czwartek, 28 maja 2015

40. Silne więzi

  Znowu piszę listy. Wszystko zaczęło się od tego, jak chciałam komuś przekazać słowa, ale nie mogłam wtedy ani się spotkać ani zadzwonić i została mi tylko kartka i długopis. Tylko raz czy dwa te listy potrafiłam przekazać, cała reszta mi zginęła przy przenoszeniu się do pokoju albo nawet nie zauważyłam co wyrzucam. A nie wiem kiedy to się stało, że znowu ich trochę narosło. Może i tak nigdy słowa nie trafiły do odbiorcy, ale mi jest jakoś lepiej. Jakaś część mnie mówi, że w jakiś sposób zostały one i tak przekazane. Jednego jestem ciekawa - tych min, kiedy by mnie coś wzięło na wręczenie tego wszystkiego odpowiednim odbiorcom? Jak by zareagowali na wypisane tam słowa? Może kiedyś mnie tak postrzeli, że to zrobię, ale wątpię. Musiałabym mieć pewność, że zostanie to przeczytane, słowa zostaną odebrane pozytywnie i wyczuć odpowiedni moment do tego. Nie każdy bym mogła od tak sobie wręczyć, choć właściwie to czemu nie? 
  W dalszym ciągu uważam, że wszystko ludzie sobie komplikują. Wszystko musi mieć swój czas (wizyta u lekarza nawet za pół roku kiedy się prawie umiera, paranoja, albo spotkanie takie i owakie w dalekim terminie), odpowiedni moment, sytuację... no akurat rozumiem o co chodzi w większości przypadkach, ale w takich, w których mogłoby tych komplikacji nie być - już nie. Nie zrozumiem  nigdy wpieprzania się w nie swoje spawy, ani obrażania się o coś, o co tej osoby nie tyczy. Nie zrozumiem wiecznego przekładania czegokolwiek, kiedy może zająć to chwilkę. Skoro i tak nic nie robimy to dlaczego nie wykorzystać czasu i mieć to z głowy? Potem znowu się to komplikuje i komplikuje, nie wiemy kiedy robi się supeł, kiedy coś co nie było problemem, zaczyna nim być i w dodatku nas przerasta. Albo jeśli wiemy, że nie jesteśmy wstanie czegoś zrobić, po jaką cholerę starać się to zrobić, jeśli nie mamy na to sił ani czasu? Gorzej jest jak to obiecamy i przekładamy i przekładamy... aż w końcu jest już na to za późno, a my zamiast pomóc i dotrzymać słów, zawiedliśmy i zraniliśmy. Po co tak postępować? Sobie sama nie umiem odpowiedzieć, a coś już tak przekładam od półtora roku. Auć. Ale zamierzam w końcu to naprawić i zrekompensować. Przede wszystkim powiem "przepraszam". Też nie wiem dlaczego ludzie boją się powiedzieć tego słowa. Ono potrafi tyle zdziałać, ale zamiast tego, ludzie szukają wymówek. "Nie mogłem bo...", "byłem zajęty i...", "nie miałem czasu, bo" <-- to chyba najgorsze. Czujemy się po tym jakby się ktoś na nas zlał, bo tyle tą osobę obchodziliśmy, co zeszłoroczny śnieg. Tak samo niektórym jest ciężko powiedzieć "dziękuję". Ale każdy z nas myśli indywidualnie i każdy z osobna uważa jak powinien zrobić. Zastanawiam się tylko, czy jeśli już zdarzy się komuś taka sytuacja, czy myśli jak mu jest głupio i faktycznie należałoby to naprostować, naprawić, ale jednak się boi, że jest za późno i woli aby czas to naprawił? Czas owszem, naprawi, ale po długich dniach milczenia, tygodniach... albo z czasem ta osoba zaczyna mieć żal i trzyma urazę. No tak bywa. Również mało kto zaczyna być szczery, nawet z samym sobą. 
  Pamiętam swój taki okres, kiedy okłamywałam samą siebie, okłamywałam ludzi wokół, czasami powiedziałam coś, czego nie powinnam, o jedno słowo za dużo, za mało... a potem miesiącami musiałam to naprawiać. Zamiast tych dobrych rzeczy jakie robiłam, wystarczyło raz ubrudzić rękę i tylko to już się liczyło. Wieczne wytykanie, co z tego, że było to dawno temu... 
 Ale dzięki temu mam wspaniałe relacje na przykład z moją babcią. Kiedyś tak nie było, byłam wrzeszczącą wnuczką, która nie pomagała, teraz jak zejdę do niej coś pożyczyć, to wracam za godzinę, nawet dwie. A z każdej upieczonej pizzy znajdzie się dla mnie kawałek. :D Z większości takich rzeczy się wyplątałam i w większości zbudowało to dobre relacje z poszczególnymi osobami. Szkoda tylko, że mój dzień stał się krótszy jak i ich i rzadziej możemy zamienić ze sobą słowo na jakimś spotkaniu. Ja mogę jedynie pisać tutaj o późnych porach. Nie jest to pora, kiedy mogę sięgnąć po telefon i pogadać. Albo już śpią, albo chcą wypocząć w ciszy, muzyce, pobyć samemu, no nie jest to czas na telefoniczne pogaduchy. 
Zresztą ja też za chwilę pójdę pewnie szykować się do spania. Mnie o tych godzinach zawsze zbiera na dziwne myśli, tęsknotę i chciałabym choć raz od tego odpocząć. Znów się szykuje noc pełna pozytywnych wydarzeń, które dzieją się tylko w mojej głowie? Na to wygląda. Bo nie umiem sama sprawić aby to się urzeczywistniło. Tak, tchórz ze mnie, który ma dużo obaw jeśli miałby coś ruszyć, bo nadal mu brak tej jednej rzeczy. Jak będę ją posiadać, to na pewno to ruszę. No chyba, że byłaby sytuacja, gdzie nie musiałabym tego posiadać, po prostu samo od siebie by to się wydarzyło. W końcu nic nie jest pewne. Ale to, że już czas na mnie owszem, także dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz