poniedziałek, 29 czerwca 2015

49. nuta

Padam na twarz. Nie jest wcale jeszcze aż tak późno, a mi się marzy mięciutkie łóżko. Dopiero jem kolację, choć właściwie u Tuty sobie zrobiłam płatki. :3 Mam tylko nadzieję, że rano znowu nie dopadną mnie moje bóle brzucha. Naprawdę, nikt nie chce tego odczuć i nie wiedzieć nawet, kiedy zgina się w pół i nie jest się wstanie wypowiedzieć chociaż jednego słowa, nie mówiąc o oddychaniu. A od rana do południa miałam takie trzy ataki. Do gastrologa nie pójdę, bo wiem co to jest i co usłyszę.
Dzisiejszy dzień mogę uznać, za pełen miłych doznań i wrażeń. Ale chyba przez to zmęczenie jestem w stanie, gdzie wypłynęły już "te" myśli. Nic nie jest po mojej myśli. Mam przerażająco nie tyle co zmęczone oczy, ale smutne. Kiedy to, co miało dla mnie znaczącą wartość... zniknęło? Czuję się z tym źle. I boję się chociażby po to wyciągnąć rękę tylko dlatego, że to wzbudza we mnie obawy, że stracę to zupełnie. Wszyscy, którzy usłyszeli to, kiedy weźmie mnie na gadaninę o tym, wspierają, pomagają, mówią, że będzie dobrze, ale że muszę być pewniejsza siebie. No właśnie. Gdzie ty do cholery jesteś, kiedy Cię potrzebuję? Przez to wszystko mam ochotę się poddać, ale nie do takich osób należę. Nawet niczego nie ruszyłam, aby wiedzieć i wierzyć swoim obawom, że nie dam rady. Tylko raz od tak od siebie pomyślałam "a co mi tam" i cokolwiek zrobiłam. I byłam szczęśliwa i z siebie dumna dłuugi czas, póki znowu się coś nie schrzaniło. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przy takich momentach jak ten, przede mną tworzą się obrazy, gdzie widzę odwrotność tego, co jest teraz. I nie tyle, co się od tego uzależniłam i tego pragnę, ale to kocham. Coś co w tym momencie jest mało realne, przynajmniej ja tak myślę. Ale to co tworzy moja wyobraźnia mnie podnosi i wierzę, że kiedyś tak będzie. Po prostu. 
Mam straszną ochotę sięgnąć po telefon, zadzwonić pod jakikolwiek numer i poprosić o spędzenie ze mną chwili, póki nie wyrzucę z siebie tego wszystkiego, ale kto o takiej godzinie byłby dyspozycyjny? Przecież jutro inni mają normalny dzień w tygodniu, nie mają wolnego. Ja zniosę tą wewnętrzną walkę, która toczy się we mnie odkąd wróciłam do domu. Ale nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Jestem zła na siebie, że na takie coś sobie pozwalam, że to w ogóle się dzieje. Ale jestem za słaba na to, aby mieć nad tym kontrolę. 
No nic, jak wstanę czekają mnie porządki, hałas i oburzenie, że jestem nieprzytomna, bo powinnam była wcześniej wstać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz