poniedziałek, 18 maja 2015

36. Sposób na marzenia

  Kiedy rozum mówi: "może kiedyś", a serce krzyczy: "właśnie teraz"...
Na pewno przynajmniej raz znalazłeś się w takiej sytuacji. Może jesteś w niej w tej chwili. Może masz marzenie, które bardzo chciałbyś spełnić, ale coś stoi Ci na przeszkodzie. Może się boisz. Może wydaje Ci się, że to niemożliwe, żebyś je zrealizował. 

Nieważne jak to marzenie wygląda, czy to jest podróż dookoła świata, skok ma bungee, posiadanie jakiejś kolekcji, bycie czegoś właścicielem, poznać się z kimś czy wyznać komuś uczucia. Trzeba być odważnym, aby spełnić się w życiu, żyć szczęśliwie. Siedzeniem i rozmyślaniem "a co jeśli..." nic nie zdziałamy. Właśnie pozwalasz na to, żeby leciały Ci kolejne minuty, dni, lata... musisz to przerwać! Weź głęboki wdech, wstań i powiedz - "jestem gotowy!". Sięgnij po kartkę i długopis i chociażby zapisz sobie co i jak, krok po kroku zrobisz, aby być bliżej swojego marzenia, swojego celu. Znalezienie pracy, aby mieć pieniądze? Umówić się na spotkanie? A może zacząć zmieniać swój styl życia (jakaś dieta, ćwiczenia, organizacja dnia, zmiana stosunku do innych ludzi?) Kiedy już wiesz co możesz zrobić, kiedy widzisz to przed oczami, przyklej to sobie na szafie czy ścianie, gdzie będziesz mieć to zawsze na widoku. I nie zwlekaj, nie odkładaj tego na niepewne jutro. A może nadal nie wiesz co masz dokładnie zrobić i Twoja kartka pozostaje pusta? Sięgnij po telefon albo usiądź przed komputerem i zapytaj znajomych czy mają chwilę poświęcić Ci czas, aby pomóc. Jeśli oni nie są wstanie pomóc, albo podrzucili tylko pomysły, których sam nie jesteś pewien, usiądź. Zamknij oczy. Zobacz to oczami wyobraźni co robisz, gdzie się znajdujesz w swoim marzeniu. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, prawda? Jak myślisz, co możesz zrobić, aby tego dokonać? Małymi krokami, na spokojnie, przecież nigdy nic nie jest podane na tacy, nic nie będzie na zawołanie. Powoli... już Ci coś świta? Jesteś tego pewien? Pamiętaj - jak nie ta opcja, zawsze jest druga, która może będzie skuteczniejsza. Nawet jeśli miałoby to być 36 podejście i nadal pudło - może się uda za tym 37 razem. ;) Jak już nabrałeś pozytywnej energii i opuściłeś ten piękny obraz, zobacz gdzie znajdujesz się teraz. Nieciekawie, co? Trochę daleko do Twojego celu. Bardzo chcesz to zmienić? Więc mam nadzieję, że kartka jest cała zapisana, wiesz co chcesz osiągnąć, jak to wszystko zaplanować i czas ruszać! 
Więc zacznijmy od pierwszego podpunktu zapisanego... 

Taak... gdybym jeszcze potrafiła i ja się do tego dostosować... 
Ogólnie to trafiłam na post, który reklamuje książkę "maybe someday". Jest napisana po to, aby przedstawić losy ludzi, którzy stoją pomiędzy "może kiedyś" a "właśnie teraz". Uważam, że to drugie zawsze może być pod postacią małych rzeczy, które nas przybliżają do spełnienia. Tak, aby to "może" nie trwało wiecznie. Książkę na pewno kupię, bo pewnie sama będę zmotywowana do działania. Nie chcę na starość żałować i tak siedzieć i rozmyślać, że mogłam inaczej, dlaczego nic nie zrobiłam, a mogłam... jest wiele ludzi, którzy kręcą głowami na widok tatuaży i mówią "oj będziesz żałować na starość..." Ale dlaczego akurat tego ludzie mają żałować? Ich ciało, tatuaż to ładna ozdoba ciała mi samej marzy się mieć sporo tego na sobie. Nie słyszałam jeszcze żadnej starszej pani, która by narzekała na co jej to było, czy takiego dziadziusia. Jest to potem pamiątka z młodości, można zawsze opowiedzieć dlaczego taki wzór, kiedy się go robiło, wrażenia, wspomnienia... no na pewno to nie będzie nic związanego z żalem o to, że podjęło się taką decyzję. Żałować swoich wyborów mogą osoby, które popadły w niszczące życie nawyki, albo kogoś zraniły. Żałować mogą osoby, które miały wielkie plany, ale skończyły nie mając nic. Osoby, które żyją nieszczęśliwie, bo są w związku małżeńskim z osobą, którą nie kochają i nawet dzieci nie są ich pociechą. Albo po prostu osoby nieszczęśliwe. Mają marzenia aby wyrwać się ze swojej rzeczywistości, ale nic nie robią w tym kierunku, zwalają winę, że nie da się myśleć inaczej, że każdy krok nie przybliżył by ich do lepszego życia. Błąd. Samo nastawienie robi wiele. Jeśli nawet nie uda nam się coś, co było dla nas ważne. Oczywiście, jesteśmy lekko podłamani, popadamy w stan rozdarcia, rozczarowania, ogólnie jesteśmy smutni i przygaszeni. Nie możemy pozwolić, aby taki stan trwał dniami czy tygodniami. Jeśli już nas ogarnęło, no trudno, ale nie pozwólmy temu tyle trwać. Wyrzućmy żale, nawet pozwólmy polecieć łzom, one nie są powodem do wstydu, są zmaterializowanym odczuciem. Chwila takiego stanu i zacząć myśleć, co zrobić aby teraz było dobrze? Zawsze jest jakieś drugie wyjście. Zawsze można coś zrobić, ruszyć, otóż myśleniem, że nic się nie da, skazujemy siebie na siedzenie i czekanie na coś, co może nigdy nie nadejść. Trzeba samemu tworzyć okazję. Zycie jest krótkie, dzień krótki, lecą nam szybko lata... nie możemy pozwolić na to, aby wszystko nam uciekło. Trzeba się zmotywować i nie widzieć spełnienia w dużych rzeczach, niczym wygrana w totku. Zaczynajmy od małych rzeczy. 
  I to jest moja droga. Otóż teraz mam wiele czasu wolnego. Nawet gdybym go miała mało, rozbiłabym swoje plany na mniejsze, aby czas wolny do tego wykorzystać. Wolę sama, jak mam wszystko wypisane przed sobą, stąd często walają się u mnie kartki z wyliczeniem czegoś, jakimiś planami czy nawet bazgrołami, no nieważne w jakiej postaci. Ale już to jest dla mnie samą motywacją, że myślę o tym. Są też rzeczy, które boję się robić, bo miałam przykre doświadczenie, kiedy chciałam za wszelką cenę spełnić swoje marzenie. Nawet opisywałam wcześniej w jakimś poście. No cóż, są marzenia, które są do spełnienia i takie, które mają po 50% szansy na niepowodzenie. Jednego od drugiego różni się tym, że w tym z niespełnieniem jest uzależnione od drugiej osoby. Na to nie możemy mieć wpływu, nawet jeśli bardzo tego chcemy. Są to dość ryzykowne marzenia, bo strata bardzo boli i na nowo podnosimy się dość długo. A ja oczywiście się w takie coś pakuje, ale w zasadzie nie mogę powiedzieć do końca, że to moje marzenie. Nie mogę temu przypisać takiej definicji, sama nie wiem do końca jak to wyjaśnić. Moim marzeniem jest moja przyszła kariera zawodowa i jak będzie mi się żyło. To wszystko jest do spełnienia, zobaczymy dopiero po ogłoszeniu wyników w jaki sposób będę musiała się starać do jego spełnienia. Ale wierzę, że mi się uda. :) W moim domu moja sytuacja jest przykładem ile potrafi zdziałać nastawienie i wiara. Nikt nie wierzył i nie liczył, że odwołanie do sądu zmieni decyzję na pozytywną, aby przyznali mi rentę. Na drugiej komisji miałam komiczną sytuację jak właśnie ZUS spostrzega ludzi i się sprawuje. Rodzice zrezygnowani, dziadkowie też, cała rodzina na nic nie liczyła, a ja też słyszałam od koleżanek, abym nie liczyła na cud. Ale i tak byłam na tyle uparta, że dałam odwołanie do sądu. Jestem z natury bardzo uparta i jeśli na czymś mi zależy, potrafię tak długo to robić aż mi się uda, albo komuś zatruwać życie, jeśli potrzebuję pomocy od kogoś, albo czegoś konkretnego. Przepraszam za to... .-. Wracając do tematu sprawa się dłużyła i dłużyła... kiedy miałam komisję, pani doktor z sądu była bardzo miła, wiedziała, że moja choroba to zagadka dnia - kiedy będę się dobrze czuła, a kiedy źle. Nie mogłam udowodnić na obecną chwilę jakie potrafię mieć problemy, otóż to był z tych lepszych dni, kiedy nie do końca było ze mną jeszcze dobrze. Ale mówiłam za to, co planuję w przyszłości i powiedziałam także z jakimi problemami się zmagałam i że w każdej chwili mogę takowe posiadać. Pewnego dnia wracam ze szkoły, a mama do mnie z wiadomością, że moja upartość zdziałała to, co myślała, że było niemożliwe, otóż - choć ZUS podobno uwielbia przedłużać wszystkie sprawy jak najdłużej, moją również, czekają tylko teraz, aż podam numer konta. Czasami ten temat przewija się podczas rozmowy, zwłaszcza, że w domu wszyscy wiedzą jakie mam dalsze plany i za każdym razem słyszę, że to dzięki właśnie tej jednej cechy. 
Jeśli mam być szczera, moją upartość odbieram za coś jednocześnie za zaletę, a niekiedy wadę. Nie zawsze po prostu jest dobrze być upartym. Także... do swoich celów/marzeń, większych czy mniejszych zawsze staram się dążyć. To co opisałam z rentą pozwoli mi na spełnienie innych pomniejszych, przybliżających mnie do tego większego. A na to takie, do którego nie potrafię doczepić konkretnej definicji... zobaczymy. 
Zaczął się tydzień oczekiwany przeze mnie. A żeby jeszcze był spełniony, nie mogę tutaj tak siedzieć i pisać. W takim razie czas ruszyć w drogę, ale najpierw po tabletki. :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz