czwartek, 19 października 2017

174.

Kiedyś na pewno się spotkamy.

***

 Mija właśnie 8 dzień odkąd opuściłam swoją bezpieczną sferę. Miastenik nie lubi nosić tobołków, a szczególnie po schodach. A wnosić na drugie piętro... uhh, nie wspomnę. No więc tak, z pomorza znalazłam się tutaj. W Łodzi. Miałam jakieś swoje decyzje odnośnie opuszczenia domu, a że padło akurat na Łódź... Mam nadzieję, że podołam i będzie mi tutaj dobrze. Udało mi się spełnić marzenie, załatwić pracę ledwo będąc szósty dzień w nowym miejscu oraz mieć nieprzyjemności z tytułu bycia miastenikiem. Pracowałam w miejscu, za którym o dziwo tęsknie. Choć robię w tym samym, bo to jest to samo, tyle, że w innej miejscowości, to dobrze sobie radzę. Na początku, czyli grudzień rok temu, miałam swoje objawy i organizm musiał ogarnąć zmiany, ale tak, to są one  sporadycznie, przeważnie jak jestem chora i to tylko na parę dni mnie trzyma. Co prawda bywały dni, kiedy wracałam zmęczona, ale to tylko dlatego, kiedy było naprawdę ciężko i nieciekawie w pracy. Nigdy nie wzięłam L4 z powodu tego, że potrzebuję więcej wolnego niż mam. Czułam się dobrze, dawałam sobie radę i nie chcąc mieć dużej przerwy, by hajs się zgadzał, bo na opłaty muszę mieć - mając doświadczenie i umiem w mcdonaldy, to złapałam się tego, co jest mi znane. I w tej całej euforii nigdy bym nie pomyślała, że na przeszkodzie stanie mi lekarz medycyny pracy. No dobra, jego zadaniem jest zweryfikowanie mnie czy się nadaję. Ale żeby decydować za mnie, jego mać?! Skoro siedziałam przed nią, to chyba czułam się, że się ja sama tam nadaję wiedząc na ile mnie stać, ale nie - ja jej zdaniem powinnam siedzieć tylko i układać jadłospisy, pomijam fakt, że co z tego, że taką wiedzę mam i bym ogarnęła, gdybym sobie przypomniała, ale czy mnie spytała o zdanie czy ja akurat chcę w takim czymś robić? Owszem, kiedyś chciałam i nadal chcę, ale gdzie ja znajdę taką pracę na teraz? W dodatku z miejsca rzucać się na coś takiego, gdzie miałam dawno temu z tym do czynienia nie byłoby dobre. Nie zamierzam siedzieć tylko na kasie (a też jak już to tylko jej zdaniem to się nadawało dla mnie) i już kiedyś to pisałam. Przepraszam, ale czy ta kobieta jest mną i wie jak ja funkcjonuję? Może spotkała się z osobami, którzy również na to chorują, ale no kurde, nie jestem ciężkim przypadkiem, tak to  bym swojego domu na pomorzu nie opuszczała. Więc na logikę, gdybym się nie nadawała, gdyby to było mega męczące (a nie jest, nie tutaj w Łodzi), to po co ja tam siedziałam i prosiłabym by mi wypisała, że się nadaję i mogę? Przecież bym się dawno temu zwolniła już w Starogardzie, gdybym przez pracę tam walczyła codziennie z objawami. Meh. Nienawidzę, kiedy ktoś zamiast ze mną porozmawiać decyduje za mnie i jeszcze mówi mi jak mam żyć. Na szczęście badanie choć ważne tylko dwa miesiące, to ostatecznie mogę pracować. Potem oby mi się poszczęściło, bo jeśli mi się spodoba pracować gdzie teraz, to nie zmienię tak szybko pracy. Nie wracam do domu nawet zmęczona. Lekarz w Starogardzie był na tyle w porządku, bo pogadał, spytał czy jestem pewna zanim podpisał ten papierek. A tutaj... i jeszcze ten uśmiech, że to dla mojego dobra. ...
Do tej pory jestem mega wkurwiona, bo wkurzona to jednak za małe określenie, kiedy tylko o tym myślę. Przez tą kobietę poczułam się jak serio niepełnosprawna i to w takim stopniu, że się nigdzie nie nadaję, bo tak, bo takie widzimisię ma lekarz słysząc tylko nazwę choroby. W dodatku zabierała mi potrzebną pracę, gdzie ledwo po weekendzie miałam podpisywanie umowy. Gdyby mi jednak nie dała zezwolenia, kto wie, czy kolejny tydzień byłabym bezrobotna i to tylko dlatego, bo lekarz nie znając mnie ani trochę, ani moich możliwości zabrał mi pracę sprzed nosa. "Nie podpiszę pani, to nie jest praca dla pani, nie", było to tak wielokrotnie wymawiane niczym zaklęcie.
Zaczynam chyba nie lubić lekarzy... o okuliście nie chcę mi się już pisać, nie bez powodu ich omijam. 
Póki co jest dobrze, tęsknota za domem mnie nie zżera, w pracy sobie bardzo dobrze radzę, oswajam się ze wszystkim, jak tylko się zbiorę to i za nowe znajomości się wezmę. Czuję się lepiej, mniej ograniczona
Czy wspominałam jak bardzo uwielbiam świat przedstawiony w Dragon Age? Nie ma dnia żebym w nim nie siedziała, tyle pytań, tak mało odpowiedzi. I historia elfów tam przedstawiona, uhh, nie bez powodu mam bzika na punkcie tej rasy, a szczególnie w świecie Thedas. I no intryguje mnie strasznie właśnie jeden takowy elf, który jest naszym towarzyszem. Podoba mi się jego pogląd i spostrzeganie świata, siebie, tego kim jest. Ale... czemu, Solasie? ;__; 


(słucham tego codziennie <3)