niedziela, 3 maja 2015

29.

  Właśnie obejrzałam kolejny odcinek dramy, zjadłam kawałek ciasta, marzy mi się kąpiel i łóżko. Na samą myśl o jutrze zżera mnie stres. Moja majówka dobiegła końca z momentem napisania posta. Teraz będę czytać streszczenia lektur, kim byli poszczególni bohaterowie itp. Wszystkie pamiętam, może nie do końca dwie lektury, ale mam czas to nadrobić. Czuję cały czas wypieki na mojej twarzy, te od uczuć i te od słońca. Siedząc na amfiteatrze i oglądając irlandzkie tańce, a potem jakieś nowoczesne, słońce waliło mi po twarzy, szczególnie na prawą stronę. Odcinek szyi też sobie spaliłam. Wyglądam zapewne zabawnie - mam bardzo bladą skórę, a teraz twarz czerwoną. Teraz wiem dlaczego kapelusze słomiane jakieś miejsce w sercu mają u innych ludzi. A jeśli chodzi o majówkę, czy mi się podobało? Bardzo, choć byłam pełna zmartwień. Może moje problemy wydają się jakąś błahostką i sama często mówiąc o nich na głos jakoś tak stwierdzam, choć w środku mogę czuć zupełnie co innego. Im intensywniej odczuwam dany problem, tym jest dla mnie czymś bardzo ważnym, coś co chciałabym rozwiązać. Ale co mogą powiedzieć inni, którzy nawet jeśli tysiąc razy wypowiedzą swój problem, a on nadal nie jest żadną błahostką, a z każdym dniem jest czymś poważniejszym? No właśnie. A są i takie problemy, na które nie mamy wpływu, choć bardzo chcemy. I to mnie gryzie. Moje problemy mogę rozwiązać, każdy - albo dobrze się potoczy, albo źle, ale dużo zależy od mojego nastawienia, od tego jak będę działać. Po dzisiejszej takiej rozmowie jakoś nabrałam innego nieco spojrzenia i nie mogę doczekać się momentu, kiedy podobnie będę sobie tak prawić. Przede wszystkim nic na siłę. Dzisiejszy dzień wiem, że będę wspominać najmilej, po prostu był wspaniały. I dobrze, że wypieki od słońca mogą zasłonić moje rumieńce. ;) Choć z jednej strony jestem nie powiem zawiedziona - ale mam nadzieję, że los mi to wynagrodzi jeszcze jakoś. 
  Dziś też zauważyłam, że jestem osobą, która nieważne z kim, powiedziałabym o wszystkim, co we mnie siedzi, co mnie dręczy a co mi się marzy. Zamiast milczeć, o swoich problemach powiem, w końcu jeśli damy się komuś wygadać z emocji, jest nam lepiej. Ważne tylko jest to, żeby ten ktoś z nami o tym porozmawiał, wysłuchał, dał się uspokoić. Bloga też mam do tego, ale co innego, kiedy się jednak pogada. A jeśli nie mam się stresować i myśleć sobie o czymś miłym, może powiem co mi się marzy, bez szczegółów, tak po prostu... 
Tak więc marzy mi się poznać dzień, kiedy uwolnię się od tego ciężaru. Czuję spokój, szczęście, bo w końcu powiedziałam i nie spotkałam się z obawą, a z oczekiwanym. Marzą mi się dobre wyniki maturalne, a potem dalsze plany z tym związane. Marzy mi się mały domek przy lesie z ogrodzeniem, który jest wybiegiem dla moich lisów. W środku byłoby wszechstronnie, tak jak zawsze mi się marzyło, a u boku jest on. Marzy mi się moje szczęście, które chciałabym osiągnąć. Marzy mi się to, że jestem otwarta, że jestem sobą. Tego jest więcej, ale najważniejsze napisałam. Życie jest za krótkie, żeby skupiać się na obawach.
 No nic, muszę sobie jakoś swoje miejsce pracy przygotować, posmarować twarz czymś, co złagodzi pieczenie, przebrać się w wygodne dresy i wziąć się za lektury. Mam nadzieję, że uczucia pozwolą mi się skupić na tym, bo przeważnie dzięki nim błądzę głową w chmurach. Z jednej strony boję się matur, bo od ich wyniku zależy wiele, ale też chcę ich szybkiego końca, bo będę wtedy miała czas, żeby zacząć robić inne rzeczy jakie chciałam. Ale wszystko na spokojnie. Najpierw skupmy się na najważniejszym. 

Gdybym od tak z mostu powiedziała Ci, jakbyś zareagował? ...  nienawidzę tej cichej nadziei...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz