niedziela, 5 kwietnia 2015

17. Odpoczynek

  Noo i mamy wieczorek. Dzisiaj odpocznę od wędrówek wśród myśli. Dzisiaj nie będę błądzić po terenach, które są mi nieznane. Nie odwiedzę po raz kolejny tego pagórka, na którym przesiaduję, by opowiedzieć wiatrowi o swoich nadziejach. Nie dzisiaj... 

Wiecie co mi się marzy? Wędrówka, las, zapach lasu, somersby, ktoś obok(szczególnie on), wymiana myśli, własne filozofie, uśmiech, śmiech, bliskość. Ale teraz to nie jest realne. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie.
 Nie odczuwam świąt, dla mnie to już nie to co kiedyś jak byłam mała. Wtedy to było naprawdę co innego, czuło się tą taką magię świąt, jaka radość była jak mogłam zjeść szczególnie babkę ze święconki i zajadać się czekoladą od zająca. Nie wiem co bym zrobiła aby poczuć to na nowo, to wyczekiwanie Wielkanocy. Zachowało się jedynie to, że to ja z siostrą śmigamy z koszyczkiem do kościoła. Tradycja. I strasznie siebie nie lubię, wręcz momentami nienawidzę, kiedy sięgam po kolejny kawałek ciasta. :v Zawsze jak są święta, tyle wpieprzam, że potem jęczę, że brzuch nie znika. Teraz no mi go wywaliło, są momenty kiedy go nie ma. Od maja będę musiała jakoś zorganizować sobie ruch, bo do szkoły chodzić nie będę i nie będę na swojej diecie, zabiegana po korytarzach też nie będę. Właściwie czas coś ze sobą zrobić, wprowadzić kilka zmian. A wracając do świąt, uważam, że te święta poprzez wyolbrzymienie tych co obchodzimy w grudniu, stały się takie mało ważne, pomimo tego, że te są w zasadzie dla katolików najważniejsze. Nie wiem jak Wy to odczuwacie, moi Drodzy Czytelnicy, którzy to czytacie. Zastanawiam się wgl. czy ktoś to serio czyta xD Widząc po statystykach wejścia są, adres podawałam niektórym ludkom, ale ciekawi mnie czy jakaś duszyczka sama trafiła na ten adres, bądź czy poszedł gdzieś dalej. Mieszkaniec Hiszpanii, który wczoraj odwiedził moją stronę raczej należy do tych, którzy trafili przypadkowo i więcej bloga nie wyświetlą. ;p To tak na marginesie jak zainteresowałam się statystyką. 
Kurczę, tutaj choć piszę ogólnikowo i często piszę swoje poglądy/wizje/ przeszłość/ nadzieję na przyszłość... jestem jak taka otwarta księga. Nie przeszkadza mi to w sumie. Czy poprzez czytanie tego można powiedzieć, że się kogoś poznaje, choć nie widzi się tej osoby i nie słyszy jej głosu, tylko taki głosik w swojej głowie, kiedy się czyta słowa? Moje zdanie brzmi tak, poznajemy osobę wewnętrznie, wiemy co w jej głowie siedzi, kiedy tak siedzi przed kompem i wypisuje to co w głowie siedzi, kiedy nie wypowiada swojego zdania publicznie, choć chce a nie umie. .-. Póki myśli nie znajdą ujścia do odbiorcy, będą tak w nas tkwić. Wtedy naprawdę jest dobrze mieć kogoś zawsze obok, albo właśnie bloga. A najlepiej to i to.
Odczuwam mieszankę zobojętnienia z zatraceniem. Na wiele spraw na nowo mam wylane, na nowo odrzuciłam odczucia, które negują mój stan.  Przestałam się tak kołysać na tym falującym morzu. Uspokoiłam te i inne uczucia. Udało uciszyć się moje olbrzymie emocje. Myślę, że to przez wydarzenia, które niedawno miały miejsce. Osoby, których dotyczą są tego i tak nieświadome. Nie mogę od nich niczego oczekiwać, ani oni ode mnie. Nie jesteśmy sobie na tyle jeszcze bliscy, bym mogła o tym rozmawiać. Boję się zbliżyć, bo boję się odrzucenia, boję się, że wykreowałam kogoś, kim tak naprawdę ta osoba nie jest. Jak zamykam oczy i odpływam we wspomnienia sięgające rok... nie wskazuje nic na to, bym nagle miała znaczyć mniej niż jakaś rzecz. Ale znaczyć tylko tyle... w zasadzie, to jest porównywalne do zera, skoro chcę znaczyć zdecydowanie więcej. .-. 
Jednak nie chcę odczuwać niepewności, czy czegokolwiek. Chciałabym bliżej poznać, dopiero potem stwierdzić, czy serio i warto pielęgnować te uczucie, czy z westchnięciem wepchnąć do jakiejś skrzyni i zamknąć na klucz.  Wolałabym to pierwsze. Znam powód swojej samotności. Nie ukrywam - zaczyna mi brakować kogoś obok, kto dawałby mi motywację, chęci i szczęście. Już raz to pisałam, że to miłość jest pięknym uczuciem, ale tylko z wzajemnością. Nie jedno ono ma imię, jednak to szczególne, gdzie obca osoba staje się dla nas nawet ważniejsza niż rodzina - samotne jest dla nas cierpieniem. Przeżyłam już "pierwszą miłość", która zawsze była czymś jednostronnym, a kiedy do mnie dotarło, że po upływie 6 lat i następnych nic się nie zmieni, to długo dochodziłam do siebie. Przeżyłam już związek, gdzie byłam z przyjacielem i było to i tak wskazane na niepowodzenie przez pewne kwestie, ale też trwało zanim podniosłam się na nogi. O reszcie nie ma co wspominać. Teraz chciałabym aby było zdecydowanie inaczej. Boli mnie tylko to, że płeć przeciwna nie bardzo chce ze mną się poznawać, co jest odczuwalne. Zastanawiam się jak to się dzieje, że inne dziewczyny, które borykają się z gorszymi problemami niż ja, albo nie ocieka od nich żaden seksapil, potrafią zdobyć serce wybranka. Dla mnie to jest magia. Chciałabym posiadać w sobie to "coś". W tych czasach coraz mniej chcą poznawać takie dziewczyny jak ja. Z chłopakami mam kontakt, rozmawiam z nimi, choć często czuję się onieśmielona przy tym, na początku znajomości, bądź jak mało się znam z którymś. Potem zupełnie co innego. xD Z chłopakami mi się świetnie gada tak samo jak z dziewczynami, nie ma większego wpływu, z kim rozmawiam, po prostu to uwielbiam. Mam darmowe minuty do wszystkich bez limitu, pisać mi gdziekolwiek i o byle jakiej porze, że mam zadzwonić - bez zastanowienia sięgnę i zadzwonię. :D Też jak do kogoś idę i choć były plany zrobienia czegoś... mija cały dzień i tak na przegadaniu go. Nie wiem jak to się dzieje, ale tak świetnie idzie rozmowa, że nie ma jej końca. Z niektórymi osobami rozmowa idzie ciężko, jak jęczą bądź nie są zainteresowani rozmową, bądź ciągną jeden temat przez dosłownie cały dzień i jeszcze mają mało i nawijają tygodniami tylko o jednym a reszta dla nich mało ważna - to sama nie lubię takich rozmów prowadzić. Też zdarza się tak, że ktoś cały czas chce mieć z nami kontakt i dla mnie to nieważne czy ją jakoś szczególnie lubię czy po prostu znoszę. Nawet jeśli miałabym z tą osobą rozmawiać codziennie - no problem. :) Ja jakoś znajduje 1231836274 tematów jak sobie siedzę, czuję się pewnie i mam jak nawilżyć gardło oraz przede wszystkim choroba mi nie utrudnia mowy i nie ogranicza jej. Jak z kimś się lepiej znam i wiem, że nie przeszkadzają mu moje kolosalne wiadomości, to również piszę. Czy to powiem, czy napiszę, różnica tylko jest taka, że jakbym mówiła to mnie widać i słychać, a jak piszę - słychać głosik w myślach i literki. ;) 
A coraz mniej osób czyta, dla nich długie wiadomości są katorgą (kiedyś kiedyś, z koleżanką z Sosnowca pisałam dłuuugie wiadomości na nk, jak kiedyś na to był szał - wysyłałyśmy po 4 wiadomośći pod rząd, bo wiadomości miały ograniczenia do 3000 znaków :v). A do tej pory męczę jedną książkę, z powodu braku czasu lub sił, ale dzisiaj nie wiedząc co ze sobą zrobić jak spojrzałam na nią, przeleciałam do połowy i muszę odsapnąć. Nawet nie wiem kiedy ciemno się zaczęło robić w pokoju. Obudziły się na nowo moje pomysły i muszę je sobie szybko zapisać, by mi z głowy nie wyleciały. 
Jutro matma czy tego chcę czy nie. A po rozgrywce w heroes III, którą zapewne sobie włączę witaj biologio i chemio! Muszę zadania porobić. :v 
Też zastanawiam się czy dobrze robię odnośnie brania tabletek. Miałam nauczkę, że nie wolno samemu schodzić z leków, a ja znowu to zrobiłam. Z 40 na 30mg, minęły może niecałe dwa tygodnie, i teraz biorę 20mg. Wręcz nienawidzę patrzeć wtedy co taka duża dawka robi z moim ciałem w przeciągu kilku dni. Chciałabym widzieć swoją twarz, która jest pozbawiona tej okrągłości, widzieć swoje ciało, na które leki nie oddziaływają. Jedyne co zostało po mojej starej sylwetce to drobne dłonie, odcinek ręki od dłoni do łokcia i łydki. Nie powinnam była w tym roku odczuwać właściwie objawów - od operacji upłynęło już 5 lat. Może to wina emocji, które utrzymują objawy. Może... nocami zauważyłam, że już mam problemy z mową, jest niewyraźna, wyrazy z twardymi głoskami są małym problemem. Gdybym czuła się pewniej, że nikt nie patrzy na to i nie widzi obrzydzenia nie odsuwa się nagle, kiedy widzi jak się zmieniam biorąc to wyższe dawki, nigdy bym nie bawiła się w zmniejszanie dawki po swojemu. Choć mam wywalone na ludzi, sama nie czuje się pewnie w tymże ciele. Tylko w tej kwestii. Chyba. Przestaję być pewna swojego zdania. Myślę, że to wszystko przez to jak ludzie reagowali na mnie w gimnazjum, kiedy zaczęły się początki z chorobą. To nadal boli.


Choć chciałam jakoś by wpis wyglądał jakoś inaczej, no nie udało mi się, post pełen moich przemyśleń i jak zwykle nadziei... oby mnie kiedyś nie zgubiła. Może czasami potrzeba pisać właśnie takie posty. Choć nie chcemy uczepić się szczególnej myśli, to co dla nas ważne, albo jest jakąś obawą w jakiejś postaci i jest tego w nas nadmiar - i tak wypłynie. 
Przypomniałam sobie, że powoli nadszedł czas, na szukanie cytatów i robienie prezentacji multimedialnej na ustną maturę z polaka. 
Zapewne szybko pojawi się kolejny post... może znowu w mojej głowie będzie aż żarzyła się jakaś myśl. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz