sobota, 5 stycznia 2019

204. Delikatny płatek śniegu

Nie potrafię Cię uciszyć.

***

Ludzie to dziwne istoty. Mamy rozum, kształcimy się cały czas, powstaje to coraz nowsza technologia, nauka idzie do przodu, a jednak wierzymy, bądź chcemy wierzyć, że coś nad nami czuwa. Dba o nasz rozwój, bezpieczeństwo, spełnia nasze pragnienia. Widzimy spadającą gwiazdę - już kierujemy do niej nasze życzenie. To samo do pełni księżyca, świeczek na torcie, podczas modlitwy, wyjątkowej chwili. Nawet nie wierząc w takie rzeczy, większość z tyłu głowy chce w to wierzyć. Widząc kominiarza, łapiemy się za guzik, znajdując jeden grosz, dmuchamy na szczęście i chowamy do kieszeni, nawet jak wdepniemy w psie gówno na chodniku, to pomyślimy, że to na szczęście, ale raczej omijamy, bo to dość śmierdząca sprawa. Wierzymy w te wszystkie zabobony, przesądy, licząc, że da nam szczęście, którego szukamy. Liczymy na to, że nasza spadająca gwiazda czy inna rzecz sprawi, że to o co poprosimy, da nam to na tacy. I sama siebie nie rozumiem. Nawet głupi śnieg, który kocham całym serduszkiem jest dla mnie oznaką, że nadejdzie coś dobrego. Choć wiem, że to głupie, by przy każdej okazji wypowiadać swoje jedno życzenie, gdzieś z tyłu głowy jest myśl, że może to choć trochę pchnie do przodu to wszystko. I nie zwracam uwagi, na to, że minęło więcej niż 365dni, a ja nadal przed spaniem je wypowiadam. Może źle słowa kieruję, bo zauważyłam, że trafia wszędzie, tylko nie do mnie. 
Jestem jednak nadal niezmiennie optymistką i mam dwie najważniejsze rzeczy, które dodają mi sił - wiara i nadzieja. Wierzę zawsze w dobre rozwiązania, zakończenia, po prostu w dobro. Gdzie inni widzą czerń, ja widzę szarości i doszukuję się białych plam. A nadzieja mnie w tym trzyma. Podrzuca mi właśnie te dobre scenariusze i liczę, że właśnie to one się spełnią. Mam wrażenie wtedy, że wystarczy być cierpliwym, przeczekać, kiedy mogę to działać. Nie lubię tak siedzieć z założonymi rękoma, ale obiecałam sobie, że poczekam. Chciałabym się dowiedzieć tylko jednej jedynej rzeczy, która mnie trzyma jako całość. 
Obecnie jednak mam nieco gorsze dni, odzywa się mój introwertyzm, a nie mam, kiedy się zresetować. W pracy jak jestem skazana na obecność tylko obcych ludzi, gdzie nie mam nikogo, kogo znam, zaczynam czuć się koszmarnie. I ogólnie jestem człowiekiem, który zdecydowanie za dużo myśli. Obawiam się pewnych rzeczy, doszukuję się, potem moje myśli kierują się w złym kierunku. Jestem ostatnio wrażliwa na wszystkie bodźce. Ja dopiero zdążyłam się ogarnąć choć trochę psychicznie. 
Strasznie lubię patrzeć na padający śnieg. Jak te piękne i zarazem delikatne płatki śniegu wirują, a następnie lekko kładą się tam, gdzie spadną. Po chwili tworzą wspólnie biały, iskrzący się puch. Śnieg ma swoją magię. Nie mogłam się dzisiaj na niego napatrzeć. Tak jakoś mnie bardzo rozluźnił dzisiaj, na tyle, że zdecydowanie skróciłam posta. W mojej głowie jak tylko powstał tekst, który mogłam tu napisać, od razu włączałam stronę i zaczęłam pisać, chciałam poruszyć pewne tematy, nawet post wydałby się bardzo osobisty. Oszczędzę jednak parę rzeczy, ale chcę się jednak podzielić z tym, co jest w moim sercu. Dziwna tęsknota za tym, co jeszcze nie nadeszło, nadzieja, że nie będę musiała długo czekać i jakiś ściskający żal. Analizuję cały czas i zastanawiam się, kiedy mógł być dobry moment, a potem dociera do mnie, że nawet jeśli był jakiś taki moment wcześniej, nie byłam na tyle odważna i pewna siebie w tamtym czasie. Tak właściwie wtedy miałam najwięcej obaw i ich chciałam się pozbyć. Myślałam, że nic nie zastanę na swojej drodze, ale się pomyliłam. Jestem skazana na czas i mam nadzieję, że faktycznie tak jest. W moich snach pojawiają się scenariusze, po których czuję jak mi łza spływa po policzku i właściwie tylko dlatego, bo wiem, że rzeczywistość na dzień dzisiejszy jest inna. Myśli, które mnie atakują też to tak właściwie obrazy, które przedstawiają mi naprawdę super spędzony czas. Jest szczęście, śmiech i uczucie dla mnie nieosiągalne.
Walczę jeszcze z jednym takim demonem, ale o nim może kiedy indziej. Póki co jestem na dawce już 15mg. Zostanę na niej nieco dłużej i próbuję wejść na 10mg, gdzie myślę zostanę przy niej przez jakiś czas. Nie odczuwam żadnych objawów za dnia, czuję tylko, że organizm bardziej domaga się mestinonu. Staram się nie przemęczać i nie robić czegoś ponad moje siły. Będąc na takiej dawce, gdzie nie wiem, byłam może osiem lat temu, nie chciałabym tego zaprzepaścić. Nie teraz, kiedy wierzę w to, że mogę z tego zejść. Nie teraz, kiedy to się faktycznie dzieje. 
Pomimo tego, że nie wiem, czy przedłużanie umowy było dobry pomysłem, zastanawiam się nad przeprowadzką. Może nie myślę o innym mieście jeszcze, ale wzrosły mi rachunki i średnio mi się to podoba. Przed spaniem chyba jeszcze popatrzę na śnieg. Może tym razem będę miała spokojniejszą noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz