piątek, 14 grudnia 2018

199. Walka o oddech

Zróbmy coś spontanicznego i pobiegnijmy!

***

 Dopóki czegoś się nie doświadczy, możemy tylko domyślać się jak to jest. Ja sama na początku nic nie wiedziałam i byłam przerażona, teraz obecnie jeśli już jakiś konkretny objaw złapie, nie jest dla mnie nic nowym, wiem ile przeczekać, jak sobie z nim poradzić. Opadające powieki - zawsze i nie wpływają w żaden sposób na mój wzrok. Opadające powieki na źrenice - nie widzę przed sobą dobrze świata, straszny dyskomfort i wiecznie zadzieranie japy do góry. Problemy z jedzeniem? Jadło się zupki. Płyny wracające przez nos? Podobne uczucie jakby się miało katar i tyle. Problemy z mową, niewyraźna, nosowa - mówiłam robiąc przerwy, albo mówiłam tylko, że gadać to słabo, ale mogę pisać, wystarczy przejrzeć parę wpisów, by zauważyć, że piszę obszernie. Podwójne widzenie - zasłanianie jednego oka, ale tego bym więcej przeżywać nie chciała, bo to było straszne. Słabsze nogi, zwalniam tempo, przy słabszych rękach za wiele nimi nie robię i oszczędzam siły. Na każdy z tych objawów mam sposób, ale myślałam, że listy nigdy nie będę musiała aktualizować, a jednak od niedawna spotykam się z mięśniami żebrowymi. Jeśli chodzę szybkim tempem, to domyślałam się, że coś musi się dziać w tych okolicach, jednak myślałam, że to też wina słabszej kondycji. Kiedyś znajomy podsunął mi, że mój oddech nie brzmi jak mięśnie, a możliwe, że mogę mieć alergie. No dobra, dobry pomysł, by pójść i to zbadać, ale swoje ciało znam jednak lepiej i teraz wiem odkąd objaw się pogłębił, że to jednak głównie mięśnie.  Ostatnio nie wzięłam tabletek ze sobą i dostałam nauczkę, a mianowicie z dobre cztery postoje musiałam sobie zrobić w drodze na przystanek, by złapać oddech, bo się dusiłam. Serio. Nie lubię, kiedy objawy pojawiają się jak opóźniony zapłon w bombie. Ani trochę przyjemne uczucie. Taka walka o oddech. Wystarczy dać mi chwilę, nawet nie minutę, kiedy czuję jak mogę znowu wziąć głęboki oddech. To tylko pcha mnie w kierunku do tego, by zrobić cały szereg badań. Dawno nie robiłam morfologii, nie miałam kontroli ile przeciwciał mam w organizmie, warto też zrobić rtg. Jeśli miałam skierowanie na to wszystko, to pewnie już dawno jest nieważne, więc muszę w Gdańsku umówić się z moją lekarką. Może uda się załatwić wizytę szybciej niż za rok. :v 
Na szczęście już przechodzi, za trzy dni minie cały tydzień odkąd dało mi spokój. Rękom w dalszym ciągu nie ufam. Więc powoli znowu jeśli chodzi o miastenię to wraca do stabilności. Obawiam się, że jeśli oddech uspokoi się na dobre, to i tak plany by biegać po parku muszą poczekać. Za to chcę wprowadzić co innego za dnia i jak będę miała wolne, więc czekam aż stabilizacja wróci. :D 
Wszystko w swoim czasie. Jako miastenik nauczyłam się, że pośpiech jest szkodliwy. Właściwie dużo nauczyłam się dzięki niej. 
Czuję się jak taki wojownik, bohater w moich ulubionych grach. Stawiam czoła złu, nie groźne mi rany i potwory. Stoję temu naprzeciw. Właściwie dlatego lubię crpgi i podobne klimaty, gdzie wcielam się w kogoś. Nie chodzi o to, że jestem kimś, że to ja ten heroiczny bohater zgładził to całe zło, za co tłum mnie podziwia i wielbi. Nie. Nie trzeba być kimś, by coś osiągnąć. Masz towarzyszy, bez ich wsparcia ciężko osiągnąć własny szczyt, ale głównie to Twoja zasługa. Jednak głównie chodzi mi o pewną cechę. Przede wszystkim te postacie charakteryzują się odwagą. Na samym początku istnienia bloga zadaję to pytanie - czym jest odwaga. Czy jestem odważna stając naprzeciw miastenii i przesuwać jej granice? Nie traktuję jej jak wroga, ale jak towarzysza, którego wolę mieć w cieniu. Przecież nawet jeśli bym chciała, nie pozbędę się jej. Objawy to takie potwory. I staram się zdobywać swoje szczyty, gdyż nie mam tylko jednego. ;)
I myślę, że z tym pytaniem nie raz się zmierzę. 
A tak to wegetacja. Myślę, że jeśli jest czas by zrobić jakiś krok, no to właśnie jest na to czas. W głowie gra mi jeden utwór, który słuchałam dawno temu i teraz usłyszałam go po takim czasie. Jest za chwilę czwarta nad ranem i nadal mi gra w głowie. .__. 
Przedłużam umowę na mieszkanie i mam nadzieję, że nie będę już więcej się wahać. Może jednak Łódź to moje miasto. W pokoju gryzie mi się klimat jesienny z zimowym i muszę w końcu to ogarnąć. I mam nadzieję, że w końcu zawita do mnie długo wyczekiwany gość, którego nie widziałam od lat. Drzwi już otwarte, pytanie czy wejdzie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz