środa, 30 września 2015

65. Puste korytarze

Brak komputera. Nie wiem co tym razem poszło, nie wiem kiedy będę mogła usiąść i normalnie pisać.


Wiele rzeczy nie chcę zrozumieć, na wiele muszę się przygotować, dużo ruszyć. A stoję w miejscu. Dlaczego? Odpowiedź choć znam, nie dociera. Nie chce jej, nie chcę rozumieć. Chce żyć w tym świecie, w którym było mi dobrze. W mojej rzeczywistości, która zapierała dech w piersi. Gdzie wszystko było piękne, proste, nieskomplikowane. To co było w zasięgu ręki, zniknęło, znów te same puste korytarze, miejsce mi tak znane, a tak obce. 
A te oczy? Gdzie to ciepło? Czemu wieje z nich taki chłód? Skąd ta napięta atmosfera, która usta sama zamyka? Nie chcę tego. Nie chcę tych zmian.
Nie dam rady.



Ale nadal żyję, błądzę, szukam części siebie krążące po otchłani. Ale żyję. 


A teraz właśnie idę zaparzyć herbaty i w między czasie rzeźbić kostur, póki serwery aiona nie są online. 







warto posłuchać




Walcz do końca, ponoć tylko wtedy cały trud zostaje nagrodzony.


wtorek, 22 września 2015

64. Brak sił

  Właśnie mamy godzinę 2 w nocy. Powinnam była już dawno leżeć pod ciepłą kołderką i śnić swoje dziwne sny. Ale siedzę tutaj i piszę. Mam chwilę odetchnienia, ale nie uważam, że to dobrze. Choć uwielbiam te chwile, kiedy za oknem widać cichą, ciemną ulicę. Żadnego samochodu, żadnego szmeru, po prostu błoga cisza. Mogę milczeć godzinami, nikt do mnie nie ma o nic pretensji. Jedyne co uważam za wielką wadę tej chwili to przemyślenia narastające w głowie. A mam teraz go jeszcze narazie dużo. Mam ochotę krzyczeć, wołać, biec ile sił w nogach z dala od tego wszystkiego, ale to niemożliwe. Złapało mnie. I tym razem mówię serio - nie mam sił z tym walczyć. Moje "teraz" się oddala, coraz jest mniej widoczne, a ja poddaję się słowom "może kiedyś". Gdzieś to, co mnie pchało do realizacji również zniknęło. A wystarczyła tylko jedna chwila. I cóż... żyję narazie z dnia na dzień. Po prostu. 


Przyjrzyj się moim oczom. Co widzisz? No właśnie.

sobota, 12 września 2015

63. Daj mi znak

 Zapominając o bólu, który nauczyłaś się tak dobrze ukrywać
Udając, że przyjdzie ktoś inny i ocali mnie przed samym sobą
Nie mogę być taki, jak Ty

Linkin Park - Leave Out All The Rest


Wzięło mnie na nastrój gdzie jednocześnie chcę być z kimś, jednocześnie chcąc pobyć sama ze sobą. Wzięło mnie na słuchanie piosenek, które w swoich słowach, nutach skrywają moją tajemnicę. Gdzie mogę znaleźć zapomnienie od tej źle wpływającej na mnie jesiennej pory, choć powoli z utęsknieniem na nią czekałam. I choć siedzę w swoim ulubionym kącie, którym jest mój pokój, dzisiaj tego miejsca nienawidzę. Nienawidzę tej ciemności mnie otaczającej i lampki, która ten mrok zabija. Nienawidzę tego wszystkiego co się tutaj znajduje. Chcę się stąd wyrwać, ale dzisiaj to niemożliwe. Czuję się jak więzień. Siedzę i tęsknie za tym co choć było kiedyś nieistotne, dzisiaj jest ode mnie oddalone. I dopiero tego brak odczułam. Zaczynają mnie męczyć wyrzuty sumienia, bo może ja to wszystko zepsułam? W jakiś sposób się czuję się winna. Szukam tego co mogłam zrobić, ale nic nie znajduje. Gubię się. Choć bardzo bym chciała zapomnieć i skończyć z tym to nie umiem. Łudzę się nadzieją, że może nie skończy się to cierpieniem i zrozumieniem tego po raz kolejny. Bo przecież zrozumiem i za tym razem? Tylko, że ja nie chcę żeby skończyło się to tak. Nie chcę rozumieć. Tym razem nie chcę uciekać do snów, szukać ukojenia, bo to one stworzyły kogoś, kogo tak naprawdę nie ma. 


Martwe gwiazdy lśnią, rozjaśniają niebo, nie mogę złapać tchu, moje mury zamykają się, mijają dni, daj mi znak, wróć na koniec, pasterzu przeklętych.
Breaking Benjamin - Give Me A Sign


Pozostało mi zmierzyć się z tym demonem, przestać się jego bać. Co ma być to będzie. Mam nadzieję, że nie urzeczywistnią się moje koszmary, że będzie po prostu dobrze. Chciałabym aby szczęście się tak urzeczywistniało, aby było można je dotknąć. Chciałabym tyle słów wypowiedzieć, ale wolę je przemilczeć. Kiedyś trafią tam gdzie powinny. Po prostu.


Warto rozmawiać niż wierzyć w coś co się nie wydarzyło.

poniedziałek, 7 września 2015

62. Jesienny powiew

 Stawiam powoli, niepewne kroki. Jestem zmęczona, ale idę dalej, póki słońce nie zniknie się za horyzontem. Czy odnalazłam to, czego szukam? Nadal nie. A doszło do całej listy jeszcze więcej. Zastanawia mnie dlaczego nie tyle co ja zbudowałam ten mur wobec wszystkich, ale dlaczego... inni zbudowali go wobec mnie? Między tymi murami jest różnica, że ja swój postawiłam niechcący i chcę go zniszczyć i szukam pomocy, aby znaleźć na to siły, a ten drugi mur, innych jest postawiony z powodu mi nieznanego, a jak już to przykrego, bo po głowie chodzą mi różne pomysły. Choć jest we mnie determinacja, nie wiem jak ruszyć. Blokuje mnie to. Bo nawet jeśli usunę sama swój mur, widzę ten drugi i nie zniszczę go. To przez to jakie wrażenie daję swoim częstym milczeniem, czy czym? Pytania, pytania, pytania.... 
  Też po raz kolejny udałam się wędrówką we wspomnienia. I różnica między tym co było kiedyś a co jest teraz jest bardzo wyraźnie zarysowana. Szczerze, trochę to boli, że taki kierunek nabrały sprawy. Że coś co w zasadzie nie było daleko, teraz jest i widzę w tych samych oczach nie ciepło, a nieznany chłód, obojętność. I czego to jest wina? Oczy bardzo dużo mówią, stąd lubię w nie patrzeć. Ale za cholerę nie lubię odnajdywać w nich to co potrafi zranić, zrobić przykrość. Meh...
 I przyszedł okres, kiedy nadszedł czas na opatulanie się w ciepłe swetry, parzenie sobie herbat na wietrzne wieczory. W tym roku wyjątkowo szybko nadeszła ta pora. Oby nie odebrała nikomu optymizmu.  Ja cóż, mogę już chyba powiedzieć, że od mojego marzenia jestem oddalona o rok, ale to nie oznacza, że w tym roku nic nie zrobię, bo mam kolejny plan i będę bardzo ciężko pracować, aby w następnym roku nie zobaczyć rozczarowującego wyniku. Mogłam wymyślić cokolwiek, iść w każdym innym, łatwiejszym kierunku, ale wiem, że po każdym innym nie będę mogła robić tego co chcę przez paręnaście lat. Za późno się obudziłam, bym była sama zaskoczona tym, że fartem mi się udało. I narazie porzucam tworzenie mojego pierwszego projektu cosplay. Nie stać mnie na piankę w chwili obecnej, na Tetcon nie zdążę, także mam sporo czasu na inny konwent. Za to w tym tygodniu mam nadzieję zacząć bawić się nad kosturem, szkice są, lista zakupów także. ^^
I zacznę tworzyć potiony jak chciałam. Chciałabym tworzyć też gemy, ale to też dość kosztowna jak dla mnie zabawa, więc poczekam. Gdyby moje dłonie za mocno nie ogrzewały modeliny, bym też robiła mnóstwo ładnych z niej rzeczy, ale akurat to nie dla mnie. Właśnie, dobra strona tego, że są chłodne dni, które lubię - moje dłonie będą w miarę normalne, chociaż za dnia z nimi nigdy nie jest aż tak źle. 
I po raz kolejny tęsknię za Grunwaldem. Tamta rzeczywistość była inna. W tym sensie inna, że to co wyżej napisałam, ten jeden mur nie istniał. Ten jeden... 






Nie niszcz pustym słowem tego, co może Cię uskrzydlić.

piątek, 4 września 2015

61. Wędrówka za odpowiedziami

 Zadaję sobie po raz któryś te same pytania, ale odpowiedzi nadal nie słyszę. Ani nie wydobywają się one z moich ust, ani gdzieś z zewnątrz. Wyruszam po raz kolejny na przygodę, za szukaniem odpowiedzi, które gdzieś tam są. Przeczesuję teren, wykrzykuję głośno to co mnie dręczy, ale nadal ta cisza. Idę jednak nadal, nie poddam się, znajdę chociażby odpowiedź na jedno pytanie. Chociaż to jedno. 
  Nie żyjemy długo, młodość raz dwa nam przemija, w Korei Południowej to w ogóle ludzie życia osobistego nie mają, bo praca. Chcemy czerpać z życia jak najwięcej i aby nam dobrze żyło się w przyszłości. Ok, więc dlaczego w takim razie i tak zwracamy uwagę na nieistotne rzeczy, które w przyszłości mają dla nas żadne, nieistotne znaczenie? Chcemy łapać życie chwilami, mieć wspaniałe wspomnienia, więc dlaczego sobie to blokujemy, kręcimy nosem, nie postępujemy tak w praktyce, tak jak sobie to ułożyliśmy? Dlaczego jeśli widzimy coś obok nas, co mogłoby pozwolić nam żyć, być szczęśliwym, szufladkujemy to, kręcimy nosem i pozwalamy szczęściu się ulotnić? Dlaczego skazujemy to na porażkę, skoro nie spróbowaliśmy? Ludzie to naprawdę paskudne istoty. Jesteśmy hipokrytami, oszukujemy siebie samych, choć mówimy jedno, potrafimy nasze przekonania wykrzykiwać, radzić innym, ale sami tego nie stosujemy. Zachowujemy się jak rozkapryszone, rozpuszczone bachory, które wybrzydzają. Serio.
   Ile już sobie dróg tak zamykamy, stawiamy coś, czego potem sami nie potrafimy przejść, zostaje to za nami, ale czy oznacza to, że to pokonaliśmy? Nie, ciągnie się za nami i albo jesteśmy tego świadomi albo nie. 
  Wyznaczamy sobie cele, chcemy bardzo je osiągnąć, ale wystarczy jedno potknięcie, aby poszło w niepamięć, aby zastanawiać się czy warto, przestajemy dążyć, co jeszcze nie tak dawno było dla nas bardzo ważne.
  Czuję się zmęczona tą podróżą, a pytań cały czas przybywa. 
 Dlaczego chcemy zawsze być lepsi od drugich? Jeśli byliśmy zawsze to my gorsi od innych i nam to okazywali, nie lubili nas zbytnio czy byliśmy dosłownie kozłami ofiarnymi, gdzie wszystkie obelgi, przykrości i złości były kierowane na nas, kiedy to mija, postępujemy podobnie? Oceniamy kto jest gorszy, kto lepszy, w jakim towarzystwie chcemy się obracać i sami dopuszczamy się tego, co nasi agresorzy? Dlaczego tak jest, zamiast w innych widzieć dobro, nie oceniać, jeśli widzimy kogoś słabszego, gorszego nie pomożemy mu? Przecież my sami tacy byliśmy, właściwie zawsze już będziemy. Nieważne co zrobimy, w oczach innych, tych agresorów, będziemy nikim, nie udowodnimy im, że się mylili, bo pamiętają. Z przeszłością trzeba się pogodzić, nigdy jej nie wymażemy. Dla nich, dla osób, które były tego świadkiem, nawet nam bliskie osoby, też pamiętają nasz ten okres, a najbardziej my pamiętamy. Cokolwiek zrobimy, nie zmieni to niczego. A postępując jak oni, szufladkując kategoriami kto lepszy, gorszy, przedstawiamy siebie w kiepskim świetle, a wszystko po to, aby czuć się lepiej emocjonalnie. A gdzie dawanie przykładu, pomoc innym? Może my z tego wyszliśmy, ale możemy pomóc innym, widząc czy słysząc historię podobnej do naszej.
Dlaczego tak ciężko jest coś naprawić, jeśli się coś schrzaniło i się o tym wie? Nie zmierzamy do tego, aby było lepiej, a  dajemy aby czas to naprawił? Nawet nie zauważamy, kiedy czas posprząta wszystko i zapominamy o tym, twierdzimy, że minęło już go tyle, że nie warto tego ruszać. Ale przecież te zastygłe sprawy nie uległy przeterminowania. Też ciężko nam się przyznać do czegoś, choć cenimy sobie szczerość, tak ciężko nam powiedzieć "przepraszam", wysłać uśmiech, który dla kogoś znaczy dużo więcej, szukamy usprawiedliwień... ale na nic nam one.
  Tak, zdecydowanie plugawe z nas istoty, które choć ponoć są najbardziej inteligentne, w wielu sprawach nie można już o nas tego powiedzieć, a winni jesteśmy sobie sami. Nie będziemy nigdy samowystarczalni, potrzebujemy często pomocy innych, chociażby tylko aby nas popchnąć do przodu, odnaleźć to, co zgubiliśmy po drodze. Nie jesteśmy mangozjebami, gwiazdeczkami, metalami, niepełnosprawnymi, gotami, szefami, ważnymi osobistościami, gorszymi, lepszymi, samdodajcokolwiekinnego... jesteśmy do cholery ludźmi. WSZYSCY.
  Z każdym krokiem pytań mi przybywa. Tak bardzo bym chciała usiąść, odpocząć i szukać z kimś odpowiedzi, porozmawiać, szukać tego, co niezrozumiałe, aby nie zauważać, kiedy czas przeleciał mi między palcami. Poczuć spokój, szczęście, którego nadal szukam, dzielić podobne z innymi, czy to pasje czy pogląd, czy zdanie. Ale narazie to samotna wędrówka. Może ktoś kroczy podobną ścieżką, która gdzieś jest skrzyżowana z moją? Zależy to od tego co jutro przyniesie. 


* miesiąc na ukończenie uzbrojenia do cosplay, jeśli chcę mieć go przygotowany do Tetconu.
* kolejna część Wiedźmina skończona, muszę lecieć do księgarni i cieszę się, że mam w końcu czas na książki.
* do końca przyszłego tygodnia dopiero będę wiedziała czy fartem udało mi się, czy faktycznie za późno obudziłam się, co chcę robić w życiu.
* wszystkie objawy minęły, czuję się jakbym mogła góry podnosić!
* 2 GB w telefonie to jednak za mało.
* Jaskier właśnie siedzi mi na plecach. 








Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie.

środa, 2 września 2015

60. Mur

  Czasami zaskakuje mnie to, jak emocje mogą nami miotać. Jeszcze wczoraj, pomimo tylu miłych, wspaniałych i wesołych chwil, coś we mnie było, co nie dawało spokoju. Coś jakby rzuciło na mnie lasso i ciągnęło mnie w swoją stronę, sprawiając tym, że psychicznie czułam się źle. Miałam ochotę się poddać z tyloma rzeczami, nawet z tym momencie dla mnie najważniejszą. Teraz w tym momencie jest mi od tego strasznie daleko. Jeszcze wczoraj myślałam, że dotarło do mnie, w jakim błędzie byłam, na co ja liczyłam myśląc, że pewnie rzeczy są mi dane. Zastanawiałam się, w czym tkwi problem, że zawsze to zatacza koło. Wszystko, co mi mówiło, że tak nie jest było iluzją, plugawym kłamstwem, w które ja tak głęboko wierzyłam, że i ja mogę. Bałam się tak panicznie ujrzeć urzeczywistnienie się mojego koszmaru, który potrafił mnie nawiedzać nie tylko w snach. A gdyby to się stało, rozwaliłoby to mój mur, który tak budowałam i na nowo zbierała cząstki siebie, które nawet nie wiedziałabym czy mam na to siły. I czy chcę to robić, aby na nowo nie doznać utracenia wszystkiego
  Myliłam się, tak bardzo się myliłam... może nadal w tym wszystkim tkwi jakiś problem, ale to co napisałam powyżej, poszło gdzieś wszystko na bok, bo dzisiaj coś otworzyło mi oczy. I musiałam przede wszystkim sama do tego dojść, zrozumieć. 
  Nie od dziś jestem obserwatorem i zauważam pewne rzeczy. Kiedyś interesowałam się psychologią, właściwie nadal, chociaż już nie z takim zapałem i też pozwala mi to zobaczyć pewnie rzeczy. I to co ja zobaczyłam, wzbudziło we mnie taką złość, że miałam ochotę wszystkim miotać i wypowiedzieć zdecydowanie tego, czego nie powinnam. Ale potrafię panować nad swoimi emocjami. Przede wszystkim, narazie są to tylko moje spostrzeżenia i póki nie znajdę potwierdzenia tego, mogę tylko dalej snuć. Na dzień dzisiejszy jestem o wiele spokojniejsza niż wczoraj. Między mną wczorajszą a dzisiejszą jest wielka przepaść. Tak samo jak między mną kiedyś, a teraźniejszą. Jedynie co mnie łączy z moją starą osobą, to jedynie, że przeważnie w większym gronie potrafię się ani słowem nie odezwać. Na osobności, bądź malutkim gronie, to potrafię ja najwięcej nawijać. A jeśli każdego bardzo dobrze znam z osobna, zamieniłam więcej słów, w większym gronie jest rozmowa o czymś, o czym mogę nawijać i powiedzieć coś od siebie, niż tylko słuchać, to zmienia już całkowicie postać rzeczy. Od każdej bliskiej osoby jeszcze nigdy nie słyszałam, abym była cicha, skryta... w większym gronie to co innego, ale uważam, że to nie jest moja jakaś cecha, a raczej problem, przez który borykam się przez przeszłość. Byłam kiedyś bardzo głośnym dzieckiem. Muszę przede wszystkim coś z tym zrobić i zwrócić się o pomoc, aby mi ludzie z tym pomogli, a także pomogli odzyskać moją pewność siebie, którą utraciłam dawno temu. Nienawidzę za to, zakładania z góry, oceniania po okładce, stwierdzać czegoś bez podstaw. I dziwi mnie to, że niektórzy ludzie nadal tak robią. Przeraża wręcz. Ja poznałam tylu wspaniałych ludzi, ale gdybym tak stwierdzała jak powyżej, to pewnie dzisiaj byliby mi obcy. 
  Muszę zastanowić się nad wieloma sprawami, przemyśleć niejedną kwestię i mam nadzieję tylko, że mnie to nie zgubi. Meh... nie zawsze wszystko jest takie jak sobie ubzduramy, a ja cały czas na tym się łapię. To wydaje się bardzo niesprawiedliwe, że choć się staramy - i tak nic nie mamy, a inni nawet palcem nie kiwną, a mają wszystko, tak jak sobie to ułożyli. Ja właściwie wiele nie chcę, wiem jakie mam cele, co chcę robić, co lubię robić. Chciałabym bardzo, aby i inni wiedzieli jaka jestem naprawdę, a nie kryjąca się za tym cholernym murem, którego nie umiem rozwalić. Kolejny cel? Nie. To jest cel, który w pojedynkę staje się powoli dla mnie nie do osiągnięcia. Czy wiem co mam robić? Owszem. Ale czy to robię? Chęci to jednak nie wszystko. 
  I wróciłam do swojej normalności. Na szczęście przed jazdami. Znowu ubzdurał mi się kolejny cosplay i widzę zastosowanie swojej ulubionej gotyckiej sukienki niż tylko jakaś sesja. To właściwie mam w planach dwa nowe projekty, a co tam, że w ogóle nie skończyłam pierwszego, a drugi jest tylko narazie paroma screenshotami i szkicami. Jutro dowiem się też bardzo ważnej rzeczy i będę wiedziała co mam robić dalej. 
  A teraz sięgnę po książkę, mojego ulubionego tymbarka, włączę coś do słuchania, a w między czasie przerzucę swoje przemyślenia na notes, kiedy od tak znienacka mnie jakieś napadnie. :v 


Zamiast stwierdzać coś faktami bez podstaw, sam zrób własne dochodzenie czy masz rację, potem dalej stwierdzaj.