sobota, 12 listopada 2016

143. Wolna od choroby

Wyciągam do Ciebie rękę, chcę byś był moim przyjacielem, jednak sama nie wiem dlaczego na to nie pozwalam.
***
Jako iż pogoda coraz bardziej zbliża się do zimy, coraz bardziej czuję, że żyję. Grzane wino, biesiada, impreza, przyjaciele, dobrzy znajomi, mortal kombat - poprzedni weekend był zacny, choć znowu sobie coś zrobiłam. W tygodniu też nie miałam, kiedy dać zagoić się rance, która mała nie jest i ogólnie odpocząć od wszystkiego. Dzisiaj mogę, jak i pomyśleć nieco.
Miastenia odsunęła się na bok. Czuję się od niej wolna od jakiegoś czasu i oby narazie nie powracała.  Otwiera mi to w końcu możliwość podjęcia się zajęcia. Odkładam plany na dalszy rok - przecież nie będę przez ten czas i tak marnować czasu. Małymi krokami osiągnę mniejsze cele, by osiągnąć ten większy. Spełnić się. Ja zyskam więcej czasu i dzięki temu zwiększę szansę na powodzenie. Są ludzie, którzy przy samej mecie rezygnują. Uczą się latami, by na końcu rzucić to, zmienić kierunek, bo nagle odkrywają co chcą robić i niekonieczne wiąże się to z tym co studiują obecnie. I nagle 3 lata gdzieś znikają. Myślałam długo i intensywnie - jeśli nie moja wymarzona dietetyka, to może serio - coś innego? Ale nie znalazłam takiej rzeczy, nie chcę studiować czegoś, czego tak naprawdę nie chcę. Robić coś na siłę. Wolę już robić coś tempem ślimaka, co wiem, że mnie zadowoli.
Tak poza tym wszystko płynie w swoim spokojnym rytmie.
Chcę szybko następny tydzień. A czas mija szybciej, kiedy ma się jakieś zajęcie.
Obietnice się składa po to, aby ich dotrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz