję tą różnicę. Nauczyłam doceniać siebie, widzieć się z pozytywnej strony. Na nowo potrafię czerpać spokój i pozytywną energię. Pomimo bycia cholerykiem, próbuję podejść do sprawy spokojnie.
Teraz tylko wieczorem i kiedy zapomnę o tabletkach (znowu się zdarza) mam niewyraźną mowę, ale tak za dnia nawijam bez wzięcia oddechu, a i tak jestem rozumiana. Nie czuję się obciążona, więc chcę wzmocnić mięśnie, które tylko na to czekają. Póki co po burzy pojawiło się słońce. Czekam jeszcze tylko za tęczą.
Każdy czas jest dobry, jeśli chcesz czynić dobro.

sobota, 12 listopada 2016

143. Wolna od choroby

Wyciągam do Ciebie rękę, chcę byś był moim przyjacielem, jednak sama nie wiem dlaczego na to nie pozwalam.
***
Jako iż pogoda coraz bardziej zbliża się do zimy, coraz bardziej czuję, że żyję. Grzane wino, biesiada, impreza, przyjaciele, dobrzy znajomi, mortal kombat - poprzedni weekend był zacny, choć znowu sobie coś zrobiłam. W tygodniu też nie miałam, kiedy dać zagoić się rance, która mała nie jest i ogólnie odpocząć od wszystkiego. Dzisiaj mogę, jak i pomyśleć nieco.
Miastenia odsunęła się na bok. Czuję się od niej wolna od jakiegoś czasu i oby narazie nie powracała.  Otwiera mi to w końcu możliwość podjęcia się zajęcia. Odkładam plany na dalszy rok - przecież nie będę przez ten czas i tak marnować czasu. Małymi krokami osiągnę mniejsze cele, by osiągnąć ten większy. Spełnić się. Ja zyskam więcej czasu i dzięki temu zwiększę szansę na powodzenie. Są ludzie, którzy przy samej mecie rezygnują. Uczą się latami, by na końcu rzucić to, zmienić kierunek, bo nagle odkrywają co chcą robić i niekonieczne wiąże się to z tym co studiują obecnie. I nagle 3 lata gdzieś znikają. Myślałam długo i intensywnie - jeśli nie moja wymarzona dietetyka, to może serio - coś innego? Ale nie znalazłam takiej rzeczy, nie chcę studiować czegoś, czego tak naprawdę nie chcę. Robić coś na siłę. Wolę już robić coś tempem ślimaka, co wiem, że mnie zadowoli.
Tak poza tym wszystko płynie w swoim spokojnym rytmie.
Chcę szybko następny tydzień. A czas mija szybciej, kiedy ma się jakieś zajęcie.
Obietnice się składa po to, aby ich dotrzymać.