środa, 3 kwietnia 2019

210. Ciężki czas

I spraw, aby nie odchodził zbyt daleko.

 ***

Czuję przyjemny powiew na mojej twarzy. Koi mnie swoimi szeptami, czuję jak całe spięcie znika. To co działo się nie tak dawno, wydaje się teraz bardzo odległe. Jednak choć w sercu zagościł spokój, rany nadal się goją. Nie mówiąc o tym, jak bardzo nie mam sił, by iść dalej. 
Moja pewność siebie powoli się na nowo buduje. Choć już straciłam wspomniane siły, ledwo jeszcze udało mi się zawalczyć z problemem. Ucięłam jego źródło, pozostaje mi sprzątnąć jego skutki. Dzięki przyjaciołom i dobrym znajomym podniosłam się i odzyskałam nieco siebie. Coś co wydawało mi się strasznie przykrą rzeczą, okazuje się wcale nie być tak paskudną. Stąd też dość szybko się odbudowałam, choć to nadal nie jest to, co było. 
Jednak borykam się obecnie z innym problemem, moją drogą towarzyszką, o której najczęściej tutaj piszę - miastenią. Jest źle. 
Jestem przeziębiona, chora i tak jak z tego powoli wychodzę, to miastenia stwierdziła, że dowali mi bardziej. Jak nie wezmę leków na czas, jest źle. Jak nic nie robię, to jest dobrze. Ale mówiąc, że nic nie robię mam właśnie to na myśli. Muszę zamienić się w kłodę. Jak już przejdę się kawałek, by kupić coś, co potrzebuję, to jest źle. Sytuacja sprzed dwóch dni - idę po trociny i jedzonko dla uszatych. Kupiłam dwa kilo marchwi, dla mnie było to dziesięć kilogramów. W plecaku miałam też drobne rzeczy, to czułam się jakby ktoś nadepnął mi na płuca. Wróciłam strasznie zmęczona do mieszkania i oczywiście zapomniałam kupić to, po co głównie też poszłam, więc musiałam zahaczyć jeszcze o jeden sklep. Czułam się jak jakieś zombie, zwłaszcza, że mam zawalone gardło więc nawet moje gardło wydawało taki dźwięk. Paczuszka sody oczyszczonej waży tyle co nic. No to ja czułam, że waży 2 czy trzy razy więcej. Trzymanie telefonu w ręku jak rozmawiam jest na tą chwile bardzo problematyczne. I ten stan jest, czasami go nie ma, ale od lutego nie chce mi przejść. Czuję się z tym źle. A biorąc pod uwagę tego co przeżyłam, kiedy ewidentnie siadło mi na mięśnie międzyżebrowe....uhh, najgorsze co do tej pory przeżyłam. Nigdy więcej. A boję się, że jeśli nie dam sobie odpocząć, to czeka mnie powtórka. I tym razem mogę nie dojść do domu. Obecnie miastenia siadła mi właśnie też gdzieś na okolicę płuc i na ręce. Rok temu pierwszy raz miałam takie problemy, teraz się powtarzają, właściwie od roku są chwile, kiedy te objawy są, albo ich nie ma. Obecnie teraz jak piszę bolą mnie trochę ręce, więc piszę na raty, czuję właśnie objawy w okolicy płuc i głowa trochę mi ciąży. Opadanie głowy pierwszy raz zaliczyłam w styczniu tego roku. 
Chciałam w końcu zarejestrować się do swojej lekarki, ale chciałam pojechać i to zrobić. Będę musiała jednak poświęcić czas, to może uda mi się dodzwonić. Potrzebuję badań i odpoczynku, przynajmniej póki nie zejdą objawy, które obecnie mam przez to, że mam słabszą odporność. Przez to, że myślałam, że nawet z objawami dam radę, ale mając ograniczenie dam sobie radę i chyba właśnie to sprawiło, że nie mogę z tego stanu wyjść. Jestem już tym zmęczona. A bywa tak, że nawet jak mówię, że nie dam rady, to koniec końców i tak muszę się wziąć za coś, co wiem, że będzie mnie kosztować siły na najbliższe dni. W moim przypadku muszę zdrowie stawiać na pierwszym miejscu. Rzecz w tym, że nie zawsze wychodzi. Zwłaszcza, kiedy ciężko odmówić i chcę się coś zrobić dobrze.
Pamiętajmy, że osobom pełnosprawnym niepełnosprawność kojarzy się przede wszystkim z upośledzeniem motoryki (wózek inwalidzki) lub problemami ze wzrokiem (problemy sensoryczne), po prostu stereotypowo. Ja wiem, że po mnie nie widać tego, że i ja jestem osobą niepełnosprawną. Cały czas mówię, że hej, przecież jestem jak każdy inny człowiek. I tak, jestem, problem z tym, że nie do końca. Też chciałabym po tym jak wstanę, zjeść coś na szybko, szybko się ogarnąć i móc zdobywać swój świat. Iść do pracy, robić wszystko, jeśli się poczuję zmęczona to dać sobie chwilkę, albo nawet pomimo tego, móc być wstanie robić wiele rzeczy. I tu jest mój haczyk. Bo moje ciało już mi nie pozwala na to. Zaakceptowałam to jaka jestem, ale są chwile, kiedy zazdroszczę ludziom tego, że ich wydajność jest mniejsza, bo mają zakwasy po treningu. Albo bo mieli ciężki dzień i nie odpoczęli po nim odpowiednio. Albo po pracowaniu po dziesięciu godzinach, następnego dnia mają jednak siły by nosić ciężką torbę. Mają siły iść na zakupy i nosić te wszystkie rzeczy. Mają te cholerne siły na to wszystko, pomimo wszystko.
Ja faktycznie, nawet chorując mogłam to wszystko, ale od dwóch-trzech lat już nie. I z tym ciężko mi się pogodzić.  Przez to, że ja też tak chciałam i zagryzałam wargi mówiąc, że ja też tak mogę, jestem teraz w takim stanie.
To ja muszę wyznaczać tempo spaceru ze mną i czasami mi jest źle z tym, że zostaję z tyłu. Nie mówiąc o wielu innych rzeczach. W związku z tym, tak jak unikałam jednej rzeczy, chyba w końcu i czas podjąć się decyzji, by dać w końcu sobie odpocząć. Ale nadal się waham.
A tak to cóż, mój dzień ostatnio wyglądał tak, że głównie spałam. A jak nie śpię to smarkam. Także no i prawdopodobnie tak będą wyglądały moje najbliższe kolejne dni. Chciałabym już odzyskać siły. Na psychiczne ja mam wpływ, ale na fizyczne ani trochę. 


(Dead by Sunrise - Let Down)