środa, 25 lipca 2018

195.

Choć na chwilę spraw, by ten czas wrócił.

***

Inni uzewnętrzniają się na internetowych forach, na swoich kanałach na YT, na różnych innych stronach, a ja jak niektórzy tutaj, na blogu. Pisanie jakoś mnie uspokaja, pozwala wyzbyć się niepotrzebnych emocji, natłoku myśli. Tak jak miałam okres, by się nie wychylać i z nikim nie gadać, tak teraz lgnę do ludzi. Ludziowstręt mi chyba minął na jakiś czas. Bym popisała, spotkała się nawet późną nocą z kimś, nawet jakby było trzeba, przyjechałabym gdzie by trzeba było. Nie zmieniło się jednak to, że jestem bułą i rzadko kiedy odzywam się pierwsza. A odezwałabym się chętnie do paru ludzi, gdyby nie to, że wtedy się stresuję i rosną we mnie obawy, że tylko ja chciałam kontaktu. Meh. 
Tak samo pograłabym sobie z kimś w coś online. Przeważnie gram z siostrami w coś jak we trzy mamy na coś ochotę, ale ostatnio nic takiego nie ma. Mam tyle tego zainstalowane, a nadal jęczę, że nie mam w co grać. Akurat w online bym sobie serio dla odmiany z kimś pograła, jak kiedyś. 
Też jak mnie złapie takowy humor jak teraz, dostrzegam jak wiele zmienia cała ta dorosłość. A czas serio potrafi zaleczyć rany. Teraz jakoś w końcu przestało boleć, znowu mogę na to spojrzeć z pozytywniejszej strony. I tak jakoś na wszystko patrzę inaczej, niż na przykład dobre 5-6lat temu. Życie z miastenią również sprawiło, że miałam inny pogląd na wszystko, przede wszystkim nauczyłam się doceniać. Nigdy nie szłam za tłumem, bo wiedziałam, że tam nie pasuję. Było mi przykro, kiedy ludziom zależało się wtopić w to szare tło, a miało gdzieś, że dla innych, dla mniejszości było kimś wartościowym. 
Nie chcę się więcej rozdrabniać. Jest tego dużo więcej, ale ciężko mi znaleźć na to odpowiednie słowa i nie chcę zbytnio pisać monologu o tym wszystkim. Chętnie bym poruszyła pewnie kwestie, ale to przy innych okolicznościach. 
Od dwóch dni walczę z przeziębieniem, mam nadzieję, że nie dosięgnie mnie moja "zmiana głosu", leki chyba działają jak mają. Nie chcę chorować, bo wtedy jestem jeszcze mniej sprawna niż zawsze. Objawy są nasilone, nie dziwi mnie to, że szybciej się męczę i że teraz w sumie najchętniej bym położyła się spać. Gdyby nie obecne problemy ze wzrokiem, to bym pod kocem i piciem pod ręką uciekła do książek.  W dalszym ciągu cieszę się, że nie siada mi na mowę. Chociaż tyle dobrego. 


(zawsze jak tego słucham, łapie mnie sentyment)

poniedziałek, 23 lipca 2018

194.

Po Tobie pozostały mi tylko wspomnienia.

***

Myślałam, że po urlopie zażegnam problemy zdrowotne. No niestety, tak się nie stało. Mój obecny stan zdrowia się praktycznie nie zmienił. Jak siedzę za długo przed ekranem laptopa, albo jestem przez dłuższy czas zajęta nie widzę zbyt dobrze. Lewe oko widzi niewyraźnie, czasami rozmazuje mi tekst i czuję jak przez to prawe oko się bardziej męczy, które czasami też mi rozmazuje obraz. Wystarczy, że zasłonię któreś oko i wiem, które traci siły. W dodatku prawa powieka znowu opada. Czuję to dosłownie jak prawe oko się męczy, mam takie dziwne uczucie ciężkości i jakby coś mi przysłaniało wzrok, są momenty, kiedy nie mogę bardziej otworzyć oka. Strasznie nie lubię jak mi na oczy siada. Przez to świat przede mną słabo widzę. Lepiej widzę jak patrzę na rzeczy po mojej prawej stronie. W dodatku coś mi wylazło po wewnętrznej stronie opadającej powieki i jest spuchnięta. Odczuwam też w dalszym ciągu brak sił w rękach i jeśli nie muszę czegoś nosić to tego nie robię, bo to się źle skończy. Wielokrotnie już jak lewa ręka głównie coś trzyma, to prawą muszę ją podtrzymać, bo czuję jak zaczyna mi coś z tych rąk lecieć. Nawet głupia torba z żarciem na wynos sprawia problem. Ja nie wiem co to będzie w pracy. Na szczęście na mowę mi nie siada, pomimo tego, że nieźle sobie nadwyrężyłam chyba wszystkie mięśnie w tejże okolicy. Odpoczywałam jak mogłam, wręcz czasami nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Ale jednak emocje robią swoje i obawiam się, że to one mają wpływ na teraźniejszy stan. Nie chcę wchodzić na większą dawkę, mestinon i tak staram się brać często, ale to nadal za mało. Albo za mało nic nie robiłam. Albo za mało pozytywów. Nie potrafię się wyprać z emocji tak jakbym chciała. 
I cóż, chyba postanowione. Chyba już wiem co dalej odnośnie z tym co będzie za jakiś czas, w końcu za chwilę sierpień. W Starogardzie mogłam sobie odpowiedzieć czego mi brakuje. I choć ciężko będzie mi opuścić obecnie miasto, to jednak raczej tu nie zostanę. Nie czuję tego, po co tu przyjechałam. Choć mam tu przyjaciół, to wiem, że zamiast do rodziny to do nich będę chciała przyjeżdżać. Najwyżej kiedyś tu wrócę. 
Na urlopie też nie bawiłam się zbytnio dobrze z powodu pewnych wydarzeń. Ale muszę iść naprzód. Usłyszałam, że rodzinne grono mnie podziwia i to mnie bardzo buduje, dzięki temu mam siłę, by dalej kroczyć swoją ścieżką. Sama jestem z siebie zadowolona, że nie pozwalam, by choroba mnie ograniczała, a czerpię ile mogę, choć to wiele nie jest. A często mam tyle chęci i sił by coś zrobić, ale nie mogę. Czuję się uwięziona w swoim ciele, ograniczona i jak tylko czuję, że mogę sobie pozwolić na coś więcej, to się nawet nie zastanawiam. To miłe, kiedy usłyszy się od bliskich, że ci kibicują i to jest bardzo budujące.  Zwłaszcza, kiedy są chwile słabości, taki pozytywny kopniak naprawdę dodał mi sił do działania. 
Byłam również na zlocie fanów Linkin Park. Wspominałam, kiedyś jak ich twórczość miała wielki wpływ na mnie, moje życie i nadal ma. Spotkanie tylu osób, które również myślą podobnie było dla mnie wielką pozytywną bombą. Nie czułam się tam obco, choć przybyłam tam sama. Wszystkich coś łączyło. I tylko, kiedy moja choroba dała mi znać, że muszę odpocząć, bo czułam się bardzo zmęczona, odeszłam na chwilę by się napić, chwilkę postać i dalej poszłam w tłum by drzeć ryja wspólnie z innymi w podskokach. Dawno nic nie sprawiło mi takiej frajdy jak wspólnie śpiewanie moich ulubionych utworów z innymi ludźmi.
Linkin Park towarzyszy mi już dobre 11 lat. To dzięki nim jestem kim jestem teraz, dzięki nim często zbieram siły, kiedy mi już ich braknie. Choć za każdym razem jest mi przykro, kiedy pomyślę o tym, że nie ma Chestera już z nami, to pozostawił po sobie taki ślad, że on zawsze pozostanie wśród nas. 20 lipca było równie ważną datą dla mnie jak inne. Był to mój autorytet, osoba, za którą podążałam, podziwiałam, była to dla mnie jedna z ważniejszych osób. I nikt nie wskoczy na to miejsce. Żałuję tylko, że nie było mi dane pojechać na ich koncert. Chester, dziękuję za wszystko.
 Mogłabym jeszcze więcej o tym napisać, ale nie chcę za długo siedzieć i pisać ze względu na oczy. W rodzinnym mieście planuję pojawić się za niecały już miesiąc, także wtedy myślę, że nadrobię czas z innymi. A jeśli nie, to jeszcze trochę i nie będzie trzeba umawiać się na mój przyjazd za specjalnie. Tak myślę.


 (słowa <3)

(mój pierwszy utwór LP, który poznałam)

niedziela, 15 lipca 2018

193.

Podobno i ta mgła ma kiedyś opaść.

***

Dopiero, kiedy coś stracimy, doceniamy. Tak to nie zauważamy swoich błędów, jesteśmy przekonani, że wszystko zmierza dobrze, przyzwyczajamy się do takiego stanu rzeczy, a potem nie dociera do nas co tak właściwie się stało i w jakim czasie. Ile razy już była taka sytuacja? Zbyt często. Czasami nawet nie zauważymy, kiedy zaczyna się robić źle. Dzisiaj chyba będzie wiele i długo. 
Chciałam wspomnieć, byśmy doceniali ludzkie życie, nie ignorowali, bo tragedia gotowa. Nie wiemy, kiedy jakiś bliższy bądź dalszy znajomy odejdzie z tego świata, a tym bardziej ktoś bliski, z rodziny. Szanujmy się, dbajmy, reagujmy, życie jest kruche i łatwo je stracić. Nigdy nie wiemy, kiedy nasze zachowanie może wpłynąć na innych, nawet nieświadomie. Jak jesteśmy grupą, to chyba działamy wspólnie i nikogo się nie wyklucza, prawda? Uczucie obojętności jest gorsze od jawnego okazywania, że kogoś się nie lubi, to moje osobiste zdanie. Możesz być w jakiejś grupie ludzi, uczestniczyć w życiu tej grupy, ale jesteś jak cień, nikt z Tobą nie zamieni słowa, nie zainteresuje się, jesteś jak powietrze, wiecznie na uboczu. Przykre, prawda? Nie powinno było to tak wyglądać, ja zawsze na to reaguję, by ktoś czuł, że w czymś uczestniczy, bo wiem jak jest ciężko to znosić. W dodatku dochodzą inne problemy, uczucie, że można się usunąć, bo przecież i tak nikt nie zauważy. Czy to już nie rodzi wątpliwości, że coś jest nie tak? 
Czułam się od środy bardzo podobnie. Może nie miałam aż tak takich myśli, by skończyć z tym wszystkim raz na zawsze, ale jednak podobnie. Było naprawdę źle i dopiero może odczuję spokój. A tak właściwie po wtorku. Szanujmy naprawdę życie. Nie wiemy, kogo kiedyś stracimy przez głupotę innych czy przez chorobę. Niektórzy mogą nie mieć psychiki by wytrzymać wewnętrzny ból, cierpienie oraz samotność. Za monitorem też jest człowiek, tak jak i w grupie nie liczmy kogoś tylko jako liczby. To tak odnośnie ludzi, którzy odchodzą, głównie przez samobójstwa, bo ostatnio wiele o tym słyszę i za każdym razem moje serce się kruszy, że kolejna osoba nie podołała. Czasami słowa bolą bardziej, albo właśnie ich brak oraz jak możemy, to spędzajmy każdą chwilę z bliskimi. Miał poczekać do dzisiaj, jakbym tylko z wyjazdu wróciła, bym odwiedziła, pogadała, jakby był wstanie. :(
Ja mam nadzieję tylko, że w końcu odpoczniesz od bólu i mdłości i od tego co Cię niszczyło od środka, pamiętaj, że Cię kocham i nigdy nie zapomnę. [*]
Cóż. Jak ktoś mnie zna choć trochę lepiej, to wie, że nie jestem tą "wiecznie na uboczu nic nie mówiącą" osobą. Co prawda, bywam częściej cicho w większym gronie, ale bez przesady no. Jestem introwertykiem, to prawda, ale nie takim gdzie tylko jestem wiecznym obserwatorem w dodatku z daleka. I mi przykro, że przez tyle lat nie odczuwam bym należała do grupy, by się zainteresowali jaka jestem i by mnie poznać. Pozwolić mi w końcu usunąć ten mur i pozwolić i mi być głośną. Mam dość tego. Próbowałam się wychylać, ale kończyło się tym, że się chowałam, bo nie odczułam, by ktoś tego chciał. Jestem, to jestem, jak mnie nie ma, to spoko. Żadnego zainteresowania w jakimkolwiek kierunku, wykluczona. Naprawdę strasznie mi przykro. A, że emocje niestety wpływają na mnie ogromnie to i na zdrowiu ja upadłam. To nie jest normalne, kiedy nie mogę się normalnie przebrać, dyszę przy tym jak po jakimś wysiłku i zajmuje mi zanim się ułożę do snu. Odczułam nie tyle co znowu w rękach, nie miałam siły by cokolwiek zrobić z palcami oraz pierwszy raz odczułam brak sił by dźwignąć nogę bardziej siebie. Byłam tym tak zszokowana, że wiele razy przesuwałam nogę bliżej siebie i za każdym razem to samo. Na oczy też mi siada od dłuższego czasu, częściej teraz oglądam świat patrząc w dół, bo widzę niewyraźnie, powieka mi opada i jak to się połączy, to koniec. Nie siada mi na mowę więc o tyle dobrze. 
Spędziłam czas na grunwaldzkich polach, znowu wygraliśmy. Swoje serce zostawiłam tam już cztery lata temu i uwielbiam tam wracać, ten klimat. <3 Za rok też chcę się tam znaleźć, ale raczej już inaczej zaplanuję wyjazd. Bym bardzo chciała aby udało się zrealizować plany. Teraz jeszcze jestem do soboty w Starogardzie, w piątek mam zlot fanów Linkin Park, na który się wybieram, a potem wracam do mieszkania. Nadal nie wiem czy zostaję w Łodzi czy jednak wracam. A czasu coraz mniej. 
Póki co liczę na to, że spotkam się ze znajomymi, spędzę czas z rodziną, zwłaszcza patrząc na okoliczności, odpocznę w końcu fizycznie, a tym bardziej psychicznie. Jutro mam trochę do ogarnięcia.
Póki jeszcze są to chociaż szczeniaczki umilą mi czas i zregenerują siły, bo moje koty są ode mnie póki co za daleko.