środa, 27 maja 2015

39. Senna obawa przed koszmarem

  Typowy mój dzień jako miasteniczki, kiedy mam wolne:
Wstaję o takiej godzinie o jakiej się obudzę, może to być za chwile południe, może to być ranek. Nieważne jaka godzina, jak się przebudzę wszystkie mięśnie mam sztywne i potrzebuję chwilki (z łazienki do pokoju i do pokoju z powrotem) aby jakoś oprzytomnieć. Wezmę tabletki, idę do kuchni po wodę, robię sobie śniadanie, stwierdzam czy potrzebuję myć włosy i idę do pokoju usiąść przed komputerem. Sprawdzam x stron, zajmuję się czymś co muszę (w tym tygodniu zajmę się nawet koszeniem trawy, nawet polubiłam "niszczyć ogródek"), jeśli mam gdzieś wyjść to wyjdę, poczytam, potem czuję że mam zmęczone oczy i idę spać. Albo dość wcześnie jak na mnie albo późno, czyli jak zazwyczaj. Oczywiście po przebudzeniu biorę więcej tabletek, nie zawsze biorę jedynie potas, bo to jedyna tabletka, której zapominam brać, a zaczynam odczuwać niedobór od jakiegoś czasu. A przez cały dzień dopóki nie pójdę spać jak odczuję potrzebę biorę mestinon. Przeważnie biorę przed wyjściem, jeśli nie idę na długo, jeśli wiem, że idę wypić coś z % i potem nie wezmę, albo przed czymś przed czym wiem, że szybko opadnę z sił. Miastenia odkąd nie chodzę do szkoły, jakoś się uciszyła, ale i tak to nie jest jeszcze ten moment, który sprawia, że tabletki idą w zapomnienie. Ale czuję się zdrowsza niż przedtem. Mogę robić zdecydowanie więcej rzeczy. Martwi mnie jedynie w dalszym ciągu mój wzrok. Naprawdę nie wiem czego to wina, że widzę gorzej. 
  Też na moją chorobę nie mają takiego wpływu jakieś ćwiczenia, czy tryb życia tylko emocje. Jak nie jestem niczym przygnębiona, nie mam złych humorów ani się nie denerwuję - moje objawy są małe, prawie wcale ich nie ma. Jak już jednak targają mną negatywne emocje - długo potrafię wracać do "zdrowia". A jak jest ze mną, kiedy za dnia nie myślę o niczym, uśmiecham się, nie mam humorów ani nerwów, a kiedy tylko słońce się schowa, to jestem niespokojna, denerwuje się, a moje myśli rozsadzają mi głowę? Może stąd takie nieprzeszkadzające objawy jeszcze zostały. 
  Dzisiaj usłyszałam słowa, że "marzenia są najważniejsze". Niby słowa jak słowa, ale we mnie wzbudziło to coś pozytywnego. Są w końcu takim motorkiem do działania, aby czuć to spełnienie, szczęście. Marzenia są różne i każdy chce je spełnić, o nich myśląc przestajemy być obecni duchem, nieważne jak wyglądają. A co jeśli, moje marzenie w dużej mierze nie zależy ode mnie? :v Teraz my jako bractwo, jesteśmy wstanie spełnić marzenie dziewczynki, która chciałaby zostać księżniczką i chciałabym mieć swój w tym udział. Tak jak mam możliwość pomóc komuś w czymś, również to zrobię. Ale pytanie, kto mi pomoże? No nikt, bo to nie jest możliwe. Do swojego celu muszę sama dojść, mogę jedynie otrzymać wsparcie. Choć mam świadomość, że już o tym strasznie nudzę, chciałabym przestać tak się martwić i obawiać się tego, czego bym nie chciała. Jeśli tak usiądę i odpłynę - krążę wśród wspomnień, tych chwil, nie widzę nic niepokojącego i gdyby pewnie nadal tak było, nie pisałabym nic o obawach. Ale coś się jednak zmieniło. Wiem, że to już gdzieś miało początki na początku jesieni, ale taką zmianę odczułam dopiero po styczniu/lutym(?) i do tej pory widzę jakby było gorzej. Albo będę tak nadal się zastanawiała albo po prostu dowiem się w czym rzecz zamiast gdybać. 
  Daleko mi coraz bardziej do spokoju jaki bym chciała odczuć. Jednak nie jest ze mną tak źle, nie pozwalam jak narazie (i co najważniejsze kontroluje to) aby emocje mną zawładnęły. Nawet jeśli w środku aż wrze od nich. 
Pożyjemy, zobaczymy. Szykuje mi się dość zalatany tydzień, pełen roboty i jestem tym szczerze zaskoczona, bo jeszcze dzisiaj rano nie miałam o tym pojęcia. xD 


Przestań myśleć o najgorszych opcjach. To one są powodem Twoich obaw i porażek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz