piątek, 8 września 2017

172.

Pozwól choć raz zapomnieć, pozwól choć raz wskrzesić spalony las. 

***

Nie czekała długo, najpierw zaczęła ukazywać się tylko w nocy, by wraz z nadejściem września królować na dobre. Jesień! Na nowo dzień zrobił się krótki. Jak wracam do domu w nocy to zastanawiam się czy wyciągnąć z zakamarków szafy już szal i nie odświeżyć płaszcza. Bluza nocami to jednak za mało. Lato z nami pożegnało się ostatniego dnia sierpnia. W końcu koniec tego piekła i będę mogła siedzieć pod kocem, pić ciepłą herbatę ile tylko zechcę, ubierać się w cieplejsze ciuchy i nikt już mi nie zwróci uwagi dlaczego ubieram się na czarno, kiedy słońce wali roztapiając ludzi. Przestanę i ja rozpływać się pod wpływem ciepła, mogę normalnie patrzeć przed siebie i nie mrużyć przy tym oczu i mogę podziwiać te wszystkie kolory!
Również za tym, że nadeszła już chłodniejsza pora roku, to i mój czas się kończy na pomorzu. Został tylko miesiąc, może z niewielkim kawałkiem. Trochę się wszystkim denerwuję i chcę by wrzesień wyjątkowo przeleciał mi powoli, bym ja mogła ogarnąć i przygotować się na to wszystko, a jednocześnie nie mogę się tego doczekać. Z jednej strony cieszę się na to, a z drugiej gryzę się do tej pory z myślami. Cóż. Natrafiłam całkiem niedawno na baardzo stare zdjęcia i włączyły mi się sentymenty. Zastanawiam się czasami, czy kiedykolwiek pewne sprawy przestaną wyglądać tak brzydko jak teraz. Czy będzie kiedyś szansa, by jednak szerzyć coś dobrego, zamiast tworzyć okropne scenariusze z jeszcze podlejszymi czynami? Z upływem czasu naprawiają się ponoć takie rzeczy. Cóż. Ptaszki mi ćwierkają, że nie ma co myśleć o tym, pewne rzeczy się nie zmieniają, nawet jeśli się bardzo by chciało, nie można kontrolować innych, by myśleli podobnie. Zobaczymy. Powinnam przestać rozmyślać podczas nocnych powrotów do domu.
Szykuje mi się wiele pożegnań i powoli ogarnianie całego tego bałaganu przedprowadzkowego. Potrafię rozplanować sobie dzień co danego dnia zrobię, by jednak nie robić na ostatnią chwilę (i to dosłownie), ale moje poczucie czasu przez pracę ostatnio szwankuje i z całej listy zrobię jedną rzecz albo wcale, a za chwile minie mi w taki sposób ósmy dzień. Przede wszystkim potrzebuję więcej snu. Od miastenicznej strony, objawy dokuczają mi tylko w porze wieczornej albo nocnej. Siadły mi mięśnie okolicy ust. Albo gadam, albo jem, nie mogę tego łączyć. W pracy na szczęście nie odczuwam objawów, no czasami szczęka boli, ale to tyle. Może nie jest też tak jak na początku, bo organizm się przyzwyczaił do czynności wykonywanych w pracy, nie wiem. Organizm częściej przypomina mi o tym bym brała tabletki. I o tyle również dobrze, że nie jestem przeziębiona, tak jak co roku, jak ledwo zaczyna być chłodniej. Jakbym jednak zachorowała, to wolę nie wiedzieć jaki zestaw objawów bym dostała. :|
Najważniejsze, że daję radę, czasami mam wrażenie, że oczy mi się męczą za szybko, ale to może ja za dużo przebywam w Thedas. 


 (uwielbiany przeze mnie utworek ze wszystkim znanego MMORPG, sentymenty ciąg dalszy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz