środa, 21 listopada 2018

198.

Chcę tym razem doznać innej wersji wydarzeń.

***

 Poza opadającymi powiekami po pracy nie widzę ani nie odczuwam żadnych objawów obecnie. Chcę w tygodniu zejść powoli z 20mg i przekonać się czy na mniejszej dawce będzie tak samo. Muszę przyznać, że jak zeszłam z większej dawki, jaką brałam to zeszło ze mnie trochę tej wody i wyglądam lepiej. Na początku myślałam, że mi się zdaje, ale jednak schudłam co mnie bardzo cieszy. Też staram się nie chorować, bo wtedy jest szansa, że jak jakieś objawy wrócą, to mogą tak szybko nie puścić. A teraz robi się coraz zimniej. 
I też nie czuję się ograniczona, mogę zdobywać świat! Pamiętam jak miałam dzień załamania, kiedy objawy mnie tak trzymały, że czułam się z tym bardzo źle. Nie mogłam nic sensownego zrobić, ręce mi szybko słabły, nie mogłam patrzeć na jakiekolwiek światło, ani wypowiadać słów. Napisałam wtedy do jednej mi ważnej osoby, która mnie jakoś z tego podniosła po prostu obecnością, że nie jestem sama. I do tej pory jestem wdzięczna. Zrezygnowałam wtedy z tabletek, które mogły być zamiennikiem brania sterydów, ale też postanowiłam jedną rzecz, a mianowicie, że nie dam się miastenii. Choć wyznacza mi ona granicę, chcę tą granicę przesuwać, na tyle ile się da. Nigdy nie myślałam, że dam radę mieszkać sama, w dodatku daleko od rodziny. Bałam się, że nie dam rady podjąć się żadnej pracy, bo wszędzie jest jakieś "ale". A tu proszę. I jeszcze gdyby tylko udało mi się wskrzesić jogging, byłoby cudownie. Również tam gdzie ja wątpię w swoje siły, mam przy sobie ludzi, którzy we mnie wierzą, że dam radę. Żałuję trochę, że przez obecną pracę nie mam zbyt dużo czasu wolnego, albo inaczej - kończę ją bardzo późno, stąd nie mogę poznawać miasta w jakim mieszkam. Jak mam jeden dzień wolnego, to często nie mam sił, by wyjść wcześniej z mieszkania. Albo na dany dzień nie dzieje się nic, co mnie by zainteresowało. Ale to też chcę zmienić. I w końcu znaleźć czas na swoje pasje, bo już zaczęłam czuć się z tym źle, że ich nie rozwijam. Chcę powrócić do pisania nie tyle co mojej powieści, ale również fanficów. Tak jak inni zapadają w "sen zimowy", tak ja zaczynam czerpać z życia. Myślę, że w końcu nadeszły te dobre dni. 
Zastanawiam się dlaczego też w pewnej kwestii jestem takim tchórzem. Brak pewności siebie przez miastenię i co mi dała w prezencie? Czy przez doświadczenie? Wielokrotnie już zacisnęłam pięści i starałam się zawalczyć, a wynik był taki sam. Bolesny. Przecież nic nie wpłynęło na mnie z charakteru, ani do nastawienia do życia. W środku jestem sobą, nieważne jak zmienię się z zewnątrz. Boję się porażki, boję się powtórki. Nie chcę na nowo przeżywać tego złego scenariusza. Ja, będąc optymistką, ciężko się zbieram po takim ciosie. W tym wszystkim mam jedno "ale". Jeśli się nie odważę, to nigdy nie zrobię kroku na przód, a może właśnie teraz to ten czas, by spróbować.


"- Czym jest to uczucie, jakiego stale doznaję?
- To nadzieja."

środa, 7 listopada 2018

197. Trzymaj mnie blisko

Gdy tylko się odwrócisz to dostrzeżesz mnie.

 ***

Leci już drugi tydzień z hakiem, odkąd biorę 20mg encortonu ponownie, na nowo.  Nie czuję się gorzej, objawy nadal się nie wychylają, jak jest już późno to powieki opadają, ale to normalna rzecz u mnie. Więc jest dobrze i oby tak było dłużej. Jeśli nadal będzie tak dobrze, wprowadzę więcej mestinonu za dnia, bo biorę tak jak zawsze, no chyba, że organizm chce więcej, lecz nie zdarza się to często. I zejdę znowu z dawki, powoli na 15mg. Dwa dni temu zauważyłam, że mam jakoś szczuplejsze dłonie, zeszło mi też trochę z twarzy tej wody i czuję się lepiej z tym. Nie zauważyłam zbytnio, by podczas zwiększania dawki coś się we mnie zmieniło, no a jednak. Niecały tydzień temu miałam dziwną sytuację z czujnikiem dymu. Miałam pobudkę o siódmej rano jak czujnik zaczął wyć, wstałam jak oparzona i szukałam źródła dymu - nic. Rozglądam się wszędzie, zajrzałam nawet na korytarz, czy za oknem coś się dzieje, no nic, czysto. A no i jak chwyciłam czujnik, by go wyłączyć to się uciszył. Fałszywy alarm, ale długo zajęło mi ogarniecie się po tym i uspokojenie. A już w końcu było ze mną dobrze. .____. No i następnego dnia podobna sytuacja, godzina dziewiąta rano, znowu wyrwana ze snu, znowu alarm wyje, tym razem wstałam spokojniejsza z myślą "znowu", ale alarm się różnił już od poprzedniego. Prawdopodobnie teraz bateria już słaba. Musiałam ją odłączyć, bo tym razem zawijanie w ręcznik nic nie dało. Boję się na noc baterię odłączać, a nie ma sensu by czujnik stawiać gdzieś bliżej jak śpię. Nie chcę znowu pobudki, kiedy potrzebuję odespać ostatnie ciężkie dni. Praca w gastro pozdrawia. A ostatnio przez ten incydent moje obawy wróciły i boję się, po prostu.  Znowu zajmie mi ogarnięcie siebie. 
I też przedwczoraj miałam sytuację, która sprawiła, że mój wstręt do społeczeństwa jako ogółu wzrósł. Ludzka znieczulica. Przyzwyczajone społeczeństwo do tego, że jak ktoś nie potrafi utrzymać się na własnych nogach i leży, nie mogąc wstać no to pewnie pijany/naćpany. Kula, która jest tuż obok tej osoby nic nie mówi, że jednak problem jest zupełnie inny. Zacznę może od początku. 
Budzę się i dostaję telefon czy dam radę zjawić się wcześniej w pracy. No dobra, no to mam czas tylko na to by w locie zjeść, szybko się umyć, ogarnąć i jeszcze w wilgotnych włosach wybrać się do pracy. Wychodzę tak, że będę na styk, do wyjścia z kamienicy zostaje mi ostatnie półpiętro. Moim oczom ukazuje się sąsiadka mieszkająca na tym samym piętrze co ja. Na ziemi. Obok leży kula. Od razu zaproponowałam pomoc. Już podczas podnoszenia sąsiadki z ziemi czułam, że coś jest nie tak ze zdrowiem. Stwardnienie rozsiane. Schody tamtego dnia okazały się bardzo ciężką przeszkodą i powolutku pomogłam wejść pani na drugie piętro. Dopiero czułam, że pani sobie poradzi i mogę już odejść, kiedy pomogłam jej ściągnąć kurtkę i usiąść na fotelu w jej mieszkaniu. Zostawiłam swój numer by w razie czego śmiało do mnie dzwoniła, albo pisała to przed pracą na przykład skoczę dla niej po szybkie zakupy. Ale w trakcie tej przechadzki po schodach, ja z miastenią, gdzie mi samej mięśnie szybko odmawiają posłuszeństwa, bo się szybko męczą staram się asekurować panią, być jej siłą, kiedy miała problem się podnieść albo przejść przez te schody. Przechodzili obok nas inni mieszkańcy tejże kamienicy. I co? Tylko mijali nas, nie zwrócili uwagi, a najbardziej złość we mnie wzrosła, kiedy jedna sąsiadka zniecierpliwiona, że nie może przejść "rozumie", że pani chora i ciężko jej się chodzi, ale jej się śpieszy, bo ona do pracy musi. No ja też, nawet byłam spóźniona, ale przecież nie zostawię jej w potrzebie, albo kazać jej przejść przez ostatnie półpiętro już samej, bo ja się właśnie przez nią spóźniłam. Jeśli bym musiała to bym i nawet dwie godziny się spóźniła, a nie dwadzieścia minut. No brak mi słów. Też pani mi się pożaliła, że jak na mieście się przewróci to nikt jej nie pomaga, bo myślą, że pewnie pijana. Ach, a ta kula obok to pewnie dla ozdoby i by wzbudzić sztuczne współczucie, tak. I najbardziej też uderzyło we mnie to, że ta pani choć ma rodzinę, to jest sama, sama tu mieszka, bez żadnej pomocy. Co? Jak tylko będę miała teraz wolne, pierwsze co robię to pukam i się pytam czy mogę jej potowarzyszyć i ewentualnie pomóc. I też spróbuję znaleźć tej pani pomoc, kto będzie do niej zaglądał. Przecież ja w maju mając problemy z rękoma zastanawiałam się nad tym, by jednak przeprowadzić się gdzieś bliżej rodziny w razie potrzeby. Raz próbując gotować z tak słabymi rękoma prawie skończyło się to poważnym poparzeniem. A co dopiero ta pani ma powiedzieć... Cóż, mam nadzieję, że pani skorzysta z mojej pomocy i będzie chciała pomocy od kogoś z zewnątrz. Bo jak widać, sąsiedzi mają to gdzieś. Rozumiem, że mają swoje problemy, swoje życie, ale żeby nie pomóc w potrzebie? Meh. 
Więc jeśli mijacie człowieka, który widzicie, że siedzi na ziemi, pomóżcie, zainteresujcie się. Nie każda taka napotkana osoba będzie pod wpływem alkoholu, a to przecież czuć. Nawet jeśli, no to lepiej pomóc, niż by ktoś miał sobie coś zrobić. Zwalczmy tą chorobę społeczną jaką jest znieczulica. 
Cóż, chcę wstać wcześniej niż zawsze i porobić trochę rzeczy przed pracą, także muszę się przełamać i zasnąć. Typowy okazał się trochę taką klapą, może będzie nadzieja, że serwer jeszcze wzrośnie w moich oczach, ale póki co umilam sobie czas na s2 na vesterisie. Mogłam wrócić do tylu gier, a wracam do tego jednego tytułu... dojrzewam też powoli do jednego posunięcia, ale strasznie się boję.




(miłości moja, to mi gra w duszy)