środa, 1 lipca 2015

50. Spiew wieczoru

  Była noc. Powietrze było orzeźwiające, czuć było ogniskiem i alkoholem. Ktoś gadał historie swojego życia, ktoś próbował wtrącić głupoty, śmiech. Śpiewaliśmy i piliśmy. Duużo piliśmy. Nikt nie chciał aby ta noc się kończyła. Był to moment, kiedy wszystkim rozwiała się blokada. Ktoś był wstanie powiedzieć co myśli, ktoś mógł się do czegoś przyznać, rozmowy nie miały końca. I wszystkie te rozmowy nie miały złego zakończenia. W tle było słyszeć folkową muzykę, która ukształtowała klimat wszystkiego. Mieliśmy swój raj na ziemi tej jednej nocy. Świt był coraz bliżej, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Dla mnie w tym wszystkim liczyło się jedno, coś co sprawiło, że moja dusza mogła ulotnić się przez to szczęście, jakie mnie napawało. Nie chciałam zamykać oczu, nie chciałam uciekać do krainy snów. Wszystko wydawało mi się w tamtym momencie snem. Chciałam jeszcze nacieszyć się widokiem, iskr w tych rozmarzonych oczach... choć po prawdzie to tylko sen...

Odżyłam. Na jakiś czas. Dowiedziałam się, że poszło mi pozytywnie i już niedługo dowiem się czy jeden podpunkt moich planów będę mogła odhaczyć.
Też wczoraj powiało zimnem i mrozem. Widzę mur, którego nie chcę widzieć, który chcę zniszczyć. Nie wiem, czy ja to zdołam zrobić, bo to nie ja go postawiłam. Czas? Nie jestem wstanie przewidzieć czy to coś da, czy warto. Czy warto cokolwiek robić. Jestem po prostu na to za słaba. Nie widzę tego, co kiedyś widziałam i nie musiałam się zastanawiać od kiedy to się zmieniło. Boję się wypływać, na te nieznane i mało przyjazne wody. Łódź właściwie czeka, aż wypłynę. Też mam nadzieję, że historie, które się źle potoczyły, nakierują się na pozytywniejszą drogę. Bardzo by mnie to uszczęśliwiło, nawet jeśli nie mam o niczym pojęcia. Ale nie lubię widoku smutnych i zamyślonych oczu. One zdecydowanie za dużo mówią. I chciałabym również móc mieć siłę na wypowiedzenie tych słów, które nigdy nie dotarły do odbiorcy, mieć siły na uchwycenie tego, co mi wciąż ucieka, mieć siły na pokonanie przeciwności i niepewności. 

W głowie też narodziło mi się mnóstwo pomysłów i nie mogę się doczekać, aż zacznę je realizować. Dzisiaj przyszedł jeden element jaki mi posłuży do cosplay. I przez połowę dnia nosiłam. Cały czas szukam jednego z głównych elementów, który wiem, że dostanę w miarę tanio, ale wszędzie ceny z kosmosu. A jeden sklep do tej pory mi nie odpowiedział. ;-; Piankę chciałam zamawiać, ale chyba z tym jeszcze trochę poczekam, bo teraz i tak by leżało i zbierało kurz. Uciec mi nie ucieknie.
Ale w tym wszystkim, w moich humorach i nie, w moich chwilach słabości i radości, kiedy mam ochotę się poddać, a zarazem walczyć dalej... w tym jednym kłębku wszystkiego... jestem szczęśliwa. Nawet jeśli moje usta wolą milczeć, póki ktoś nie chce aby posłuchały moich opowieści i moich nadziei.

Wszystko będzie takie jak sobie to zaplanujemy. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz