piątek, 18 marca 2016

88. Wiosny powiew

Wciągam powietrze i delektuję się tą chwilą. Dawno nie zaznałam tego uczucia. Wszystko nagle stało się wyraźniejsze. Nie prowadzi mną już nikt, nie słyszę szeptów, które mówią mi jak mam postępować. W końcu widzę zrozumienie, którego mi tak brakowało. Nie muszę nazywać tego uczucia. Przecież doskonale wiesz o czym prawię.

Choć kocham zimę, to poczułam powiew wiosny. Też po męczarni z katarem, przez który spałam ledwie 3 godziny, po wielu paczkach (bo już tak schodziły)chusteczek i pękniętych żyłkach i wielu innych dolegliwościach, mogę powiedzieć, że wracam do zdrowia. Grypa, taka piękna. A że blog głównie o moich zmaganiach z życiem jako miastenik to i opiszę jak i wtedy mi choróbsko dokucza - grypę każdy przechodził i każdy wie jak się wtedy człowiek czuje. Nic specjalnego. Tutaj wiele się nie różni z wyjątkiem tego, że powieka jednego oka u mnie jest niżej i to widać jak nie mam makijażu, ciężko mi się mówi, co można usłyszeć jak ktoś ze mną rozmawia (nie lubię wtedy swojej mowy i ja ograniczam, choć jak mam coś do opowiadania to ciężko mi jednak się wstrzymać, zamilknę jak już sama siebie nie rozumiem). A jeśli i mówi to i także spożywa się coś bądź pije. Najbardziej obrywają (zresztą jak zwykle w moim przypadku) mięśnie szkieletowe na twarzy, szczególnie okrężne ust, mimiczne i ogólnie wszystkie jakie się w tej okolicy znajdują. I przy prawym oku również to samo. Podczas chorowania jednak choć te najbardziej są odczuwalne, wszystkie inne mięśnie są zmęczone, tym samym cała ja bywam zmęczona jeszcze bardziej. I teraz jak tu spać jak nie dają, jak tu leżeć jak się nie chce. Zostają mi wtedy internety, więc przeważnie coś oglądam. Bo czytać książek też nie bardzo mogę, przez katar oczywiście, żeby nie było. Jedyne dobre w chorowaniu to jest to u mnie, że nie odczuwam głodu, tym samym praktycznie nie jem wcale, a nie sprawia mi przyjemności, bo nie odczuwam również smaku. I w takim stanie wiem co mi wolno a co nie, bo każdy miastenik jak i każda inna osoba chorująca na cokolwiek innego musi znać swoje możliwości i ograniczenia. Wtedy głównym problemem innych ludzi właśnie jest ich ograniczenie umysłowe. Bo skoro oni mogą, to ta cała reszta też, bo nie widzą kogoś o kuli/wózku/umierającego (niepotrzebne skreślić). Cóż. Temat na kiedy indziej. Ja przecież jestem jak każda inna osoba i na pierwszy rzut oka wyglądam jak zdrowa osoba. ;)
 Ja właśnie wracam do zdrowia co zamierzam wykorzystać. A trochę przez ten czas mi narosło rzeczy do zrobienia. Motywację też mam i w końcu mogę ją odczuć. Piękne uczucie. Czeka mnie trening łuczniczy, bo sezon zbliża się już, więc i turnieje się pojawiają. Nie czuję się jeszcze na tyle, by na je jeździć, ale chyba na najbliższy pojadę. Oczy mi chyba na to pozwolą. ^^
Noo i cóż by tu rzec. Działać trzeba. Dzień mi ucieka.


Wrzucę troszkę utworów, które chodzą za mną dzień w dzień
Dimmu Borgir: Perfection or Vanity (jako filmik nie mogę znaleźć :c)

FAUN - Walpurgisnach  (i tego też nie....)

A tego słucham teraz :


Wardruna :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz