czwartek, 30 kwietnia 2015

28. Dużo obaw

  Nauko przebrzydła przepadnij! Dlaczego ona sama od tak nie wchodzi do głowy? .-. A czeka mnie jeszcze chemia. Najbardziej ubolewam nad zadaniami na liczenie, resztę... jakoś się da. Tak więc właśnie mija mi tydzień. Nauka i jeszcze raz nauka. I tak dużo czasu tracę na robieniu niczego - na nowo oglądam Pinocchio (nie znudzi mi się to chyba nigdy), czasami włączę rozgrywkę w heroes i tak gram, póki nie uznam, że dalsza gra nie ma sensu, gdyż przeciwnicy w sojuszu po raz kolejny ze swoją armią z dupy po upływie dwóch tygodni uzna mnie sobie za swój cel. Beznadzieja. Czasami weźmie na gadulstwo przez telefon i czas jakoś tak leci. Jutro odbieram zadania od pani, analizuję jeszcze raz wszystko, potem w piątek wszystko od początku, w sobotę i niedzielę gród, z czego jak wrócę czytam streszczenia lektur i w poniedziałek się zacznie. Naprawdę nie wiem jak to się stało, że te dni lecą jak szalone. Nie chcę tego. 
  Dzisiaj znowu odczułam, że w jakimś stopniu ludzi po prostu nie znoszę. Czasami mi aż wstyd się przyznać, że sama jestem tylko człowiekiem. Staram się nie być tłumem i dzisiaj znowu odczułam, że jestem jakaś "inna". Większość, żeby nie powiedzieć, że wszyscy bo tak nie jest, na innych patrzą z jakąś oceną. Ten lepszy, ten gorszy, ten fajny, od tego chce z dala - każdy gdzieś przypisany do jakiejś kategorii. Ciągnie ich do tych lubianych przez tłum, im bardziej "święcą", im bardziej popularni, im bardziej atrakcyjni - znajdą się wielbiciele tej osoby albo zazdrośnicy, którzy często działają na niekorzyść. A co z tymi, którzy są po tej drugiej stronie? Z nimi zadają się osoby, które myślą przeważnie podobnie, nie są ani tłumem, ani popularni, czasami nawet odtrąceni, kiedy wyglądem różnią się od innych. Zauważyłam też, że teraz takich coraz więcej osób, ale tak jak ta grupka wzrasta, tak 2x większy jest ten szary tłum. Gdzie te wszystkie słowa, że charakter się liczy? Jesteśmy wzrokowcami, lubimy patrzeć na ładne rzeczy, otaczać się pięknem, wtedy czujemy się podobnie. Jeśli mam być szczera - mnie mało kto chce tak naprawdę poznać. Nie ukrywam - ci co wiedzą jak wyglądam, powiedzą tylko, że źle nie wyglądam. Nie oceniają mnie po wyglądzie, ale tylko przy mnie, za plecami wiem jakie często słowa padają i nie muszę ich wcale słyszeć. Nie tylko to jest powodem, również to, że właśnie m. in. przez to nie potrafię tak jak kiedyś, za czasów brzdąca odezwać się do kogoś od tak i to z byle jakim tematem i po prostu być otwarta. Nie umiem pierwsza zacząć budować relacji, zrobię to dopiero, kiedy widzę że osoba, której dam sygnał i przełamuję lody (nikt nie pojęcia ile wysiłku mnie to kosztuje, naprawdę xd) zauważa to. Wtedy nagle bariery nie ma, mnie nic nie hamuje i daję poznać siebie. A tak... dla większości osób jestem blondynką o sianowatych włosach, dziwnej twarzy, która przeważnie tylko milczy i błyska spojrzeniem w stylu "zabiję cię". Spokojnie, to tylko moje nisko usadzone brwi dają takie wrażenie, kiedy zamulam i się nie uśmiecham. Mięsień okrężny ust niestety nie pozwala mi na to, żeby uśmiech błądził mi 24/h i ogólnie mięśnie twarzy, żebym nie miała takiej miny. Od razu po mowie siada mi mimika twarzy, nawet jak się uśmiecham do zdjęcia. Wtedy to czuję jak mi usta drżą i uśmiech jest dla mnie problemem. 
  A tak pisząc o mojej chorobie (w końcu między innymi taka tematyka bloga) zastanawiam się jak ludzie mnie odbierają wiedząc, że choruję. Nie jestem kimś zdrowym, mam czasami naprawdę specyficzne czasami problemy. Jak ludzie na to patrzą? Czy oni rozumieją, czy chcą zadawać się z kimś takim? Na co dzień no nie przesadzajmy, jestem taka jak każdy inny - może nie mam takiej kondycji jak osoba ledwo ćwicząca na wfie chociażby, mam zdecydowanie gorszą, ale mogę robić to co przeważnie każdy człowiek. Więcej widać jak moje objawy są wzmożone - wtedy wstydzę się jeść przy kimś, bo mięsień okrężny ust nie pozwala mi przegryzać, ani trzymać ust tak jakbym chciała i nawet to odczuwam. Wtedy krępuję się wiedząc, że nie wygląda to za dobrze, jak piję nawet sobie ręką pomagam trzymać dolną wargę - ale to kiedy naprawdę jest źle. Często powieka mi opada, co mnie najbardziej dołuje i wprawia w stan psychicznego upadku. Tracę mowę, bo mięśnie odpowiedzialne za to, są zbyt słabe. Pierwszy raz od 6 lat czułam, że mam osłabioną lewą rękę, kiedy byłam chora i ledwo pisałam pierwszego posta. Palców nawet zgiąć nie mogłam, choć bardzo się wysilałam, impulsy nerwowe nie docierały tam gdzie powinny. To naprawdę - tak wszystko żałośnie brzmi, wręcz odpychająco. Może to jest przyczyną, że ludzie nie chcą zadawać się z kimś takim, bo przecież co wtedy taka osoba ma zrobić, widząc, że ja mając wzmożone objawy sobie nie radzę wtedy z codziennymi rzeczami? Na co dzień staram się pokazywać z tej energicznej strony, gdzie jestem zawsze uśmiechnięta, mogąca zrobić dużo i jeszcze więcej rzeczy... staram się pod tym wszystkim ukryć to, że jestem miasteniczką. Chyba, że przychodzi dzień, kiedy choroba nawiedza mnie i nie chce puścić - wtedy nawet uśmiechem nie jestem wstanie zakryć tego w jakim stanie jestem i że potrzebuję pomocy. Przecież tak było w styczniu. I jestem świadoma tego, co się ze mną działo. Choć teraz objawów właściwie żadnych nie mam, nie licząc skutków ubocznych moich tabletek, nie zmienia to tego, że ci co widzieli mój stan, nie potrafią mnie traktować tak jak każdej innej osoby. Bo wiedzą z czym się borykam. Kiedy z czymś mam problemy i to po prostu widać, bo nie jestem wstanie tego zatuszować - widzę tylko ten uśmiech, mówiący "nie wiem co robić, nie wiem co powiedzieć" i to spojrzenie, którego nienawidzę. Spojrzenie mówiące wręcz dużo. Raz czy dwa tak się tylko spotkałam, że ktoś bez tego spojrzenia, powiedział, że widzi mój stan i to było tylko tyle. Bez oceny, bez współczucia. I chwała tym osobom za to! Ale to takie krople w morzu... 
Tak samo, jeśli... jeśli kogoś pokochałam, jeśli chciałabym zacząć budować związek... zadaję sobie pytanie, czy ta osoba by mnie zaakceptowała pod tym względem. Czy gdyby byłaby taka potrzeba, zaopiekowała by się mną, byłaby moją podporą, pomogłaby mi, w tym co choroba mi utrudnia? Nie mam może aż tak dużych problemów, wiele rzeczy nawet będąc w złym stanie mogę zrobić, ale nie wszystko. Czy zniosłaby ta osoba mój stan, kiedy jestem smutna i czy pocieszyłaby mnie, mówiąc, że za kilka dni mi przejdzie i jeśli mam potrzebę zaczerpnięcia pomocy, to mi jej udzieli? Jakoś to za mną chodzi dość długo. Te wszystkie pytania. Przede wszystkim nie chcę być ciężarem, ani problemem tak jak jestem u siebie w domu. Czuję się w domu problemem, nie chciałabym czuć się tak samo przy kimś, kogo kocham. Wiedzieć, że sprawia się problem, bo sobie nie radzę w danym momencie z rzeczą, która nie wymaga wiele wysiłku. Nie zawsze umiem panować nad ciałem, które jest atakowane przez własne przeciwciała. Spotkałam tyle osób chorujących na to co ja. Wiele z tych osób ma szczęśliwe małżeństwa, rodzinę... ale nie wiem czy zostali zaakceptowani z tą chorobą na początku, czy wyszła dopiero później. Boję się, że ja nie mogę na to czekać. Może stąd rodzi się moja niepewność w stosunku do budowania związku. Nie tylko moja "uroda", czy bycie cichą. Wiele razy oczami budowałam obraz jak tak siedzę i zadaję podobne pytania. Ale odpowiedzi nie znam, stąd nie mogłam wyobrazić sobie jak dalej taka rozmowa mogłaby być prowadzona. Szczerze, to boję się za dużo planować i iść z planami na przód. Też nie wiem, kiedy przeciwciała uznają, że płuca mają takie ładne nerwy i zaczną je niszczyć. A to niestety oznacza tylko jedno - że długo nie pożyję. Zapominam często o tym fakcie, że choruję na coś śmiertelnego - jestem tak długo bezpieczna, póki płuca mam nienaruszone. Inni chorują dłużej niż ja i nigdy ich to nie spotkało, ale nie wiem jak będzie w moim przypadku. Stąd chcę przede wszystkim uważać na siebie, znać swoje możliwości i nie przekraczać granic, których mi nie wolno. Chcę również przede wszystkim żyć szczęściem, tak jak chciałam. To jest moja największa obrona przed chorobą i śmiercią. Najbardziej nie lubię myśleć o tym, że mogłabym mieć problem z oddychaniem. Cieszy mnie bardzo to, że nie jest to choroba dziedziczna - zwłaszcza, że ja ją nabyłam dzięki szczepionce. 
  Cóż... dalej będę starała się żyć tak jak sobie wyznaczyłam i będę starała się osiągać swoje cele. Mam nadzieję, że te wszystkie niepewności wiatr zabierze ze sobą i nie pozwoli na to, bym za dużo na nowo o tym myślała. Czas pokaże co na mnie czeka...

niedziela, 26 kwietnia 2015

27. Tak inaczej

  Znów siedzę na tym wzgórzu. Opatula mnie noc i ciemność, jedyne światła, to te, które są na dole. Nie odczuwam zimna, nawet jeśli wiatr próbuje do mnie przemówić. Właściwie nic nie odczuwam, jestem oazą spokoju, ale to tylko na zewnątrz, w środku zupełnie co innego. Choć nie okazuję tego, nie chcę żeby było po mnie widać te wszystkie emocje...
  I nadszedł oczekiwany koniec. Śpieszyło mi się ostatnimi dniami do niego, a teraz, kiedy jest po, odzywa się tęsknota. Za bardzo zżyłam się z tym, co było przez cztery lata. Choć tyle razy byłam podenerwowana, zmęczona, dużo rzeczy nie mogłam znieść... więcej było rzeczy, które uwielbiałam, wywoływały uśmiech, śmiech, radość... choć jestem absolwentką, nie przestałam chodzić do szkoły. Czeka mnie bardzo pracowity tydzień, z czego jutrzejszy dzień będzie jednym z nich. Jestem na to wszystko przygotowana. Piątek, sobota jak i dzisiaj były wspaniałymi dniami i pozwoliły mi na odstresowanie. Choć piątek to w zasadzie był bardzo dobry dzień, był również bardzo smutny. Dopiero tego dnia poznałam ludzi z innej perspektywy, która nie była mi znana. Dopiero wtedy dotarło to do mnie, że zakończyliśmy ten etap, że wkraczamy w dorosłe życie. Zaczną się studia, praca, z czego niektórzy już teraz zaczęli. Mam nadzieję, że każdy z nas znajdzie w tym bałaganie choć jeden dzień by poświęcić sobie czas i powspominać stare dobre czasy, choć były bardzo burzliwe.
  A jeśli chodzi o dzisiaj jestem średnio z siebie zadowolona. Znowu pozwoliłam na to, czego nie chciałam. I nie umiem nad tym na tyle zapanować. Wystarczy, że nie zobaczę tego "zaproszenia" i koniec. Na szczęście po maturach będę miała okazję nad tym popracować, bo będę miała mnóstwo wolnego czasu. I naprawdę zamierzam ten czas dobrze wykorzystać! Tak samo moja przyjaciółka uświadamia mnie, żebym była ostrożniejsza. Ona widzi moją nadzieję. Boi się, że znowu się nakręcę. Mówię, że tego nie zrobię, bo nie chcę po raz kolejny się zbierać po porażce. Teraz jestem ostrożniejsza, inaczej do tego podchodzę. Nie powiem, mam nadzieje, że tym razem nie poniosę porażki, a uda mi się. Sama też nie chcę się nakręcać, albo zrobić coś, co można odebrać tak jakbym nie chciała, a potem mogłabym już się poddać, bo z każdym czynem byłoby coraz gorzej. Już przecież nie raz to przerabiałam. Chciałabym, żeby wszystko szło w tym kierunku jakoś samo, naturalnie. Jeśli byłaby okazja, z której mogłabym skorzystać i dopomóc szczęściu, zrobić to, nic pod naciskiem. Zastanawiam się jakby wyglądał ten dzień, kiedy bym się do tego przyznała. Ciężko mi z tym samej o tym dyskutować. Chciałabym zaczerpnąć kogoś innego opinii o tym, nieważne że bym musiała powiedzieć wszystko, dla mnie nie ma niczego tabu. Nie wiem, pomyślę o tym później. Teraz... chcę myśleć o pozytywach. Przecież musi być dobrze. ;)
Chciałabym dzisiejszej nocy zamiast spać, mieć taką wędrówkę duszy to tu, to tam. Poczuć tą taką wolność od wszystkiego. A czuję, że jeśli damy poznać się z jednej strony, ciężko pokazać jakimi jesteśmy naprawdę, albo tylko ja mam z tym problem. I nie mogę od tego się uwolnić. Nie mogę uwolnić się od buzujących emocji, nadziei, chęci zrobienia tylu rzeczy, a jednocześnie bojąc się to ruszyć. Gdybym miała taką energię jaką ma Tuta, byłoby mi łatwiej. .-. 
I zastanawiam się co się stało z moim kotem. Zaczyna się drugi tydzień jego nieobecności. :c 
I na nowo (już za chwilę 5 odcinek :3) oglądam Pinocchio. Uwielbiam, nie... kocham tą dramę! Gdybyśmy wszyscy mieli taki syndrom, który nie pozwala nam kłamać, na pewno świat byłby łatwiejszy. Nie byłoby można skłamać, próbować nie odpowiadać na pytania, unikać ich, a jeśli coś byśmy już mieli do przyznania się, bo sobie przeczyliśmy, musieliśmy by się przyznać i to nie sobie, tylko osobie, której to dotyczy. I za to najbardziej ta drama w mojej liście jest na miejscu pierwszym.  Również gra trójka moich ulubionych aktorów, inni również nieźle dobrani i całość. To jak jest przedstawione to, co jest dla mnie cenne. 

Nie będę się poddawać, będę walczyć do samego końca! 

A właśnie o moje przyszłe życie idę walczyć przygotowując się na jutro, czyli robiąc resztę zadań z arkuszy. :) O całą resztę... nadejdzie czas na to.

czwartek, 23 kwietnia 2015

26. Na dobranoc

  Co z tego, że jest właśnie po 23 w nocy, ja zajadam się kawałkiem ciasta. Dopiero jestem wstanie usiąść i odpocząć po dzisiejszym dniu. Każdy mięsień krzyczy i mi dosłownie skacze. Jeśli ktoś ma ochotę poczuć, albo się temu przyjrzeć, to jak jestem zmęczona wystarczy podejść. Nie powiem, lubię to dziwne uczucie, jedyne nie lubię tego jak mi gałki oczne nie nadążają, kiedy przenoszę wzrok lub dostaję silnych skurczy(szczególnie w stopach). W takich chwilach jak teraz odczuwam brak kondycji fizycznej i na serio chcę to zmienić. I nie tylko to, nastawiam się cały czas, że to i tamto należałoby zmienić, tu wprowadzić co innego pozostając sobą i robić to co robię. Nie chcę żałować, że mogłam coś zrobić, a skończyło się na tym, że nigdy tego nie ruszyłam. Wolę żałować, że coś zrobiłam, niż nic. Też wolę zastanowić się parę razy zanim coś zrobię, wystarczająco już działałam impulsywnie. Czasami też za długo nad czymś myślę i mam obawy, że może być za późno, ale nigdy nie jest na nic za późno. W takim razie dlaczego nadal stoję w miejscu i boję się ruszyć na przód? W tym momencie serce mi głupieje i mnie chyba nienawidzi. Kto wie, może w tym momencie dużo tracę... nie wiem co mi każe wewnętrznie tak czekać, może moja głupota. W wielu rzeczach od razu działam, jestem zdecydowana, nawet odważna, jednak w tych sprawach brakuje mi tego wszystkiego. Tak, odwaga to pojęcie względne. Jestem cholernym tchórzem, który boi się postawić stopy. Boję się po prostu reakcji, boję się stracić więcej, nie tylko to ciepłe spojrzenie, uśmiech, stracę to, co lubię robić i jeszcze więcej. Nic już nie będzie takie samo, wręcz będzie niekomfortowo. Nie potrafię wypowiedzieć się na ten temat więcej, bo brakuje dużo spędzonych wspólnych chwil. Może to mnie hamuje i inne rzeczy. Jednak na pewno kiedyś zbiorę tyle odwagi i kiedyś otworzę tą kłódkę, a słów nie będę już mogła powstrzymać. Jestem tylko ciekawa, kiedy to nastąpi i reakcji. Osoby, które mnie słuchają zapewne są znudzone moim nastawieniem do tego. Ale to niestety jedyne źródło skąd mogę pobrać siły na to, gdzie mogę wyrzucić to co niepotrzebne. Ja mam nadzieję, nawet ja sama pojęcia nie mam jak wielką, że wszystko dobrze się potoczy, nawet bardzo dobrze. Tak bardzo, że będę miała swoje źródło nieprzemijającego szczęścia.
  Także jutro mamy zakończenie, zdałam szkołę, w klasie z wynikami jestem druga w klasie. Potem tydzień nauki, matura, wolne, w czerwcu egzamin, wolne, ogłoszenie wyników, wolne, a dalej to zobaczymy. Jestem już na wszystko przygotowana psychicznie. Też cieszę się swojego postanowienia. Szkoda, że tylko osoba, która powinna była być ze mnie dumna, nie ma o niczym pojęcia przez... właściwie nie wiem nawet jak to nazwać. Smutno mi trochę z tego powodu, jednak muszę iść na przód. Myślę, że kwestia paru dni i dojdzie do porozumienia. Nie umiem myśleć negatywnie. 
  Zauważyłam kolejne zmiany, że na nowo na wiele spraw mam naprawdę wywalone, a jednocześnie na wielu mi zależy. Może to dlatego, że nie mam czasu teraz siedzieć i zagłębiać się jakoś szczególnie nad bytem wszystkiego, a może dlatego, że nie mam jakiegoś niedosytu i nie myślę pesymistycznie. Najważniejsze, że to co nękało, ucichło. W środku może jestem w ten jeden szczególny sposób rozdarta, ale to nie wpływa na mnie jakoś na co dzień. 
  Też nie mogę się doczekać na nowo, kiedy objawy ucichną na dobre, a jak narazie wszystko do tego zmierza. Jestem na 20mg, nie odczuwam dużych objawów, nie licząc tego, co mam po wysiłku, twarz znowu zrobiła mi się sucha, jak i z niej zeszło troszkę tej opuchlizny przez leki. Od razu czuję się lepiej widząc tą różnicę. Chcę zejść do zera i widzieć swoje rysy. Oby to była kwestia paru dni. :) Również automatycznie woda przestanie być zatrzymana w organizmie, ja przestanę mieć napady dosłownie chlania wody (tak jak teraz) i odzyskam trochę swojej figury! Cóż, pewne ślady i tak zostaną, tak jak te, co mam już parę lat... ale teraz nie trzeba być miastenikiem aby nabyć to co ja mam, ani być po ciąży. Dużo kobiet się z tym boryka, mniejsze/większe, przecież to coś normalnego i można nabyć nic nie robiąc. Ja w jakiś sposób lubię te ślaczki, gdybym taką skórę miała wszędzie - mięciutką to nie musiałabym się martwić o suchy naskórek. :D Koleżanki i tak uważają, że mam delikatną i miękką skórę, jednak ta rozciągnięta jest milusia. I planuję chyba aby zakryć to tatuażami i tak. Muszę się dobrze nad tym zastanowić czy chcę, bo to będą widoczne tatuaże, a wiadomo jak na to reagują ludzie. Może ich zdanie mam gdzieś, ale to już serio poważniejsza decyzja i będzie wpływało na moją dajmy na to karierę zawodową. Jestem za tatuażami w miejscu pracy, jednak nie każdy myśli o tym tak jak ja i wolą się czepiać czyjejś ozdobionej skóry. Chcę jak będę miała pieniądze zrobić tatuaż prawdopodobnie na łydce albo kostce, jednak nie wiem jeszcze co konkretnie. Mi się zaczęły podobać tatuaże na plecach, choć gadałam, że nie chciałabym, bo lubię na tą sztukę popatrzeć, a w rękawach albo tatuażach na nogach, jakichś wzorkach jestem wręcz zakochana. Jeszcze mam spooooro czasu nad wszystkim pomyśleć. Rękaw bym sobie zrobiła na pewno za parę ładnych lat, teraz nie myślę nad tym. I wzięło mnie, żeby jednak sobie porobić więcej kolczyków w uszach, mam jakiś niedosyt. I mam ogromną ochotę nosić sukienki. .-. Kaso, przybądź, nie mam sukienek na co dzień do noszenia. .-. A wszystko przez to, odkąd weszłam w sukienkę i ubrałam ładne buty, odkryłam że mam nawet ładne nogi, a w sukience źle nie wyglądam. Nic, późno jest i czas spać. Jutro jeszcze muszę rano wstać, dzisiaj ostatni raz byłam jako uczennica, jutro już będę absolwentem i będę tęskniła za tym okresem jak i również nie tęskniła. Będzie mi jednak dużo brakować. W głowie na samą myśl, że jak wyłączę kompa i pójdę spać otwiera się moja wyobraźnia, gdzie na samą myśl o tym, robi mi się ciepło na sercu i jestem szczęśliwa. Oj jak bardzo chciałabym już sama to przeżywać! Jednak teraz pozostaje mi tylko ten dobry sen...

niedziela, 19 kwietnia 2015

25. W obliczu wyzwania

  Meh, nie umiem pisać co jakiś czas. Znowu wytrzymałam tylko dwa dni. Teraz mogę powiedzieć właściwie, że trzy dni patrząc na godzinę. Właściwie to jakaś forma pamiętnika i nawet taką nazwę nosi. Może nie opisuję tu szczegółów, jednak z jakiejś strony piszę co się u mnie dzieje, to co we mnie siedzi. Czytając to można już coś powiedzieć o mnie, kim jestem i jaka jestem. Każdy blog, gdzie ktoś wypisuje swoje zdanie, wyrzuca myśli jest takim pamiętnikiem. Wątpię, że ktoś prowadzi typowy blog publiczny, gdzie wypisuje wszystko w 100%. 
  Nie jestem przygotowana na wiele rzeczy, a jednak nadszedł czas żeby ruszyć. Dłużej nie mogę czekać. Choć tyle było na wyciągnięcie ręki, czynniki, na które nie mam większego wpływu zaczynają mi przysłaniać cel. Jedna sprawa się przedłuży o kolejne dwa tygodnie (o zgrozo!), mam do nauki już tylko dwa tygodnie i m u s z ę dać radę, niektóre sprawy doczekały się wyjaśnienia inne jeszcze nie. Jedną (na której bardzo mi zależy), boję się ruszyć na przód. Mówię, że to przez inne powody i poczekam aż będę czuła się pewniej i będę wiedziała, że to nie jest skazane na niepowodzenie... ale coś czuję, że zaczynam to tak odkładać, że po prostu zniknie mi to z pola widzenia. Dzisiaj wyczytałam słowa, które mogły należeć właśnie do tej jednej osoby, pomimo, że napisać to mogło tysiąc innych osób. Abym się myliła. Tym razem nie chcę, żeby moje przeczucie miało rację. We wszystkim największy problem sobie sama robię, bo nie wiem nawet jak ruszyć. Wszyscy jednogłośnie mówią, nawet mi rozum i serce podpowiada, ale nie umiem. Po prostu. Czuję się z tym bardzo źle. Nawet jeśli mówię sobie, że dam radę, że spróbuję, odkładam to na jutro, a to jutro trwa już dość długo. Kurczę, trwa to od podajże listopada, a za chwilę mamy maj! Jestem beznadziejna, jeśli o to chodzi. 
  I nadal strasznie marnuję czas. Chcę bardzo w zasadzie już dzisiaj ruszyć z czymś do przodu, żebym nie musiała potem zarywać nocy. To będą bardzo zapracowane dni z małymi przerwami, gdzie przez cały dzień mam zaplanowanego co innego. Choć tyle planuję, te plany nagle mam przesłonięte. A wszystko przez to, że jestem do tej pory nieco zmęczona i nie mogę tych sił zregenerować jak chcę. Cóż, poczekam jeszcze za tą siłą. Wczoraj dostałam kartkę z medycznego, gdzie jest mój cel. W maju zaczyna się rekrutacja. Naprawdę, obym dała radę! 
  Nic, jutro dokańczam nieco prezentację na jutro, żeby ją mieć na środę. Nie wiem czy mogę mieć niektóre elementy i muszę poszukać jednej kartki i cytatów, którymi będę się posługiwała. Teraz jest taka godzina, że odczuwam zmęczenie i nie bardzo mam siły się za to brać. 
  Najbardziej uderza we mnie fakt, którego nie mogę przetrawić, że kończę szkołę. Naprawdę zaznam ulgi i odetchnę, jednak i tak nie dotrze to do mnie. 
O swoje "wszystko" muszę walczyć i nie pozwolić, by zniknęło. Trudne zadanie, ale możliwe do zrealizowania. Już tyle zrobiłam to i to dam radę. Więc żeby zebrać te siły i jednak jutro coś zrobić niż tylko siedzieć i leniwie przeglądać strony, to czas najwyższy iść spać, żeby wstać o jakiejś godzinie, która zalicza się do tych wczesnych. ;)

czwartek, 16 kwietnia 2015

24. Oblicza

  Choć chciałam zaczekać do końca tygodnia, mam dzisiaj nastrój idealny do pisania. Może to przez dzisiejszy ból głowy i totalny brak ochoty na cokolwiek, choć właściwie to nie. Lubię pisać, szczególnie tutaj. Byłam pewna, że dałam upust wszystkim tym odczuciom, ale nie potrafię. Nie udało mi się do końca. Niby jest lepiej tak jak pisałam, ale dzisiaj było mi do tego nieco daleko. Może to przez to, że zaczęłam dzień nieciekawie i ten ból głowy, który mnie dręczył. Gdzieś tam to nadal we mnie tkwi i wykorzystuje okazję, póki nie zwalczę tego i nie uciszę. Walka wciąż trwa. Nie chcę dać emocjom panować nad sobą, a potem zrobić coś pod ich wpływem. A ciężko jest siebie ugłaskać, kiedy tak wszystko we mnie krzyczy. Jednak jakoś siebie uspokoiłam, nie wypowiedziałam słów, których bym potem żałowała i mogę odetchnąć. Znów byłam obserwatorem i dzisiaj dużo rzeczy widziałam. Spojrzenie, które muszę przeanalizować, do przyjemnych nie należało. Słowa, które nie były złe. Czyny, które nie cieszą, palące mosty. Wszystko jakoś to ułożyło się do kupy. Na zewnątrz co innego, co innego jeszcze w środku. Chciałabym wesprzeć w tak ciężkiej walce między dwoma obliczami, które jedno jest zdecydowanie silniejsze przez tłum. Te drugie oblicze, które aż świeci od dobroci, jest bardzo słabe i nie ma wsparcia, którego by chciało. Moje zablokowało to zło, odsunęło mnie i usunęło z pola walki. Może komu innemu się to uda. 
  Jednak... zmieniać się dla akceptacji i dla tłumu ludzi, którzy po prostu spojrzą jakoś przychylniej, a tak mają ciebie gdzieś, nie wiem czy jest warte tego. Zatracać siebie, aby nigdy nie być sobą dla ludzi, którzy są tylko na chwile. Są ludzie, którzy lubią w nas wszystko - nas prawdziwych, nie udających ludzi obok. Nawet tak wady im nie przeszkadzają... a tamci widząc wady gadają. I to gadanie, aby zostało uciszone jest motorem do takiego postępowania. Żyć nie będąc siebie w świecie, które choć niby wygląda dobrze, jest przesiąknięte mediami, myślami ludzi pustych i głupich
(osobiście nie lubię głupich ludzi, mam na myśli właśnie postępowanie/zachowanie). Tak, świat schodzi na psy. Wystarczy pooglądać jakiś program, przejrzeć parę stron na necie i się przejść po mieście. Gdzie te wszystkie wartości? Cofamy się ze wszystkim teraz jak w średniowieczu, chociaż na moje upadamy teraz jeszcze bardziej. Wolę jednak o tym nie myśleć. 

  Wracając to tematu, chciałabym żeby teraz te zmiany jakie zaszły nie miały miejsca. Nie byłoby tego co jest teraz. Może inaczej potoczyła by się ta walka, ja bym nie musiała czuć tego co w tej chwili i codziennie. Choć wszystkie słowa dobrego oblicza zrozumiałam, wiele przemilczałam. Nie chciałam niczego pochopnie komentować, zadałam tylko pytania: "po co to było?" itp. Do tego trzeba czasu, jednak prędzej czy później pewnie by się to stało. A może jednak zło, które zostało zasiane zostałoby unicestwione i byłoby dobrze. Nie ma co o tym myśleć, stało się tak, a nie inaczej. Przechodząc obok wspomnień, przyglądałam się niektórym. W żadnym nie było tego.  Smutny jest fakt co potrafi zrobić z człowiekiem tłum ludzi, który żyje światem, od którego ja chcę z dala. Człowiek nagle traci kolory i trafia do tłumu bez własnego rozumu. Nie rozumiem tego ich strachu, który nie pozwala być im sobą, robić co lubią, mówić co chcą, tylko robią to co inni. Boją się wyróżniać, bo automatycznie zaczyna się słyszeć głosy, które krytykują, obmawiają.  Będąc świeżo po omówieniu lat wojennych, mogłabym powiedzieć, że to pewne podobieństwo do takiego obozu koncentracyjnego, tyle że współczesnego i niszczącym indywidualność, własne zdanie/myśli. Ja się nie dam, nawet jeśli sprawia, że jest jak jest. W dodatku to wszystko sprawiło, że znów narodził się w głowie pomysł na pisanie powieści - pewnie i tak nie wykorzystam.
  Dzisiaj czeka mnie nauka pojęć na temat przedsiębiorstwa, czyli tego czego najbardziej nie lubię. Czeka mnie wiele rzeczy. W tym momencie poszłabym najchętniej spać, ale nie mogę. I mam motywację, żeby zacząć ćwiczenia! Właściwie mam dwie, ale zdradzę tylko jedną, że chciałabym zacząć bawić się w cosplay. Przeglądam na tablicy zawsze jakieś naprawdę bardzo fajne cosplay innych ludzi, ze zwykłych szarych ludzi, którzy są mniej czy też bardziej zwariowani stają się nagle postaciami z filmów, gier, co tylko można wymyślić! Jakoś się tym zawsze interesowałam, jednak twierdziłam, że ja się na to nie nadaję. Właściwie nadal tak myślę i chciałabym chociaż spróbować. Robić te niesamowite makijaże i bawić się w tworzenie elementów takimi jak jakaś typowa broń, która wyróżnia bohatera - nie tylko jego ubiór. Mam nadzieję wielką, że moje objawy z dnia na dzień znikną, zwłaszcza od maja i odetchnę od tego co mnie męczy teraz. Czekam już z niecierpliwością za pieniędzmi i za kupnem laptopa - dziewczyny w swoim pokoju mają wiele miejsca, za to nie mają kompa. Ja mam za to kompa, ale nie posiadam tyle przestrzeni. Mój pokój jest serio malutki. I to jest jego największą wadą rodzącą inne. Ale zalety również ma. ;) A to już sprawia, że jakiekolwiek ćwiczenia odkładam i odkładam... dzisiaj na przykład czuję po sobie, że jestem wystarczająco zmęczona. Nie lubię tego uczucia. Szkoda też, że nie każdy to rozumie. Miastenio, wiedz że czasami cię nie znoszę. 
Chyba jednak się położę na godzinę, bo wątpię że zapamiętam te wszystkie różnice, nazwy i co i jak jeśli chodzi o przedsiębiorstwo, którego nie znoszę. 
 Taak, godzinna drzemka przy spokojnej i ulubionej muzyce, czemu nie? :)

wtorek, 14 kwietnia 2015

23. Ślepota

Największy problem mam chyba zawsze z wymyślaniem tytułu postu. Jeśli nic mi się nie nasunie, ani nie potrafię jakoś nazwać tego co piszę, to siedzę dobre 5 minut, gapiąc się tylko w napisany teskt. Ale nie o tym chciałam pisać. Bardziej chciałam poruszyć kwestie ludzkiej ślepoty. 
  Często zdarza się nam, że widząc jedne sprawy, o tych innych zapominany. Kiedy chcemy w innym świetle zabłysnąć, często sprawiamy, że tamto drugie jest przygaszone. Nawet nie zauważamy, kiedy zgasi się światełko. A odczujemy to dopiero za późno. Kiedy jesteśmy zajęci czym innym, to do czego przywykliśmy, że jest, nie odczuwamy zbytnio tego brak, póki naprawdę nie zniknie. Jest to dość smutne. Budzimy się z tym zdecydowanie za późno, albo coś nam nie pozwala tego ratować. Wolimy, iż skoro odchodzi - aby odeszło. Moja siostra mi powiedziała, że jeśli znajomość zanika dla innej znajomości, to ta pierwsza nigdy nie była warta szczególnej uwagi, kiedy idziemy w zapomnienie dla innych. No chyba, że obie osoby są zajęte i nawet o tym nie myślały i kiedy mogą no to wzmacniają więź. Inaczej jest kiedy, obie osoby są pochłonięte, a jedna ma to totalnie gdzieś, że nie zawsze ktoś jest na czyjeś zawołanie. I pozwala, aby to co pękło, rozwaliło się na dobre. Jest to kolejny punkt do spraw, które moim zdaniem utrudniają wszystko, są właściwie niepotrzebne i komplikujące. Naprawdę w zasadzie, kiedy to piszę jest to błahostką i skoro widać, że coś się psuje, dlaczego nie warto o tym porozmawiać i na spotkaniu zaradzić temu? Zniszczyć coś co było dobre - nieważne jak, jest dla mnie czymś smutnym. Rozumiem, kiedy się jest zmęczonym powtarzaniem czegoś w kółko, a koło i tak zatacza krąg, pomimo innych podejść, a to wszystko miało by się ciągnąć już nie dniami/miesiącami a latami. To jest jedyna rzecz, którą jestem wstanie zrozumieć. To co pisałam wcześniej, albo teraz jest dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia.
  Najbardziej właśnie nienawidzę odczuwać tęsknoty, do tego co zostało zniszczone i są marne szanse na powrót tego. Wtedy zawsze, szczególnie przed spaniem, łapie mnie na przemyślenia i kończy się to bezsenną nocą. Jak siedzę samotnie w pokoju i również wtedy złapie mnie taka bądź podobna tęsknota, to potrafi przyprawić mnie to o niepotrzebny markotny humor. Stąd nie lubię takich sytuacji. Jeszcze nie tak dawno, w sierpniu aż do tego miesiąca myślałam, że wszystko jest dobrze i jest ok i że będzie. Nie będę miała dziwnych sytuacji jak rok temu i że pozostanie wszystko normalnością. Starałam się jak mogłam, jednak gdzieś w tych staraniach zawiodłam. I to nie kogoś, a samą siebie. Jestem chyba serio czasami za dobra dla ludzi. Niestety, ja nie umiem inaczej. A oni to i tak wykorzystują i myślą "zrozumie". No tak, zawsze ja muszę rozumieć, a czasami mój tok myślenia i to co ja mam do powiedzenia - już niekoniecznie. Mniejsza. Postanowiłam nie tracić czasu na takich ludzi, nie tracić czasu na smutki, przestać się angażować i przejmować. Przede wszystkim ograniczę dzięki temu stan, w którym miastenia nie pozwoli mi znowu normalnie żyć, a naprawdę jestem tym zmęczona. Nienawidzę wręcz, kiedy choroba najbardziej daje mi w kość, a ja nie mogę w żaden sposób temu zaradzić. Dziwne uczucie, kiedy nad własnym ciałem nie możemy panować, jest wręcz dobijające. Jednak też nie chcę przejmować się swoją chorobą. Czyni mnie może inną i jestem osobą o dość specyficznych problemach niż na co dzień, ale nie zawsze. Dużo rzeczy nie widać, bo zakrywam, jedynie mojego poprzecznego uśmiechu nie ukryję. A objawy... czasami bierze mnie aby z nich żartować, póki nie ograniczy mi wzroku albo przykuje do łóżka. Nie dojdzie do tego, ani podobnych rzeczy jeśli zacznę żyć tak jak chciałam i przestanę przejmować się tym, czym nie powinnam.
  Dzisiejsze wieści sprawiły, że odżyłam. Jeszcze trochę i będę mogła zatopić się w kolejnych wyobrażeniach, ale najpierw czekają mnie "Ludzie bezdomni", "Świętoszek" (nawet tego nie pamiętam co to jest i o czym xD) i "Makbet".  Czego nie zrobi się dla jednej oceny wyżej, aby moje maturalne świadectwo nie było powodem do wstydu. 
  Czeka mnie dość pracowity tydzień. Czeka na mnie ostatnio dużo rzeczy. Choć nadal mam obawy, aby do nich się zbliżyć, z każdym dniem czuję się jakbym była ich coraz bliżej. 
I muszę ograniczyć pisanie tutaj. Piszę już w zasadzie codziennie, kiedy ledwo złapie mnie coś by tutaj napisać. Nazbieram więcej myśli i działam. :)
A teraz czas szukać odpowiednich streszczeń, co czym prędzej będę mogła żyć w wirtualnym świecie. ;)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

22. Po burzy

Coraz bliżej końca, coraz bliżej do zamknięcia kolejnych rozdziałów. Nie ukrywam, ale pomimo wewnętrznego strachu przed nieznanym, nie mogę się doczekać, aż to nadejdzie. Te, które są bliskie końca trwają zdecydowanie za długo. Tak samo, pomimo niedawnego zagubienia mogę powiedzieć, że dzisiaj wróciłam chyba do dawnej motywacji. 
Nie odczuwam negatywnych odczuć, kiedy inni wyładowują na mnie emocje, ja stoję spokojnie. Nie odczuwam tak samo tej samotności jaka niedawno mną owładnęła. Gdzieś to poszło wszystko na bok, skupiam się bardziej na tym na czym powinnam. Tyle razy już powiedziałam, że na mnie już wszystko czeka. Nie mogę zawieść, muszę dać radę. Potem przez długi czas będę mogła nic nie robić, ale teraz nie mogę sobie na to pozwolić. Cóż, mogę powiedzieć, że wkraczam w dorosłe życie? Nie czuję się wewnętrznie, ale staram się myśleć i podejmować decyzje dojrzale. Reszta no to cóż, każdy ma w sobie coś z wariata. ;)
  Żałuję tylko jednego - że nie potrafię czytać w myślach ludziom i nie zawsze zrozumiem co chcą mi powiedzieć. Nie potrafię nad wszystkimi sprawami panować. A właśnie za to mi się obrywa. Jestem cóż... tylko człowiekiem. I to nie ja mam problem z tym kim jestem, ale inni, że tego nie widzą, pomimo tego, że każdy nim jest. Nie zamierzam się przejmować tym. Nawet jeśli boli. W końcu i tak z czasem pójdzie to gdzieś w zapomnienie. 
 Również mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa z jednego powodu - moje sny nie są już tak męczące jak wtedy, nie jestem w nich odrzucana. Są to sny, z którymi mi ciężko nawet czasami się rozstać, pokazują mi co w mojej podświadomości teraz siedzi. Sny to tylko sny właściwie, jednak jeśli są one dobre - naprawdę bardzo cieszą. 
  Nic, pomimo tego, że bardzo lubię dużo pisać, dzisiaj stać mnie tylko na tyle. Po prostu chciałam jakoś zakomunikować, że przeczekałam tą burzę, że ze mną już jest dobrze. Może dalej nie jestem do końca gotowa na pewne rzeczy, ale nic na siłę w końcu. Gdzieś ta melancholia znikła w cieniu.
 Na mnie już czas, boli mnie strasznie brzuch, a ja i tak muszę posiedzieć nad "chłopami", "weselem" (o zgrozo!), "ludźmi bezdomnymi" i prawdopodobnie trzema innymi lekturami, jak za chwilę nie okaże się, że dziewięcioma. .-. Czasu mam bardzo mało, więc przygotuję notatki i na specjalizacji zamiast przygotowywać się na egzamin, będę wkuwać na poprawkę z polaka. Zauważyłam, że nawet przed maturą robię to co przed sprawdzianami - uczę się dzień wcześniej, jak nie 5 minut przed samym sprawdzianem. To od podstawówki daje mi najwyższy wynik moich możliwości. ;) Oby i na maturze tak było! Jednak mam nadzieję, że bóle nie sygnalizują gorszego jutrzejszego stanu, a raczej mi jeszcze dzisiaj przejdą. Jednak chcę być w szkole, w końcu i tak zostały niecałe dwa tygodnie, potem najdłuższa majówka jaką chyba miałam i nadejdą dni, które przesądzą o mojej przyszłości dalej.No to czas najwyższy zrobić notatki na jutro. :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

21. Mały postój

  Dzień dzisiaj jakoś powoli leci. Powinnam była zrobić tyle rzeczy, ale po raz kolejny siedzę i piszę tutaj. Przed oczami mam karteczkę, na której zapisałam swój cel. Wszystko ułożyłam tak jak chciałam, więc dlaczego kończy się na tym, że to co powinnam była zrobić zostaje nienaruszone? Czas płynie niby powoli jak ten dzień, ale strasznie szybko zlecą mi kolejne dni. Nie mogę tak marnować czasu, a jednak to robię. Teraz przecież mojemu skupieniu nie może nic przeszkodzić.
  Nie mogę zrozumieć jednej rzeczy - dlaczego ludzie lubią sobie sami szkodzić, działać wbrew własnemu rozumowi? Co im to da? Wybierają tak zwane "mniejsze zło". W tym przypadku uwielbiam wręcz cytować Geralta, że  mniejsze, większe, najmniejsze, nieważne jaka granica - zło to zło. Nieważne w jakiej postaci je wybierzemy. Sam Geralt je wybrał i ani trochę się dobrze z tym nie czuł. Nie musiał swojego "mniejszego zła" wybierać. Więc czy z innymi ludźmi jest podobnie, czy w nich nie ma sumienia? Też kiedyś wybrałam mniejsze zło i choć czasu nie cofnę, sama wiem, że mogłam postąpić inaczej. Nie mam większego wytłumaczenia dla swojego czynu, pomimo tego, że to było spory kawał czasu. Naprawiłam to, ale zawsze ta kwestia jest przemilczana. Kiedy widzę innych ten sam błąd, rodzi się we mnie pytanie, czy będą odczuwać tak samo jak ja. Może... mi się udało naprawić to, co zepsułam tak postępując. 
Co kieruje człowiekiem w takim przypadku? Chęć zabłyśnięcia przed innymi i bycie wyzwolonym? Nie zważając na uczucia tych, którzy zostaną skrzywdzeni? Nie zważając na skutki tego? Zawsze było można oddać to czasowi, który zrobiłby swoje. Można było wybrać inną drogę, ale nie tą, która pozostawia ślad na sobie na zawsze. Po co komplikować sobie wszystko, zniszczyć coś co było dobre, dla absurdalnego powodu? Tego nie zrozumiem. Nie chcę nawet. W tym momencie bawi mnie zawsze marzenie tych ludzi, którzy wierzą w swój raj; będą szczęśliwi, będzie trwało nieprzemijające dobro, wszyscy będą tacy i owacy. Chcą tego i pragną, ale naprawdę wątpliwości mam co do tego, że akurat to oni, ci wybierający swoje mniejsze zło mają prawo nawet o tym marzyć. Jeśli chcą postawić tam nogę, to niech czynią dobro na ziemi. 
   Nie zrozumiem tego i nie chcę. Ja swoje błędy zrozumiałam i wolałam je naprawić. Nie jest mi potrzebna nienawiść w jakimkolwiek znaczeniu, ani pchać się do czynów kolejnych, których będę żałować. Nie zawsze jest szansa, aby naprawić swój błąd. Nawet jeśli się ma x powodów, dla mnie nie ma żadnego wytłumaczenia. Nie wszystko jest do zrozumienia i do wybaczenia. Tak samo zrujnować coś, zaufać komuś, spędzać z nim czas, kiedy ta osoba jutro po prostu zniknie z życia tej osoby.
  Cóż, resztę przemilczę i wsłucham się w śpiew wiatru. Ja muszę przestać tak siedzieć i dalej prowadzić swoją wędrówkę. Może uda mi się znaleźć pełne szczęście, którego szukam do tej pory. W tym momencie jestem szczęśliwa i nie zamierzam pozwolić by to się zmieniło. Czas ten najwyższy wprowadzić kilka zmian. Czuję się gotowa zacząć działać.

sobota, 11 kwietnia 2015

20.

  Jestem zmęczona. Psychicznie. Choć mogłabym napisać o tylu rzeczach, nie chce mi się. Ani mi się o tym pisać nie chce, ani tym bardziej zadawać retorycznych pytań, jakiś stwierdzeń, które i tak potem idą w zapomnienie, jak minione 4 lata... po prostu coś się dzieje, nadszedł czegoś kres, a ja jestem zmęczona. Mogę jedynie gdybać, lecz i tego mi się nie chce. Osoby, które znają tą jedną z wielu historii, która trwa 4 lata do dzisiaj, wiedzą jak było. Wiedzą jak jest. Wiedzą jak będzie. Nie tyle co ja, ale wszyscy jesteśmy tym zmęczeni. Cały czas ta jedna osoba się nie zmieni, najpierw zrobi tak, by po upływie dnia lub dwóch, postąpić jeszcze inaczej. Nikt nie chciałby przechodzić przez to co ja, ale przez moją naiwność w dobro tej osoby, budowałam coś, co mogło dać dobre owoce. Niestety nie miałam czego tam szukać, pomimo pielęgnowania, obumarło. A całe to zdarzenie, jak i ta historia od zawsze jest związana z hipokryzją, więc nie ma co się na ten temat rozpisywać. Czysta hipokryzja. Koniec. 
  Skupmy się na tym, co jest dobre. Cieszy mnie to, że niedługo koniec. Będę mogła odetchnąć na trochę dłużej, spędzić czas jak najlepiej i zacząć nowy etap w życiu. Nie mam problemów takich ze sobą, żebym mogła martwić się o swoją przyszłość. Przede wszystkim staram się nie być tchórzem. Uczę się minimalizować swoje wady, nie robić niczego pod wpływem impulsów. Nie chcę żałować potem swoich czynów, oddając się emocjom w danym momencie. Także, uczę się innych rzeczy. Nie lubię, kiedy ja wydaje się ludziom zbyt cicha, lub przestraszona. To denerwujące, bo ani jedno ani drugie do mnie nie pasuje tak naprawdę. Mam wrażenie, że w tym roku niejedno się zmieni. Już i tak wiele się zmieniło i próbowałam się w tym odnaleźć. Coś co było mi bliskie, nagle zaczęło być obce, choć cały czas było w tym samym miejscu. Coś co było odległe, nagle stało się bardzo bliskie. Wystarczyła tylko chwila. Coś co było codziennością poszło w niepamięć, nabieramy nowych nawyków. 
  Najchętniej bym poszła spać. Po 18stce Ilony wróciłam nad ranem, pospałam tylko półtorej godziny, ubrałam się i pojechałam do Owidza na zajęcia uczyć się matmy. Naprawdę cudem na nich byłam i kontaktowałam. 
  Choć tyle słów chcę wypowiedzieć, choć do tylu osób chcę pisać i prosić ich by mnie wsparli, zostaję sama z tymi emocjami. Nie wiem jak długo wytrzymam. Nie potrafię prosić o takie rzeczy. Dużo rzeczy nie potrafię po prawdzie. Marzy mi się w tym momencie chwila, gdzie bym zaznała relaksu, spokoju i otuchy. Cóż, chyba pójdę zatopić się w swoim śnie. 

Nie ma niczego złego co na dobre by nie wyszło.

środa, 8 kwietnia 2015

19.

  Nigdy nie byłam zbyt wymagająca. Oczekiwałam to, co każdy normalny człowiek chce odczuwać. Nigdy nie prosiłam o wiele, nie lubię nawet prosić. Czuję się wtedy onieśmielona, bo ktoś musi zrobić coś dla mnie. Nikt nie musiał nigdy w moim kierunku robić zbyt wiele. Więc dlaczego nawet, kiedy to nie jest trudne do spełnienia, nawet wtedy oni zawodzą? Pozwalają niszczyć to co kiedyś było piękne. Coś, co się tak miło budowało. A teraz... dzisiejszy dzień uświadomił mi, że tego po prostu nie będzie. Nie lubię tchórzy. Nie lubię udawania. Nie lubię kłamców. Coś jest, a potem tego nie ma. Taka jest kolej rzeczy. Wszystko z czasem przeminie. Ja nie pozwolę, żeby mi to moje wszystko przeminęło. Ja chcę budować. Więc nie popełnię tego błędu. Dzisiejszy dzień uświadomił wiele, jak i wpłynął na moją decyzję. Tak będzie lepiej. Nie zachowam się jakoś absurdalnie. Tak zachowuje się ta druga osoba. Więc dlaczego to ja odczuwam te negatywne emocje? Nie jestem wstanie wszystkiego przewidzieć. Nie chcę się bratać z tymi emocjami, nie chcę znosić ich towarzystwa. Po prostu sobie pozwolę na odpłynięcie, pozwolę tym za głośnym myślom i niepotrzebnym emocjom oddalić się. 
  Nie powiem, ale kiedy pozwolę sobie na takie przemyślenia, pamiętam te dobre czasy. Odczuwam tęsknotę za dawnymi przechadzkami, wymianą myśli, śmiechem, spijania miło kawki/herbaty, szczerością... teraz to wszystko znika we mgle. Wiem, że z czasem to przejdzie. Ten czas wypełni ktoś inny, ktoś na kim się w taki sposób nie zawiodę. Cóż... dane jest mi czekać. Ale tak właściwie nie lubię czekać, bo to jest najgorsze. Dni mijają, lecą, a wszystko w Tobie wzrasta i tak rośnie i rośnie... póki jakoś nie będzie się o tym myślało, z każdym dniem mocniej gnębi. Dlatego lubię załatwiać sprawy od razu, to co jest do załatwienia. 
  I tak w ogóle sobie myślę, że tęsknie za listami. Teraz to albo się dzwoni, albo na fb, smsy... list to co innego, ukryła się w tym jakaś "magia". Ja piszę listy do wielu osób, odbiorców jest mnóstwo... ale nigdy ich nie wysyłam. Osobą taką niekoniecznie jest ktoś z kim utrzymuje bliższy kontakt. Te listy tak kurzą się, potem nagle gdzieś mi znikają i kończy się na tym, że nigdy nie miałam okazji wręczyć. Ale jakby ktoś zareagował na taki list? Stwierdziłby, że to miłe i na pewno przeczyta i odpisze, czy stwierdzi, że mogłam zamiast bawić się w takie coś, mogłam zadzwonić, pisać na fb... chciałabym dostać list. Wymieniać się takimi korespondencjami. 
I mam ochotę na ognisko. W takim miłym gronie, z kiełbaskami i przy piwie. Może uda mi się w tym roku zrobić w ogrodzie. Albo na działce. 
Nic, czas się czymś zająć. Dzisiaj wyjątkowo krótko, jestem zmęczona dzisiaj wszystkim. Szczególnie ludźmi. I arkuszami. I jutrzejszym sprawdzianem. 
Będzie lepiej? Musi! 

wtorek, 7 kwietnia 2015

18. Niegasnący płomyczek

  I tak właśnie o to minął tydzień wolnego. Witajcie znowu sprawdziany, nieprzespane noce, nauko, rozpaczo bo nie umiem... nie, nie tęskniłam za tym. Ten tydzień miał być też zdecydowanie lepszy, no niestety wyszło inaczej. Zapowiada się też, że prawdopodobnie w żaden weekend nie będę siedziała przy książkach. Z jednej strony to super, z drugiej nie bardzo z tego się cieszę. Mnóstwo planów chcę wprowadzić w życie - oby mi się udało. 
Jeśli bym poprosiła o pomoc, nieważne czy mało z tą czy inną osobą rozmawiam, czy też gadam jak najęta - pomogła by mi? Mam nadzieję, że tak. 
Gdzieś odrzuciłam te smutki i niepewność. No dobra, to drugie to jeszcze trochę, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Właśnie przed chwilą skończyłam robić matmę - źle wcale nie poszło, jednak nie wiem czy dobrze. Jakieś dziwne wyniki mi wyszły. Przydałoby się powtórzyć sobie materiał przykładowo z biologii, ale stanęło na tym, że wolę przebywać tutaj. Zżyłam się z tym blogiem, na swój prywatny nie zaglądam już tak często, wypisuję tam bardziej rzeczy, których tutaj nie zamierzam za nic umieszczać. 
  Po raz kolejny śniło mi w dużym skrócie odrzucenie. Naprawdę powoli zaczyna mnie to drażnić i chcę coraz bardziej poznać tego powód. Nie mam czym się przejmować jak nawet działać nie zaczęłam i nic nie jest wiadome. Może to przez tą moją niepewność siebie. Tylko jeśli chodzi o takie sprawy... tego jednego mi brakuje. Stanie mnie obok ktoś z kim się bardziej poznałam - automatycznie nawijam jak leci. Głos mi nie drży, potrafię odpowiedzieć na wszystko, odgryzę się albo noo... nie ma tej dziwnej bariery. Kiedy otworzyłam na to oczy i to ujrzałam - naprawdę dostrzegam z czym się borykam i co mi utrudnia. Dlaczego kiedyś tego nie widziałam? Nie podoba mi się też, że pozwoliłam na takie coś, a teraz muszę to i tak naprawiać. Myślę, że mi się uda, czyż to właśnie nie zawdzięczam takiemu myśleniu moich niedawnych sukcesów? :)
Otóż to, nie ma czasu i życia na smutki. Jeśli myślimy negatywnie - to nie zobaczymy pozytywów, a te przykre sytuacje, niekorzystne dla nas... będą częstsze i tylko je będziemy dostrzegać. Sądzę też, że jeśli pozytywnie nie myślimy i nie przejdziemy przez barierę czy ruszyć i coś zrobić - nie ruszymy z miejsca, a niepewność i strach będą naszymi towarzyszami. A tego raczej nikt nie chce. Też nie możemy pozwalać sobie na zło w jakiejkolwiek postaci - zło to zło i nie ma usprawiedliwienia. Jeśli trzymamy się czegoś, co jest dobre, ale korci nas by postąpić źle... choć wiemy jakie to jest, wiemy potem jak się z tym czujemy, wiemy jakie są tego konsekwencje, to dlaczego i tak człowiek postąpi wbrew własnemu sumieniu? Jedna odpowiedź jest w zasadzie prosta - bo jesteśmy z natury okrutnymi i złymi osobami. 
Ale co może nam zaoferować zło? No na pewno nic dobrego. Tak samo, nadal zastanawiam się dlaczego ludzie komplikują sobie wszystko. Dlaczego zamiast powiedzieć coś szczerze, albo od razu... wybieramy takie kręte i pokręcone ścieżki, skoro można wybrać drogę krótką i prostą. To nas strach kieruje, wolimy przygotować się idąc tą dłuższą zanim dotrzemy do celu, jeśli nie jest łatwy - ale potem to my musimy ponosić konsekwencje tego, jeśli się potkniemy, zagubimy. Mnie samą paraliżuje strach i te pytania, wahania... "a co jeśli", "a o czym ja mam...", "a gdyby..." i nie zauważam, kiedy mija mi kolejny dzień, a ja i tak nie byłam wstanie przejść tej krótkiej drogi. Potem mówię - dobra no to jutro. Tylko, że to jutro przekłada się potem na kolejny dzień, potem odpuszczam. Sytuacja z czwartku, nadal nie ruszyłam, uznałam, że tak długo podchodziłam do tego, że dałam spokój. Czy jestem z tego zadowolona? Ani trochę. Teraz sama jestem na takiej pokręconej drodze i boję się potknąć.
Tak samo nie rozumiem, kiedy to się stało, że słowo "empatia" przechodzi do archaizmów. Bym powiedziała nawet, że nie tylko to słowo, a całe pojęcie.
I tak wgl źle się czuję z olaniem. Za cholerę tego nie lubię. Mam nadzieję, że moje uszy usłyszą dobre wytłumaczenie, nieważne czy będzie ono kłamstwem, ale musi brzmieć ono wiarygodnie, inaczej odezwie się moja wredna i uszczypliwa natura. A nie chciałabym wyładowywać się akurat na pewnych osobach. 
Są też sprawy, gdzie tylko i wyłącznie interesuje mnie prawda. 
Choć już po świętach, wstyd mi przyznać, ale z leniwym uśmiechem niczego nie ruszyłam. No matmę jedynie wczoraj połowę i dzisiaj do końca.
Nie chcę się niczym dołować, ani rezygnować, ani siedzieć i lamentować. Czas coś zrobić! Przede wszystkim zmienić na nowo nastawienie. Mam nadzieję, że nie odbije się to na niczym, ale... mam jakieś dziwne wrażenie, że to co powinnam to już umiem. Takie uczucie jakby przyszło co do czego... to posiadam tą wiedzę, która będzie mi potrzebna. Temu jednak ani trochę nie wierzę i wolę jednak wieczorki na nowo organizować przy nauce. Jednak z pomocą mojego marnego kompa i Oli, która po prostu musi posiedzieć przed kompem... nie bardzo wpływają mi korzystnie na te wieczorki. Za dnia uczyć się nie lubię, chyba że jestem w szkole, albo uczę się z kimś i jest miło. Czekam tylko na kasę co kupię lapka i będę miała spokój od wszystkiego. Tak, nie mogę się już doczekać.
I jaram się tegorocznym Woodstockiem. Mnie tam NIE MOŻE zabraknąć.... Within Temptation, zwariowałam jak spojrzałam kto gra. Sharon na scenie i mnie nie ma tam być? Eluveitie... tym jeszcze bardziej pakuję się na Woodstock! Ogólnie popatrzyłam na resztę i duża scena tak przykuła moją uwagę na tyle, że nieważne czy jakoś się zabiorę samochodem czy będę woziła się pociągami, ja tam muszę być :D  Zbieram ekipę i jedziemy!

Wiecie co? Może ten rok naprawdę będzie jednym z tych wręcz najlepszych! Ale to tylko zależy od tego czy uwierzę i ruszę na przód! ;)

niedziela, 5 kwietnia 2015

17. Odpoczynek

  Noo i mamy wieczorek. Dzisiaj odpocznę od wędrówek wśród myśli. Dzisiaj nie będę błądzić po terenach, które są mi nieznane. Nie odwiedzę po raz kolejny tego pagórka, na którym przesiaduję, by opowiedzieć wiatrowi o swoich nadziejach. Nie dzisiaj... 

Wiecie co mi się marzy? Wędrówka, las, zapach lasu, somersby, ktoś obok(szczególnie on), wymiana myśli, własne filozofie, uśmiech, śmiech, bliskość. Ale teraz to nie jest realne. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie.
 Nie odczuwam świąt, dla mnie to już nie to co kiedyś jak byłam mała. Wtedy to było naprawdę co innego, czuło się tą taką magię świąt, jaka radość była jak mogłam zjeść szczególnie babkę ze święconki i zajadać się czekoladą od zająca. Nie wiem co bym zrobiła aby poczuć to na nowo, to wyczekiwanie Wielkanocy. Zachowało się jedynie to, że to ja z siostrą śmigamy z koszyczkiem do kościoła. Tradycja. I strasznie siebie nie lubię, wręcz momentami nienawidzę, kiedy sięgam po kolejny kawałek ciasta. :v Zawsze jak są święta, tyle wpieprzam, że potem jęczę, że brzuch nie znika. Teraz no mi go wywaliło, są momenty kiedy go nie ma. Od maja będę musiała jakoś zorganizować sobie ruch, bo do szkoły chodzić nie będę i nie będę na swojej diecie, zabiegana po korytarzach też nie będę. Właściwie czas coś ze sobą zrobić, wprowadzić kilka zmian. A wracając do świąt, uważam, że te święta poprzez wyolbrzymienie tych co obchodzimy w grudniu, stały się takie mało ważne, pomimo tego, że te są w zasadzie dla katolików najważniejsze. Nie wiem jak Wy to odczuwacie, moi Drodzy Czytelnicy, którzy to czytacie. Zastanawiam się wgl. czy ktoś to serio czyta xD Widząc po statystykach wejścia są, adres podawałam niektórym ludkom, ale ciekawi mnie czy jakaś duszyczka sama trafiła na ten adres, bądź czy poszedł gdzieś dalej. Mieszkaniec Hiszpanii, który wczoraj odwiedził moją stronę raczej należy do tych, którzy trafili przypadkowo i więcej bloga nie wyświetlą. ;p To tak na marginesie jak zainteresowałam się statystyką. 
Kurczę, tutaj choć piszę ogólnikowo i często piszę swoje poglądy/wizje/ przeszłość/ nadzieję na przyszłość... jestem jak taka otwarta księga. Nie przeszkadza mi to w sumie. Czy poprzez czytanie tego można powiedzieć, że się kogoś poznaje, choć nie widzi się tej osoby i nie słyszy jej głosu, tylko taki głosik w swojej głowie, kiedy się czyta słowa? Moje zdanie brzmi tak, poznajemy osobę wewnętrznie, wiemy co w jej głowie siedzi, kiedy tak siedzi przed kompem i wypisuje to co w głowie siedzi, kiedy nie wypowiada swojego zdania publicznie, choć chce a nie umie. .-. Póki myśli nie znajdą ujścia do odbiorcy, będą tak w nas tkwić. Wtedy naprawdę jest dobrze mieć kogoś zawsze obok, albo właśnie bloga. A najlepiej to i to.
Odczuwam mieszankę zobojętnienia z zatraceniem. Na wiele spraw na nowo mam wylane, na nowo odrzuciłam odczucia, które negują mój stan.  Przestałam się tak kołysać na tym falującym morzu. Uspokoiłam te i inne uczucia. Udało uciszyć się moje olbrzymie emocje. Myślę, że to przez wydarzenia, które niedawno miały miejsce. Osoby, których dotyczą są tego i tak nieświadome. Nie mogę od nich niczego oczekiwać, ani oni ode mnie. Nie jesteśmy sobie na tyle jeszcze bliscy, bym mogła o tym rozmawiać. Boję się zbliżyć, bo boję się odrzucenia, boję się, że wykreowałam kogoś, kim tak naprawdę ta osoba nie jest. Jak zamykam oczy i odpływam we wspomnienia sięgające rok... nie wskazuje nic na to, bym nagle miała znaczyć mniej niż jakaś rzecz. Ale znaczyć tylko tyle... w zasadzie, to jest porównywalne do zera, skoro chcę znaczyć zdecydowanie więcej. .-. 
Jednak nie chcę odczuwać niepewności, czy czegokolwiek. Chciałabym bliżej poznać, dopiero potem stwierdzić, czy serio i warto pielęgnować te uczucie, czy z westchnięciem wepchnąć do jakiejś skrzyni i zamknąć na klucz.  Wolałabym to pierwsze. Znam powód swojej samotności. Nie ukrywam - zaczyna mi brakować kogoś obok, kto dawałby mi motywację, chęci i szczęście. Już raz to pisałam, że to miłość jest pięknym uczuciem, ale tylko z wzajemnością. Nie jedno ono ma imię, jednak to szczególne, gdzie obca osoba staje się dla nas nawet ważniejsza niż rodzina - samotne jest dla nas cierpieniem. Przeżyłam już "pierwszą miłość", która zawsze była czymś jednostronnym, a kiedy do mnie dotarło, że po upływie 6 lat i następnych nic się nie zmieni, to długo dochodziłam do siebie. Przeżyłam już związek, gdzie byłam z przyjacielem i było to i tak wskazane na niepowodzenie przez pewne kwestie, ale też trwało zanim podniosłam się na nogi. O reszcie nie ma co wspominać. Teraz chciałabym aby było zdecydowanie inaczej. Boli mnie tylko to, że płeć przeciwna nie bardzo chce ze mną się poznawać, co jest odczuwalne. Zastanawiam się jak to się dzieje, że inne dziewczyny, które borykają się z gorszymi problemami niż ja, albo nie ocieka od nich żaden seksapil, potrafią zdobyć serce wybranka. Dla mnie to jest magia. Chciałabym posiadać w sobie to "coś". W tych czasach coraz mniej chcą poznawać takie dziewczyny jak ja. Z chłopakami mam kontakt, rozmawiam z nimi, choć często czuję się onieśmielona przy tym, na początku znajomości, bądź jak mało się znam z którymś. Potem zupełnie co innego. xD Z chłopakami mi się świetnie gada tak samo jak z dziewczynami, nie ma większego wpływu, z kim rozmawiam, po prostu to uwielbiam. Mam darmowe minuty do wszystkich bez limitu, pisać mi gdziekolwiek i o byle jakiej porze, że mam zadzwonić - bez zastanowienia sięgnę i zadzwonię. :D Też jak do kogoś idę i choć były plany zrobienia czegoś... mija cały dzień i tak na przegadaniu go. Nie wiem jak to się dzieje, ale tak świetnie idzie rozmowa, że nie ma jej końca. Z niektórymi osobami rozmowa idzie ciężko, jak jęczą bądź nie są zainteresowani rozmową, bądź ciągną jeden temat przez dosłownie cały dzień i jeszcze mają mało i nawijają tygodniami tylko o jednym a reszta dla nich mało ważna - to sama nie lubię takich rozmów prowadzić. Też zdarza się tak, że ktoś cały czas chce mieć z nami kontakt i dla mnie to nieważne czy ją jakoś szczególnie lubię czy po prostu znoszę. Nawet jeśli miałabym z tą osobą rozmawiać codziennie - no problem. :) Ja jakoś znajduje 1231836274 tematów jak sobie siedzę, czuję się pewnie i mam jak nawilżyć gardło oraz przede wszystkim choroba mi nie utrudnia mowy i nie ogranicza jej. Jak z kimś się lepiej znam i wiem, że nie przeszkadzają mu moje kolosalne wiadomości, to również piszę. Czy to powiem, czy napiszę, różnica tylko jest taka, że jakbym mówiła to mnie widać i słychać, a jak piszę - słychać głosik w myślach i literki. ;) 
A coraz mniej osób czyta, dla nich długie wiadomości są katorgą (kiedyś kiedyś, z koleżanką z Sosnowca pisałam dłuuugie wiadomości na nk, jak kiedyś na to był szał - wysyłałyśmy po 4 wiadomośći pod rząd, bo wiadomości miały ograniczenia do 3000 znaków :v). A do tej pory męczę jedną książkę, z powodu braku czasu lub sił, ale dzisiaj nie wiedząc co ze sobą zrobić jak spojrzałam na nią, przeleciałam do połowy i muszę odsapnąć. Nawet nie wiem kiedy ciemno się zaczęło robić w pokoju. Obudziły się na nowo moje pomysły i muszę je sobie szybko zapisać, by mi z głowy nie wyleciały. 
Jutro matma czy tego chcę czy nie. A po rozgrywce w heroes III, którą zapewne sobie włączę witaj biologio i chemio! Muszę zadania porobić. :v 
Też zastanawiam się czy dobrze robię odnośnie brania tabletek. Miałam nauczkę, że nie wolno samemu schodzić z leków, a ja znowu to zrobiłam. Z 40 na 30mg, minęły może niecałe dwa tygodnie, i teraz biorę 20mg. Wręcz nienawidzę patrzeć wtedy co taka duża dawka robi z moim ciałem w przeciągu kilku dni. Chciałabym widzieć swoją twarz, która jest pozbawiona tej okrągłości, widzieć swoje ciało, na które leki nie oddziaływają. Jedyne co zostało po mojej starej sylwetce to drobne dłonie, odcinek ręki od dłoni do łokcia i łydki. Nie powinnam była w tym roku odczuwać właściwie objawów - od operacji upłynęło już 5 lat. Może to wina emocji, które utrzymują objawy. Może... nocami zauważyłam, że już mam problemy z mową, jest niewyraźna, wyrazy z twardymi głoskami są małym problemem. Gdybym czuła się pewniej, że nikt nie patrzy na to i nie widzi obrzydzenia nie odsuwa się nagle, kiedy widzi jak się zmieniam biorąc to wyższe dawki, nigdy bym nie bawiła się w zmniejszanie dawki po swojemu. Choć mam wywalone na ludzi, sama nie czuje się pewnie w tymże ciele. Tylko w tej kwestii. Chyba. Przestaję być pewna swojego zdania. Myślę, że to wszystko przez to jak ludzie reagowali na mnie w gimnazjum, kiedy zaczęły się początki z chorobą. To nadal boli.


Choć chciałam jakoś by wpis wyglądał jakoś inaczej, no nie udało mi się, post pełen moich przemyśleń i jak zwykle nadziei... oby mnie kiedyś nie zgubiła. Może czasami potrzeba pisać właśnie takie posty. Choć nie chcemy uczepić się szczególnej myśli, to co dla nas ważne, albo jest jakąś obawą w jakiejś postaci i jest tego w nas nadmiar - i tak wypłynie. 
Przypomniałam sobie, że powoli nadszedł czas, na szukanie cytatów i robienie prezentacji multimedialnej na ustną maturę z polaka. 
Zapewne szybko pojawi się kolejny post... może znowu w mojej głowie będzie aż żarzyła się jakaś myśl. 

piątek, 3 kwietnia 2015

16. Więcej widzi się zamkniętymi oczami

  Może męczy mnie ta szara rzeczywistość. Nie chcę jej doświadczać. Wszyscy są tak zalatani, zabiegani... jakoś ja nie umiem dołączyć do tego ruchu. Gdyby wszystko ułożyło się tak, jak w tym innym świecie byłoby wspaniale. Ale to jest okrutny, szary świat. Tu nie zawsze jest jak ktoś chce. Tu trzeba o to walczyć, starać się by siebie nie zatracić, by się nie dać. 
 Nie odczuwam dużej samotności. Nigdy nie jestem sama, ale jednak w pewnym sensie doskwiera mi niesamowicie. Może to przez to, co można nazwać zawodem? Pomimo tego, że ktoś był z nami duchem, tak naprawdę tej osoby nie było. Sami sobie wmawiamy i przekonujemy, tworzymy swój własny obraz osoby, którą tak naprawdę nie jest. Dlaczego to ciało musi nas określać, a nie charakter? Mam ochotę tych wszystkich ludzi gadających te brednie, że to charakter się liczy a i tak zwracają uwagę na co innego, spalić na stosie i posłuchać ich krzyków. Byłaby to jakaś odmiana. Wracając do samotności, może mam przyjaciół, może mam jak się odezwać... ale czuję się tak jakbym im jakoś przeszkadzała. Nie wiem skąd u mnie to się wzięło, ani dlaczego wmawiam sobie, że jestem zbyt nachalna... Chcę to wyrzucić z siebie. Chyba dawno nie miałam jakiegoś konkretnego wyjścia. 
  Mam wrażenie, że się staczam przez te negatywne uczucia. Tak długo walczę z nimi, czuję, że brakuje mi sił. Nie wiem skąd mam ją czerpać. Nie chcę przegrać. 
Nie wiem dlaczego pomimo moich postanowień, czynię zupełnie co innego. Chciałam być niezależna, ale chyba daleko mi do tego. W obcym tłumie sobie poradzę, gorzej kiedy nie widzę w zasięgu wzroku swojego własnego tłumu. Czy to ja ich zgubiłam? Gdzie ja zawędrowałam? Nie czuję się ani trochę pewnie. Chciałabym móc rozwalić te mury... rozwalić, a nie się o nie opierać... dzisiaj chciałam zrobić tyle rzeczy, ale skończyło się na tym, że włączyłam rozgrywkę w heroes III i zostałam w domu. Teraz zajmę się powtarzaniem sobie biologii, chemii... z matmą nie wiem jak będzie. Nie chcę myśleć o tylu rzeczach naraz, rozprasza mnie to tylko niepotrzebnie. Nie mogę się i tak doczekać maja, mam wrażenie, że kwiecień jakoś smutno się zaczął i taki będzie. Właściwie... rozstanę się z tyloma ludźmi, przestanę ich widywać, a czas nie pozwoli nam na regularne spotkania. A z tymi, którymi chcę być blisko, są w zasadzie daleko. Zobaczymy jak to wszystko będzie. Przede wszystkim nie mogę tak stać w miejscu, moje marzenia są bardzo realne, ale wszystko przesądzą wyniki. Nie chcę na maturze siedzieć i nie wiedzieć czego  nie wiem, a uśmiechnąć się do kartki jak idiotka i śmigać zadania. Czasami zastanawiam się jakby się to wszystko potoczyło, gdybym na przykład nie miała rok w tył, a normalnie chodziła do tego pierwszego gimnazjum. Na pewno bym nie poznała tamtych ludzi, ale jakby to wpłynęłoby na moje życie? Nie ma co się nad tym zastanawiać. Jest dobrze tak jak jest teraz. 
 Chciałabym też znaleźć czas, by pisać na nowo swoją powieść, znaleźć czas na rysowanie tak jak kiedyś i do wielu innych rzeczy, jak tylko nadejdzie wolne wrócę do tego. 
No nic, widzę że zbliża się godzina 19, włączę sobie coś by leciało w tle, zajrzę do materiałów i tak pewnie póki nie nadejdzie pora, kiedy to będzie trzeba kompa wyłączyć.

Nie chcę by dni leciały tak szybko. Mam wrażenie wtedy, że choć chcę być bliżej, albo ja się oddalam, albo Ty mnie oddalasz.

czwartek, 2 kwietnia 2015

15. Swój własny stan

  Jest dość późna godzina i jest dość nastrojowo. W pokoju świeci się tylko lampka skierowana w ścianę i mi miło odbija światło. Zakrywa cały ten nieporządek na biurku, jest wręcz tajemniczo wokół. Uwielbiam noce. Wtedy można zadbać o taki nastrój, za oknem jest ciemno, ulice oświetla tylko latarnia. Nie widać co kryje się w ciemnościach. I ta panująca cisza, której za dnia przeważnie nigdy nie ma. Właściwie za dnia ta cisza jest smutna. A jak cudownie się z kimś rozmawia wtedy w takim półmroku i wymienia myślami.
  Teraz właściwie nie powinnam była tu siedzieć, a spać by jutro wstać. Wstając jednak przed 12 w nocy nie bardzo chcę się zmuszać do snów. Zwłaszcza, że te które miałam niedawno nie były dobre. Były obrazem niepowodzenia, odrzucenia dotyczące spraw, których chciałabym spełnienia. Dopiero po wstaniu szybko sprawdzałam czy to prawda, jednak mogłam się uspokoić, że to tylko jednak sen. To był bardzo realistyczny sen. Bardzo boję się, że właśnie te złe sny się spełnią. Najczęściej śnią mi się obrazy przeciwne do tego co bym chciała. Zastanawiam się czy przez to mam się niepokoić. Teraz jak nad tym myślę, jak kiedyś chciałam również spełnienia, śniły mi się przychylne temu sny, jednak tak po prawdzie w rzeczywistości nigdy by do tego nie doszło. Teraz nie wiem jakby to wyszło, może mam takie sny, bo może coś jednak będzie? XD Może sama niepotrzebnie ten lęk w sobie zasiewam. Może nie mam czego się bać. W końcu... to tylko sny.
  Wszystko niby idzie w dobrym kierunku. Niby nie ma czego się obawiać, w takim razie dlaczego nie stawiam żadnych kroków? Boję się, że będę zbyt nachalna i tak czekam i czekam. To jest męczące. Zastanawiam się czy dobrze robię. Uważam, że relacje ludzkie są skomplikowane, a ja sobie to jeszcze bardziej utrudniam. Jeszcze trochę i będzie inaczej, będzie lepiej. Taak... tylko muszę ruszyć na przód. 
Nie mam pojęcia skąd u mnie ta melancholia. Może dlatego, że ostatnie wydarzenia nie były zbyt fortunne, a ja coraz bardziej zaczęłam tracić pewność siebie. Dzisiaj sobie jeszcze pozwolę na taki stan, na nic nierobienie, pozbieram jakoś siły na ten tydzień. Czeka mnie mnóstwo pracy. Nie mogę pozwolić na to, by tak wszystko stało w miejscu. 

Gdybym się Ciebie spytała, czy mogę się w Ciebie wtulić i poprosić byś powiedział, że wszystko będzie dobrze, jakbyś zareagował? 

  Nie wiem czy podoba mi się ten stan, w którym teraz jestem. Z dnia na dzień czuję się słabsza. Oglądanie dram mnie tylko nakręca, nie pomaga. Długo chyba sobie żadnej nie włączę. Widząc szczęście innych, odczuwam coraz to większą samotność. Nie wiem jak inni to robią, że nie zakochują się, nie czują potrzeby by mieć kogoś obok. Jeszcze nie tak dawno sama do takich osób należałam, przez ponad rok. W moich marzeniach widziałam jak spełniam się zawodowo, jak mam swój własny kąt, mam dwójkę lisów i kota w wielkim skrócie. To było wszystko. Nie wiem, kiedy do tego wszystkiego dołączyła druga osoba, która jest nieświadoma tego. Nieświadoma niczego. Chyba nigdy nie znajdę na tyle odwagi, aby mu to wyznać. Nie wiem jak inni mnie znoszą, kiedy zaczynam o tym nawijać. Zastanawiam się czy nie przeszkadza im słuchanie moich nadziei, niepewności i prośby o pokrzepienie. W końcu zawsze kończyło się tylko na tym, że moje uczucie było problemem, jak tylko było można, już tych osób nie było. Nie mam pojęcia czego to wina. Nie mieli okazji mnie na tyle poznać i wiedzieć jaka jestem w środku. Cóż... nie oceniam jego tak samo jak tamtych. Nie chcę skupiać się tylko na tym, ani aby to sprawiało, że nie potrafię ruszyć. 
Mogłam jednak się za coś zabrać, ten supeł uczuć i tak sprawił, że ani trochę nie odpoczęłam jak chciałam. 
Jeszcze trochę i będę mogła po raz kolejny odpłynąć, przygotuję się na kolejne dni. Pójdę gdzieś i poszukam część siebie, gdzie odzyskam spokój i chęci. 
  Maj zapowiada mi się na początku ciężko, potem już będzie tylko lepiej. Przede wszystkim będzie tak jak sama o to zadbam. Skończyło się siedzenie, czas zacząć coś robić zanim zacznie mnie boleć głowa od Oli gry na flecie :D