środa, 16 maja 2018

188. Marzenia na sprzedaż

Choć nadal tu jestem i wykrzykuję Twe imię, nadal w tych ciemnościach Cię szukam.

***

Najbardziej nienawidzę bezsilności. Z każdym innym uczuciem idzie coś zdziałać, bezsilność odbiera tą możliwość. Nawet, kiedy by się chciało coś zrobić, nie ma jak tego ruszyć. I w tym momencie czuję jak mnie to uczucie przygniata. 
Weszłam na większą dawkę, biorę od 3 dni 30mg encortonu, więcej wody znowu mój organizm przytuli, ale już nie dbam o to. Przez tyle lat nie zmieniałam dawkowania, aż nadszedł ten moment. Czekanie na poprawę nic nie dało, pierwszy raz poczułam jak tracę siłę w rękach, jak bardzo są bezużyteczne i tylko patrzyłam jak trzymana przeze mnie rzecz spada na ziemię. Mówiłam, że dam radę. Nie dałam. Doszło też do tego, że nie mogłam złapać porządnego głębokiego oddechu. Do czego by jeszcze doszło zanim bym się zdecydowała? Najpierw dołożyłam tylko 5mg, jednak nadal to było za mało. Cóż. Niestety muszę mieć siły. Jakiekolwiek. Nikt moją własną, osobistą siłą nie będzie, kiedy tego potrzebuję. Nie, kiedy jestem tutaj. Co z tego, że się staram, nie będę się wiecznie oszukiwać. Bycie optymistą jest budujące, sprawia, że mam chęci działać, wierzę zawsze w to, że uda się, cokolwiek by to było. Jest jednak tego jedna, dość duża wada - kiedy jednak scenariusz przedstawia się inaczej, coś jednak się nie powiodło, po jakimś czasie odbiera to wszystko. I tu pojawia się to niewdzięczne, najgorsze uczucie - bezsilność. Najbardziej mnie boli, że zostało przekreślone wszystko zaledwie w zalążku, kiedy nic jeszcze się nie zadziało. Obiecałam sobie kiedyś, że więcej nie dopuszczę do tego, jednak pchana przez bliskich bym się nie poddawała i próbowała sprawiło, że odważyłam się. Nigdy kurwa więcej. Poddaję się. Nie mam też po co trzymać nadziei na zmiany. Nie mam na to sił. Czuję jak wszystko w środku pokrywa popiół. Chciałabym odpocząć. Za każdym razem jednak otwieram oczy i wita mnie nowy dzień. Nie mam sił wstawać, ale robię to, bo obowiązki wzywają. Nie ukrywam, myślałam, że wszystko inaczej się potoczy, będąc jeszcze na pomorzu zapowiadało się inaczej. Niedługo przyjdzie mi zastanawiać się czy przedłużam umowę na mieszkanie i się waham. 
Innym człowiekiem nie będę, z inną twarzą, spojrzeniem, marzeniami, planami. Wszyscy jesteśmy ludźmi, każdy z nas ma cholerne wady, wizualne i te w środku. I przez wygląd tylko się uzewnętrzniamy. Jednak taka rzecz jak twarz, jest niezmienna w porównaniu z resztą ciała. Powinniśmy się skupiać na poznaniu ludzi takimi, jacy są w środku. Tak jakby ktoś się zastanawiał.
 Ogarniam też coś większego i póki co muszę się na tych resztkach sił trzymać. Jedyne z czym mogę się pochwalić to to, że miałam swój pierwszy raz z papierem ryżowym i sajgonkami i tak mi dobre wyszły, że przepis udoskonalę i będę próbować jeszcze raz.
 Zabawne jest też to, że zawsze towarzysząca dobra myśl potrafiła złagodzić ten cały ból, zawsze wierzyłam w to, że po burzy wyjdzie słońce, pewna mi dobra też duszyczka zawsze wierzyła i mi mówiła, że przez to, że przez większość swojej wędrówki mam pod górkę, dostanę ogromną nagrodę za te trudy. Szkoda, że przestałam i w to wierzyć. 
Strasznie ciężki post, ale nie podołam z siebie nic innego napisać, nie przeczekam też, bo dzięki temu, że tu piszę, choć część emocji mnie puści. Nie wiem, nie mam problemu uzewnętrzniać się tutaj. Może na pyrkonie się trochę odbuduję. Może...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz