poniedziałek, 25 lipca 2016

124. Chyba mogę mówić o szczęściu

Na sam Twój widok się uśmiecham, kiedy tylko jesteś blisko, chyba mogę mówić o szczęściu.

***

 Moja ścieżka jest długa i ma mnóstwo zakrętów. Czasami się zgubię, czasami z niej zboczę, pomimo tego, że cały czas mam ją przed sobą. Ale to moja droga, nikogo innego. Czasami z kimś się przecinała, kogoś ścieżka przylegała do mojej, jednak to nie czyniło mojej drogi kogoś. Było to coś mojego, własnego. Ostatnimi czasy chodziłam i bardzo błądziłam, kiedy było ciemno, starałam się tym samym krokiem ją pokonywać, ale nawet nie wiem, kiedy ją zgubiłam i kroczyłam jakąś boczną, pełną kamieni i szkła. Pokaleczyło moje bose stopy i byłam już na krawędzi by się poddać. Każdy inny krok sprawiał mi wiele bólu. Myślałam, że dalej nie dam rady iść, odnaleźć mojej drogi, której powinnam była się trzymać cały czas. Zaczęłam tęsknić za tym równym terenem, wolałam już pokonywać zakręty, które nie mówiły co jest za nimi. Postanowiłam odpocząć, usiąść i zregenerować siły. Zaczęłam szukać odpowiedzi na pytania, szukać mojej wydeptanej ścieżki. Postój ten przypomniał mi o pewnych faktach - moja ścieżka prowadziła przez las, który mnie chronił, sprawiał, że nie czułam samotności, a ta, na której stawiałam kroki nie miała ani jednego drzewa w okolicy. Już miałam jakiś szlak. Czułam się na nowo spokojniejsza, wiedziałam już czego mam szukać. Długo tak chodziłam, starając nie zwracać się uwagi na pokaleczone stopy. Gdy mijałam pojedyncze drzewa, potem małe zagajniki, wiedziałam, że jestem blisko. W końcu odnalazłam las. Czułam się w nim obco, jednak byłam pełna nadziei, że to ten odpowiedni. Teraz pozostało mi błądzić w nim, między drzewami szukać wskazówek. Z czasem zaczęłam czuć spokój, znajome uczucia, których dawno nie odczuwałam. Byłam blisko. I nie wiedzieć kiedy, pode mną była ona - długo wyczekiwana, zgubiona moja ścieżka. 
Nasuwa się pytanie - czy te inne drogi, nie były moimi ścieżkami w takim razie, skoro przecież stawiałam na nich kroki, a jeśli żadnej nie było, to czy nie zaczęłam tworzyć własnej? Otóż nie. Była to jakaś droga, ale łatwo było zboczyć, zataczać koła, błądzić, bez celu. Bym nigdy przez to nie odnalazła siebie, a wiecznie błądziła szukając sensu i czując się obco. Nie miałabym celu, łatwo bym się poddała. Z czasem bym szukała równego terenu i co jeśli bym szła czyjąś ścieżką, nawet taką, przez którą kroczy tyle osób? Nie czyni to tej ścieżki moją własną, którą chcę pokonywać sama, czuć niepokój tego co jest za zakrętem, jednocześnie czując spokój wiedząc, że nic mi nie grozi. Tak właściwie ja tylko pod nogami mam gładki teren, wiem, że się nie pokaleczę, ale ścieżkę dopiero muszę wydeptać. I na różne sposoby można to interpretować. ;)
Mając jednak coś własnego, czuję się przede wszystkim pewniej. Teraz odczuwam coś w rodzaju stabilizacji. Do ludzi nadal mi nie tęskno. Kiedy ich potrzebowałam, częściej spotykał mnie zawód. Teraz mam czas regeneracji, siedzę z własnymi myślami i w swoim towarzystwie. Brakowało mi tego przez tą ciągłą bieganinę. Jednak  z ludźmi mam kontakt, nawet się spotykam, ale to nie jest tak intensywne. Nie potrzebuję tego póki co. A jak miastenia? Odchodzi na bok, z rana mówię normalnie, zapominam za dnia o tabletkach. Ostatnio taki okres miałam 2-3 lata temu...? Pamiętam, że od czasu operacji czekałam cierpliwie aż upłynie 5 lat, po których choroba miała iść w zapomnienie. Lekarka jednak nie wiedziała, że mój spokój zawsze był zakłócany. I kiedy ten okres nadszedł, wiedziałam, że to jest to. Nie brałam tabletek, bez nich czułam się wspaniale. Wtedy wiem, że sprawiałam nawet wrażenie wychudzonej na twarzy -  której twarz jest jak księżyc w pełni. Sama czułam się wtedy, że przestałam być zniewolona od tego, dzięki czemu normalnie funkcjonuję fizycznie. Mogłam polegać w końcu na sobie. Jednak ten okres nadszedł wtedy, kiedy zaczęłam przechodzić ciężkie chwile. Odchodziło coś i nie mogłam w żaden sposób zatrzymać. Stoczyłam się, błagałam o ratunek tego, czego ja już nie potrafiłam, codzienne łzy, jedno wspomnienie, myśl, słowo i nagle byłam w Pustce. A potem ten niewyjaśniany chłód, dla osoby, dla której byłam najważniejsza, byłam nagle nikim. Właściwie nie wiem kim zawsze byłam dla tego kogoś. Do tej pory zadaję sobie to pytanie. Skoro potrafiłam być nikim, być tak traktowana i z łatwością przychodziło mówienie o mnie źle, pewnie zawsze byłam nikim. Wierzyłam w coś innego, czuję się tak jakby jakaś część mojego świata została zniszczona, nie istniała nigdy. I kiedy w końcu zaczęłam stawiać warunki, przestało się podobać, że nie jest tak jak ta osoba mi zagra. Nie jestem kimś, kim można dyrygować, jego mać. Koniec bycia uległą. Płomień świecy często towarzyszy mi w pokoju, trochę jakby taka żałoba. Wtedy rozmawiam z osobą, którą jak się okazało ja sama stworzyłam. Cóż, wracając do poprzedniego, jednak tamte emocje sprawiły, że pewnego dnia moje powieki mocno opadały, a język był tak rozluźniony, że znowu mogłam tylko zaciskać pięści i czuć bezradność, póki się nie poprawi. Jak o tym myślę, te uczucia nie są mi obce, wspomnienie takie, jakbym przeżywała je niedawno. A minęły lata. I nie potrafię sprawić, by ból tamtych wydarzeń minął. 
Teraz... jestem na swój sposób szczęśliwa. Zwłaszcza dlatego, że przestałam się bać, nie kryję się z tym co lubię, co mnie interesuje. Nie boję się wyróżniać. Wcześniej szukałam siebie, był nawet okres, kiedy czułam się z tym źle przez rówieśników i chciałam się do nich upodobnić. Traktuję to jako doświadczenie i poszlakę, że jednak moja droga jest zupełnie inna. Odnalazłam swój duchowy spokój. Akceptuję to jaka jestem, kim jestem. To najważniejsze. Ludzie, którzy źle siebie samych znoszą, jak muszą cierpieć przebywając codziennie w swoim towarzystwie? Znajomy mi to ból, jednak należący do przeszłości. 
Wspomnieniom muszę dać odejść, skupić się na tym, co przede mną. Żyć tym, co jest teraz. A dzisiaj mam trochę do roboty. Nie mogę usiedzieć w domu, z nogą nic lepiej nie jest, a jednak muszę wyjść. Choćby na chwilę. 
It's moments like this where silence is golden




Wolność jest zapisana w czynach, słowach, myślach.

***

A skoro mowa dzisiaj o ścieżce, to jaki był jej początek? Trochę śmieszny może się wydać, ale dla mnie jedyny w swoim rodzaju. Rok 2008, zapowiedź gry MMORPG, którą każdy zna. Początki gier online. Prawie każdy grał w tamtym czasie w ten jeden tytuł. Ja szukająca trailerów, natrafiłam na jeden z muzyką, w której od razu się zakochałam. Słuchałam tego jak zaklęta, aż w końcu po poszukiwaniach znając tylko brzmienie, znalazłam zespół to grający, do tej pory fanka starego brzmienia LP, głosu Chestera, mam wielki sentyment. Z czasem poszłam szukać innych gatunków muzycznych, inne zespoły, inne brzmienia, albo cięższe albo zupełnie inne. Ale część siebie zostawiłam LP. A jak zaczęłam tą przygodę, tak rozpoczęła się moja wędrówka przez moją ścieżkę. ;)

 (tego szukałam z takim zapałem, pierwszy utworek jaki usłyszałam LP)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz