środa, 13 marca 2019

208. Zaplątana

Wiem, że jesteś blisko.

***

Czułam dziwne podekscytowanie z każdym kolejnym dniem jaki mijał, który przybliżał mnie do opuszczenia tego miejsca. Przywiązuję się całkiem szybko, stąd było mi ciężko z myślą, że niedługo nie będę chodzić już po znanych mi drogach. Miałam opuścić ludzi, z którymi już nie będę się tak często widzieć, z którymi uwielbiałam spędzać czas, pracować. I w końcu nadszedł dzień, kiedy całe przerażenie się urzeczywistniło. Z każdą następną sekundą byłam coraz dalej od tego wszystkiego by iść w nieznane. Byłam na to gotowa. I choć często napadały mnie myśli, że to jednak nie to, nie mogłam oswoić się z tym miejscem bez ludzi, których znam, kocham. Dni mijały, były chwile, kiedy szukałam możliwości powrotu, aż nagle poczułam odwrotność tego. Teraz to miejsce, w którym spędziłam prawie całe swoje życie jest mi wręcz obce. Za to tu gdzie jestem teraz czuję, że żyję. I na dzień dzisiejszy nie chcę wracać. Było wiele miejsc, dzięki którym czułam się swobodnie w rodzinnym mieście. W jednym miałam wspaniałe wspomnienia, ale pewna sytuacja pogrzebała je na dobre. Wiele budynków, które oferowało mi swoje ciepło, już dawno jest skute lodem. I już tylko jedno miejsce dla mnie tam zawsze pozostanie ważne. Właściwie nie wiem do czego mam wracać. Im bardziej patrzę na to wszystko z dystansu, wydaje mi się, że to ja na siłę zawsze próbowałam mieć swój powód, by zostać. Zawsze walczyłam z wiatrakami, bez celu. Tylko ja wierzyłam, że dam radę coś zmienić. I choć bolało, że odeszłam, teraz nie czuję nic. Jest mi dobrze tu. Zwłaszcza wiedząc, że nie jestem sama, tak jak myślałam. Próbowałam odwiedzić miasto rodzinne już dwukrotnie. Miesiąc temu musiałam się doleczyć z kręgosłupem i stwierdziłam, że odpuszczę. A teraz miałam jechać w czwartek po pracy, to wylądowałam w szpitalu na zabiegu i wyszłam w poniedziałek. A wczoraj miałam już wrócić, właśnie teraz bym wypakowała swój plecak i szykowała się spać. Wszystkie plany szlak trafił. Na zlocie LP też się nie pojawiłam. Meh. Dzięki tej sytuacji wiem też, że to co chciałam mieć, już mam i jestem w sumie szczęśliwa z tego powodu. Dojrzałam już chyba do decyzji, która w końcu pozwoli odzyskać mi dni i życie. Też pogodziłam się z jednym faktem i czuję się o dziwo wolna. Czasami bywa, że humor złapie, kiedy świadomość uderza, ale ogólnie to jest dobrze. Jeszcze do zdrowia nie wróciłam. Boję się następnego miesiąca, całego roku. Od stycznia zdarzają mi się wypadki i uszczerbki na zdrowiu. 
Jestem obserwatorem, także też widzę jedną rzecz, która sprawia, że robi się przykro i ciężko na sercu. Przejdzie mi za parę dni. Uświadamiam sobie też, że to obie strony w końcu muszą chcieć tego samego, jeśli ma się udać. 
A jeśli chodzi o moje zdrowie, bywa różnie. Mam dni, kiedy nie jestem wstanie czegoś długo nosić w swoich rękach, a czasami nic mi nie jest. Czasami gorzej widzę, albo organizm upomina się szybciej o dawkę. Są chwile, kiedy nie mogę złapać pełnego oddechu, albo ledwo mogę ścisnąć mocno dłoń. Bywa tak, że jestem cała zmęczona i pragnę wtedy wręcz by się położyć, co kończy się tym, że ciężko mi wstać potem. Dawka się nie zmienila, ale przestaję widzieć sens w schodzeniu. Objawy nawet po 10 latach nie chcą puścić, najwidoczniej jestem skazana na ten lek już do końca. Zostanę chyba już na tym, co biorę. Z twarzy lekko zeszłam, dłonie są mniej opuchnięte i przedramiona no i może łydki. Nic więcej. Więc chyba czas w końcu i z tym się pogodzić. 
Tak myślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz