wtorek, 16 lipca 2019

214.

Bo wtedy jest jakoś prościej.

***

Od tylu lat to jedno uczucie mi towarzyszyło. Zawsze, gdzieś w środku się tliło, sprawiało, że się nie poddawałam. Nawet wtedy, kiedy było źle, jakoś mnie potrafiło trzymać w całości. Dawało mi jakiś cel, spełnienie, do którego dążyłam. Ale to wszystko czas przeszły. Obecnie czuję się pusta bez tego. Tak jakbym utraciła umiejętność odczuwania tego. Tak jakbym utraciła część siebie.


Dopiero jak wróciłam do pracy, uświadomiłam sobie jak bardzo potrzebowałam tego odpoczynku. Objawy nie dokuczają już tak bardzo, są dni, kiedy po ciężkich maratonach jestem zmęczona trochę bardziej, ale to tyle. Z rękoma już nie mam problemów czy oddychaniem, mogę normalnie funkcjonować. Na tyle, że zapominam wziąć leki i jak spojrzę na godzinę, dopiero uświadamiam sobie, że już czas. Boję się jednak, że przez ciężkie dni w pracy, moja nieobecność na nic się zda, a powrót formy jest efektem chwilowym. I choć bardzo nie chcę, to zaczynam dojrzewać powoli do jednej decyzji. Bo możliwe, że nic się zmieni, jeśli ja nie podejmę kroków. Wyczekuję też niecierpliwie urlopu i paru innych dat. W wolnej chwili spędzam w świecie wirtualnym, na którym buduję swoją powieść. Tak, ja nadal piszę! Na tyle czasami nad powieścią siedzę, że tracę poczucie czasu i potem idę spać, kiedy dzień już dawno temu się zaczął, ale są też dni, kiedy nie mam sił odpalić laptopa. Na przykład ostatnio z tyłu głowy miałam straszną ochotę pisać, w pracy powstawały nowe pomysły, wydarzenia, dialogi, po powrocie do domu nadal mam chęci do pisania, ale ostatecznie nie biorę się za to, bo zmęczenie wygrywa. Dzisiaj wieczorem będę nadrabiać. Choć mam już tego sporo, to nadal dopiero jestem na początku. Więc od jakiegoś czasu tak głównie wygląda mój dzień. Dzisiaj też jest wyjątkowy dzień. 
Postaram się tu pisać częściej, bo zaglądam tu codziennie. A teraz dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz