sobota, 14 marca 2015

11. Zbłąkany uśmiech

  Kiedy wszyscy dookoła zapowiadają, że jutro to ma być najgorszy dzień, można sprawić, że to się nie stanie. Wzruszyć ramionami, pomyśleć dlaczego takowy ma być, skoro może być jednym z tych lepszych? Jedynie teraz bym stopy wymieniła - dawno mnie tak nogi nie bolały! A no już nie jutrzejszy, bo dzisiejszy dzień patrząc na godzinę będzie również wspaniały. Wiecie co? Jestem serio w ten wystarczalny na swój sposób szczęśliwa. 
  Chciałabym móc sprawić, że to szczęście będzie jednak pełne, takie spełnione... jednak podejrzewam, że muszę na to poczekać. Gdybym...

Gdybym tak mogła podczas snu, małą częścią swojej duszy tak oderwać się od ciała i polecieć... poszybować po niebie. Nie czując nic prócz spokoju i spełnienia... móc tak lecieć po niebie, wśród drzew po lesie, być gdzie chcę. Gdybym tak mogła, pomyślałabym jeszcze o jednym. Dostała się tą malutką częścią mnie do Ciebie i obserwowała na Twoją śpiącą twarz jak śpisz... taka bez emocji, spokojna, tak samo jak i Twój oddech. Kąciki ust same by mi się uniosły widząc jak drga Ci powieka, gdyż śnisz o czymś, co mam nadzieję jest relaksującym, spokojnym. Pomimo swojej maleńkości, sprawiłabym, że czułbyś się bezpieczny, odprężony, że ktoś jest i czuwa nad Tobą, do ucha śpiewała kołysanki, szeptała słowa, które są niczym jak balsam... a dopiero bym Cię opuściła zanim słońce wychyli się z nad horyzontu. Znów bym tak szybowała pełna wewnętrznego spokoju, jednak tym razem towarzyszyło by temu jakieś uczucie. Połączyłam bym się z moim ciałem i wstała wyspana, tak jak nigdy dotąd. I tak co noc... 

Nigdy by mnie to nie znudziło. Rutyna to coś, na co nie pozwolę w swoim życiu. Nie boli mnie to, że codziennie wstaję widząc te same ściany, w tym samym domu odkąd pamiętam. Kocham ten dom, bo to tutaj spędziłam dzieciństwo, to tutaj wracałam i czułam się bezpieczna, to tutaj czeka na mnie moja rodzina. Nie boli mnie to, że przechodzę tymi samymi ulicami, że codziennie widzę te same osoby, korytarze... i tak to zniknie. A jeśli nawet by nie miało - to nie jest mi obce, jest znane i nie spędziłam żadnej takiej chwili, że tych miejsc nie chcę znać. Jednak pomimo tego, każdy dzień, pomimo tych samych czynności jest inny. Jedyne czego bym sobie nie wybaczyła, to robić coś przez x czasu, czego nie lubię robić, a muszę znosić.
A wolny czas to serio, kiedy sama sobie takowy zrobię. Jednak nie mam nic przeciwko temu, teraz jeszcze jest łatwo (no może poza chemią xD). Zaczęłam na serio lubić swoje życie, to kim jestem i to co robię. Nie obchodzi mnie, co ludzie myślą, że jestem taka czy taka - mam to gdzieś. Tak samo nie będę przejmowała się już naprawdę większością spraw, jeśli chodzi o ludzi. Mam dość nerwów i się przejmowania. Jeśli ktoś się ma za nie wiem lepszego, nie ma w sobie ani trochę empatii, a siebie stawia na pierwszym miejscu - niech se tak robi, ja nie będę się angażowała w jakikolwiek sposób. Jeśli jeszcze się zwróci takiemu uwagę, że on nie jest pępkiem świata to wypowie tak komiczne słowa, że się robi ofiarę z siebie, albo coś... Tylko to świadczy o tym człowieku, że... człowieka w nim samym jest mały %. A mówię tutaj o spojrzenie innego człowieka na drugiego... nikt nie widzi, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Różni nas owszem wiele, ale każdy z nas ma taką samą budowę ciała, każdy z nas ma takie same potrzeby fizjologiczne, starzeje się... a jednak każdy każdego spostrzega w dla mnie w niezrozumiały sposób. Po co ludzie sobie robią tak pod górkę? Nie piszę o kimś szczególnym, nie mam nikogo na myśli, po prostu sama się z tym spotkałam, jak i codziennie każdy z nas. Dlaczego inny człowiek wyśmiewa drugiego z powodu jego zewnętrznego wyglądu, kiedy on sam idealny nie jest? Takich nie ma, a w ich znaczeniu gorszy to właśnie nie wiem... krzywy czy duży nos? Zastanawiam się tylko ile pojęć będzie mi obcych i ile zajmie mi zrozumienie tego o ile uznam, że po prostu nie chcę i tyle. Wolę skupiać się na czym innym.


  Dzień za dniem leci, z każdym dniem coraz mniej czasu, jednak nie boję się już tak tego jak jeszcze niedawno. Wiem, że wszystko ogarnę, że na wiele mnie stać. Wszystko tylko wymaga zaangażowania w jakimś stopniu i działania. Też muszę to tu zrobić, to tam być, a jeszcze co innego załatwić. Na szczęście dzisiaj jest sobota. A co robię w sobotę? Wysypiam się za cały tydzień i robię to z taką nieziemską przyjemnością, że widząc jak marnuję godziny, uśmiech i tak nie schodzi z twarzy. W dodatku sobota będzie tym lepsza, bo jest Ilona, a już od 19 będę się bawić. :D Znów nałapię szczęścia, tak jak wczoraj, ale tylko wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. ;) Teraz idę go nałapać w trochę inny sposób, ucieczką do mojego świata, będąc po kołdrą, czując ciepło i puch. Tydzień będzie bardzo zalatany, więc przyda mi się ogromny zapas. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz