środa, 7 listopada 2018

197. Trzymaj mnie blisko

Gdy tylko się odwrócisz to dostrzeżesz mnie.

 ***

Leci już drugi tydzień z hakiem, odkąd biorę 20mg encortonu ponownie, na nowo.  Nie czuję się gorzej, objawy nadal się nie wychylają, jak jest już późno to powieki opadają, ale to normalna rzecz u mnie. Więc jest dobrze i oby tak było dłużej. Jeśli nadal będzie tak dobrze, wprowadzę więcej mestinonu za dnia, bo biorę tak jak zawsze, no chyba, że organizm chce więcej, lecz nie zdarza się to często. I zejdę znowu z dawki, powoli na 15mg. Dwa dni temu zauważyłam, że mam jakoś szczuplejsze dłonie, zeszło mi też trochę z twarzy tej wody i czuję się lepiej z tym. Nie zauważyłam zbytnio, by podczas zwiększania dawki coś się we mnie zmieniło, no a jednak. Niecały tydzień temu miałam dziwną sytuację z czujnikiem dymu. Miałam pobudkę o siódmej rano jak czujnik zaczął wyć, wstałam jak oparzona i szukałam źródła dymu - nic. Rozglądam się wszędzie, zajrzałam nawet na korytarz, czy za oknem coś się dzieje, no nic, czysto. A no i jak chwyciłam czujnik, by go wyłączyć to się uciszył. Fałszywy alarm, ale długo zajęło mi ogarniecie się po tym i uspokojenie. A już w końcu było ze mną dobrze. .____. No i następnego dnia podobna sytuacja, godzina dziewiąta rano, znowu wyrwana ze snu, znowu alarm wyje, tym razem wstałam spokojniejsza z myślą "znowu", ale alarm się różnił już od poprzedniego. Prawdopodobnie teraz bateria już słaba. Musiałam ją odłączyć, bo tym razem zawijanie w ręcznik nic nie dało. Boję się na noc baterię odłączać, a nie ma sensu by czujnik stawiać gdzieś bliżej jak śpię. Nie chcę znowu pobudki, kiedy potrzebuję odespać ostatnie ciężkie dni. Praca w gastro pozdrawia. A ostatnio przez ten incydent moje obawy wróciły i boję się, po prostu.  Znowu zajmie mi ogarnięcie siebie. 
I też przedwczoraj miałam sytuację, która sprawiła, że mój wstręt do społeczeństwa jako ogółu wzrósł. Ludzka znieczulica. Przyzwyczajone społeczeństwo do tego, że jak ktoś nie potrafi utrzymać się na własnych nogach i leży, nie mogąc wstać no to pewnie pijany/naćpany. Kula, która jest tuż obok tej osoby nic nie mówi, że jednak problem jest zupełnie inny. Zacznę może od początku. 
Budzę się i dostaję telefon czy dam radę zjawić się wcześniej w pracy. No dobra, no to mam czas tylko na to by w locie zjeść, szybko się umyć, ogarnąć i jeszcze w wilgotnych włosach wybrać się do pracy. Wychodzę tak, że będę na styk, do wyjścia z kamienicy zostaje mi ostatnie półpiętro. Moim oczom ukazuje się sąsiadka mieszkająca na tym samym piętrze co ja. Na ziemi. Obok leży kula. Od razu zaproponowałam pomoc. Już podczas podnoszenia sąsiadki z ziemi czułam, że coś jest nie tak ze zdrowiem. Stwardnienie rozsiane. Schody tamtego dnia okazały się bardzo ciężką przeszkodą i powolutku pomogłam wejść pani na drugie piętro. Dopiero czułam, że pani sobie poradzi i mogę już odejść, kiedy pomogłam jej ściągnąć kurtkę i usiąść na fotelu w jej mieszkaniu. Zostawiłam swój numer by w razie czego śmiało do mnie dzwoniła, albo pisała to przed pracą na przykład skoczę dla niej po szybkie zakupy. Ale w trakcie tej przechadzki po schodach, ja z miastenią, gdzie mi samej mięśnie szybko odmawiają posłuszeństwa, bo się szybko męczą staram się asekurować panią, być jej siłą, kiedy miała problem się podnieść albo przejść przez te schody. Przechodzili obok nas inni mieszkańcy tejże kamienicy. I co? Tylko mijali nas, nie zwrócili uwagi, a najbardziej złość we mnie wzrosła, kiedy jedna sąsiadka zniecierpliwiona, że nie może przejść "rozumie", że pani chora i ciężko jej się chodzi, ale jej się śpieszy, bo ona do pracy musi. No ja też, nawet byłam spóźniona, ale przecież nie zostawię jej w potrzebie, albo kazać jej przejść przez ostatnie półpiętro już samej, bo ja się właśnie przez nią spóźniłam. Jeśli bym musiała to bym i nawet dwie godziny się spóźniła, a nie dwadzieścia minut. No brak mi słów. Też pani mi się pożaliła, że jak na mieście się przewróci to nikt jej nie pomaga, bo myślą, że pewnie pijana. Ach, a ta kula obok to pewnie dla ozdoby i by wzbudzić sztuczne współczucie, tak. I najbardziej też uderzyło we mnie to, że ta pani choć ma rodzinę, to jest sama, sama tu mieszka, bez żadnej pomocy. Co? Jak tylko będę miała teraz wolne, pierwsze co robię to pukam i się pytam czy mogę jej potowarzyszyć i ewentualnie pomóc. I też spróbuję znaleźć tej pani pomoc, kto będzie do niej zaglądał. Przecież ja w maju mając problemy z rękoma zastanawiałam się nad tym, by jednak przeprowadzić się gdzieś bliżej rodziny w razie potrzeby. Raz próbując gotować z tak słabymi rękoma prawie skończyło się to poważnym poparzeniem. A co dopiero ta pani ma powiedzieć... Cóż, mam nadzieję, że pani skorzysta z mojej pomocy i będzie chciała pomocy od kogoś z zewnątrz. Bo jak widać, sąsiedzi mają to gdzieś. Rozumiem, że mają swoje problemy, swoje życie, ale żeby nie pomóc w potrzebie? Meh. 
Więc jeśli mijacie człowieka, który widzicie, że siedzi na ziemi, pomóżcie, zainteresujcie się. Nie każda taka napotkana osoba będzie pod wpływem alkoholu, a to przecież czuć. Nawet jeśli, no to lepiej pomóc, niż by ktoś miał sobie coś zrobić. Zwalczmy tą chorobę społeczną jaką jest znieczulica. 
Cóż, chcę wstać wcześniej niż zawsze i porobić trochę rzeczy przed pracą, także muszę się przełamać i zasnąć. Typowy okazał się trochę taką klapą, może będzie nadzieja, że serwer jeszcze wzrośnie w moich oczach, ale póki co umilam sobie czas na s2 na vesterisie. Mogłam wrócić do tylu gier, a wracam do tego jednego tytułu... dojrzewam też powoli do jednego posunięcia, ale strasznie się boję.




(miłości moja, to mi gra w duszy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz