piątek, 9 czerwca 2017

165. Wątpliwości

Tak jest prościej.

***
 Tydzień temu było ostatnie badanie. Koniec z jazdami do Gdańska, koniec pobierania krwi i jeżdżenia bez leków czy na czczo. Jestem ciekawa tego co brałam i niedługo pewnie się dowiem. Ciężko mi jednak stwierdzić czy dzięki tym badaniom lepiej się czuję. Teraz jest okres, kiedy mogę próbować zejść z dawki, jak co roku. I zamierzam na dniach zejść na nowo. Właściwie są dni, kiedy zapominam o tym, że choruję, czuję tak jakby nigdy mi nic nie było. Może bywam jednak powolna, jednak to naprawdę nic w porównaniu z tym ile objawów znika z każdym dniem. Nie ogranicza mnie nic jak mówię ostatnio, powieka też już tak nie opada, dzisiaj się przyznam, że tylko rano brałam leki. Zapomniałam o nich za dnia. Nawet w pracy, gdzie nie mam chwili by odetchnąć (ach, sezon, lato tak bardzo) nie czuję by mój "głód" na leki mi przeszkadzał. Idę je wziąć dopiero, kiedy serio już tego potrzebuję.
Chcę zejść z dawki, boję się jednak, że na nowo mój organizm będzie się temu sprzeciwiał. Planuję rozegrać to nieco inaczej, bo zawsze schodziłam niżej o 5mg. Może jak zejdę tylko o 3mg, organizm nie odczuje takiej różnicy, a ja będę mogła tak powoli schodzić, aż zobaczę gdzie będzie granica. Szkoda tylko, że tabletki te ciężko jest w ten sposób dzielić. Zobaczymy co wyjdzie jak tylko zacznę.

 Staram się też nie robić nic pod wpływem emocji. Mam jednodniowe napady ludziowstrętu i choć bardzo korciło mnie poprzedniego dnia by dzwonić tylko po to by się wygadać, to tak następnego dnia uznałam, że muszę odpocząć od ludzi. A teraz jeśli nawet wieczór byłby odpowiedni by to zrobić, ja pracuję do nocy. Dopiero za miesiąc jak mój wyjazd wyjdzie to trochę odpocznę od ludzi, otoczenia. Ostatnio nawet jak człowieka nie widzę miesiąc i mam ochotę opowiadać o wszystkim i nawet takich bzdurach, to jakoś nie mogę, nie potrafię ostatnio sklecić sensownej odpowiedzi, ani znaleźć tematu, siedzę cicho, jak coś odpowiem to mam ochotę na siebie spojrzeć jak na debilkę, ja serio muszę odpocząć. Włączyła mi się też wątpliwość we wszystko i tak jak wiele przemilczę, zachowam dla siebie, tak jeszcze wiem, że póki pewnych tematów nie poruszę, nie będę ani trochę spokojna. Tyle, że miękka buła ze mnie i nie umiem zdobyć się na odwagę. Bo jak mówię o tym co choć dla mnie ważne, wywołuje u mnie stres i nerwy, to zaczynam płakać z nerwów i nie mogę tego powstrzymać, najgorsze jest chyba jak mi usta drżą i nie mogę tego uspokoić. Inni reagują śmiechem, niczym, a ja płaczem. .-.
 Również decyzje zapadły, mój notatnik w telefonie jest pełen list i planów, które zaczynam z uśmiechem odhaczać. Od odhaczania najważniejszych rzeczy dzieli mnie tylko jeden telefon. Odkładam to z dnia na dzień, tylko dlatego, bo nie lubię dzwonić do obcych, ale jeśli będę tak zwlekać, to mi wszystko ucieknie i mogę nie zdążyć czegoś znaleźć. A teraz jest najlepszy czas na znalezienie czegoś sensownego i to przed studentami. 
 Również muszę się pochwalić tym, że walczę z wodą zatrzymaną w organizmie (tym razem tak na serio) i usłyszałam niedawno, że to widać! Sama po sobie czuję się jakoś lżejsza i mam wrażenie, że faktycznie - zaczyna ze mnie schodzić, choć dawka wciąż taka sama. Minęło dopiero półtora tygodnia, ciekawa efektów jestem po miesiącu. ;)