wtorek, 10 marca 2015

10. Podzielność

  Właśnie sobie siedzę i czekam aż herbatka zielona ostygnie. Uwielbiam jej smak, zwłaszcza smakowej. Zawsze jakoś po jej wypiciu jestem gotować działać. Dzisiaj mam dość zwariowany dzień. I jestem wyjątkowo szczęśliwa. Ostatnio jakoś przebija się ono przez te kłęby chmur. Nie jest to jeszcze dostateczne szczęście, jednak wystarczalne jak narazie. Przydałoby się to i owo porobić, jednak skończyłam siedząc tutaj. Dzisiaj próbna matura z polaka, jutro matma, w czwartek chcę dać arkusze mojej nauczycielce, a z chemii muszę się podciągnąć... pomimo, że mam sporo czasu, jednocześnie mi go brakuje. Na wiele spraw zawsze jestem otwarta, w każdym momencie mogę założyć płaszcz i wsiąść do busa, jeśli ktoś ma taką potrzebę. Wieczorkami tylko mogę się skupić, kiedy w moim pokoju świeci się lampka, a ja przed sobą mam herbatkę i mogę pomyśleć. 
Teraz te kłęby próbują przesłonić mi umysł. Za dużo myśli. Za dużo przemyśleń. Za dużo niepewności. Za dużo oczekiwań. Chcę odpocząć. .-. Jednak na wewnętrzny spokój sobie poczekam. To ziarno, które zostało we mnie zasiane, musi wyrosnąć, dopiero potem mogę to wyrwać. Jednak nie pozwolę temu, aby się na dobre zakorzeniło. Chciałabym być pewniejsza siebie względem tylu rzeczy, ale nie umiem. Przeszłość w tym momencie daje o sobie znać, nauczyła mnie tego. Nie do końca mówię do siebie przekonująco, że tym razem... będzie inaczej. Boję się, że znowu będę potem zbierała siebie do kupy. Stąd postanawiam tylko jedno - dać sobie, jak i temu czas. Jednak co się stanie, jeśli przesadzę i zanim się obrócę - to ja to stracę? Nie chcę o tym myśleć. Nie czas teraz tak szybko iść na przód z myślami i postanowieniami. Jedyne o czym tak głęboko myśleć mogę, to właściwie uciec do swojego świata. Tam czuję się bezpieczna. 
  Nauczyłam się też w końcu jednego - aby nie zareagować impulsywnie od razu, kiedy coś przyjdzie mi na myśl, albo coś odczuję. Zawsze ledwo o czymś pomyślałam, nawet nie zauważałam, kiedy się nakręcałam na tyle, że jakaś lepsza, niekoniecznie dobra okazja i paplałam coś bezsensu, albo zrobiłam coś, co mogłabym żałować. Dając czas innym sprawom, jakoś automatycznie hamuję się aby nie działać pochopnie. 
  Też dzisiaj miałam wewnętrzną wędrówkę. Niekoniecznie gdzieś po nieznanych mi miejscach, innych miastach, krajach, krajobrazach. Również nigdzie nie krążyłam wokół swojej przeszłości, czy przyszłości, która jest dla mnie czymś kompletnie nieznanym, a tylko przybliżonym z każdym nowym dniem. Za to wędrowałam wśród odczuć, badałam swój mur. Nie czuję się ani trochę samotna w tym momencie, odczuwam miły spokój będąc tylko teraz ze sobą i pisząc tutaj. Odczuwam spokój, kiedy otaczają mnie ludzie, bardziej lubiani, mniej lubiani. Czuję w sobie tą niezależność. Nie potrzebuję, by komuś zajmować swoją osobą czas i płakała, że siedzę sama w pokoju. Nie jestem osobą, która wymaga zawsze obecności kogoś drugiego. Nie zawsze czuję potrzebę mówienia. Mogłabym nawet tak z kim siedzieć i oglądać zachód słońca i tak milczeć póki nie zrobi się bardzo ciemno. Choć nie zawsze odczuwam to miłe uczucie, bo kiedy za często jest mi dane przebywać tylko ze sobą, to wariuję. Człowiek nie jest z natury istotą samotną, między innymi każdy potrzebuje obecności drugiej osoby. Ja wiem, że mogę zawsze prosić o kogoś obecność, zawsze teraz mam, kiedy zadzwonić, wysłać smsa czy na fb się odezwać, a nawet po prostu zjawić się u kogoś. Jestem kimś kto jeszcze nie tak dawno był istotką, która żyła by żyć. Kiedy inni układali sobie życie, zaczęli nad tym myśleć i coś robić w danym kierunku, a ja... zdam szkołę, bo zdam, pracować to nie wiem gdzie, bo to i tamto, żyłam miłością, której teraz bym tak nie nazwała, ale żeby zainteresować się co dalej... no właśnie.
Przysparzam zmartwień swoim bliskim, mam nadzieje, że mi to wybaczą. Nie chcę ich martwić. Widzą we mnie tą zmianę i może nie wiem... nie byli na to przygotowani, nie widzą tej nieogarniętej dziewczyny, a zawziętą, która jest świadoma tego, że sobie dołożyła więcej. Sama to widzę. Jednak myślę, że sobie dam radę. Skoro się na coś zdecydowałam, muszę podjąć odpowiednie kroki. Zaczęłam myśleć ambitnie, przyszłościowo. A im bardziej myślę o przyszłości jaką mogę sobie dać... korci mnie aby działać! Nie jestem osobą, która się łatwo poddaje. I nie robię nic dla pokazu, aby coś udowodnić. Po co i na co to komu? Nie zrozumiem nigdy tego, że jeśli człowiek coś powie, to automatycznie na następny dzień chce pokazać jak bardzo trzyma się swoich słów czy coś w tym stylu. Dużo rzeczy chyba nie zrozumiem. Nie wiem czy większość chcę rozumieć. 
  Choć nie odczułam tego wcale, nawet nie zauważyłam, kiedy na dworze się ciemno zrobiło. Patrząc na godzinę, nie dziwię się. Jeszcze trochę i nie zauważę, kiedy będę pakowała się do łóżka. Herbatka już spita. A ja nadal odczuwam te kłębki. Jak to dobrze, że nie czuję się w żaden sposób źle. Nie potrafię tylko ogarnąć tych myśli. Może nie teraz na to czas? Teraz uśmiecham się od tak po prostu, bo jednak... jakiś spokój odczuwam, czuję się zrelaksowana i szczęśliwa. Na to szczęście jakie sobie wymarzyłam muszę jednak i tak poczekać. A przede wszystkim zapracować. 
  Coś słyszałam, że króliczek dawał o sobie znać, więc czas na mnie. Może jak uda mi się którąś myśl chwycić, zajrzę tu ponownie. Nie mogę się doczekać nadchodzących dni. W głowie już tworzy mi się wizja spędzenia tych dni, gdzie aż wrze od nadmiaru spełnienia. Tak, czas na mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz